Poczułem dodatkowy ciężar. Na chwilę mnie spowolnił ,ale zaraz bardziej się wysiliłem i włożyłem więcej siły w machanie rękoma i podnoszenie nóg.
-Rozumiem-powiedziałem-Straszne dziwne doznanie, ale przyjemne
Postanowiłem trochę urozmaicić trening i szybciej wzmocnić mięśnie. Zacząłem składać pieczęcie , starałem się robić to z taką prędkością jakbym nie nie miał lodowych sopli. Przede mną pojawiały się liczne pale. Wskoczyłem na pierwszy, później drugi i następne. teraz poczułem mocniejszą pracę mięśni i bardziej odczułem ciężar na mnie wiszący.
-Widziałem Tobirame, Hashirame i Ciebie, cóż tam robiłeś-krzyknąłem.
_________________
REKLAMA
Natura Chakry: Doton,Suiton, Mokuton
Dołączył: 09 Gru 2009 Posty: 3690
-Mnie? O, dziwne... - powiedział szczerze zdziwiony Sjan.
-Ja cały czas siedziałem sobie tutaj i rozmyślałem... No tak... - powiedział zaskoczony - Myślałem o wszelakich Ojcach Mokuton i Hyouton i próbowałem się porozumieć z Shuną, założycielem klanu Yuki, czyli ulepszonego Shiro. O, gdy skończysz trening, zobaczymy, czy będziesz tak szybki, by ominąć moją automatyczną obronę piaskiem... - powiedział ucieszony chłopak.
Wysłuchałem Sjana uważnie. Zeskoczyłem z ostatniego pala. Automatyczna obrona?! Cóż to za cholerstwo pomyślałem. Wykonałem kilka szybkich ruchów.
-Masz jeszcze tych sopli?-zapytałem z lekkim uśmiechem.
-Mam, ale jak wezmę jeszcze więcej, to Twoje tkanki bez bólu rozedrą się, powodując od razu po wypadku masakryczny ból, utratę przytomności i brak możliwości poruszania kończynami pozbawionymi głównych mięśni... - powiedział spokojnie chłopak.
-Patrz... Spróbuj mnie teraz uderzyć... - powiedział chłopak rozrzucając na ziemię dużą plamę śniegu. Część podniosła się do góry gestem Sjana i do wysokości jego pasa stała wyprostowana niczym nieprzenikniona bariera, lecz to zwykły śnieg unoszony Fuutonem...
-Uderz mnie, nie użyję żadnej z kończyn, być może dwóch palców u jednej ręki... - powiedział uradowany.
-No tak soplom podziękujemy-rzuciłem szybko i wysłuchałem Sjana.
Tylko uderzyć? Nie, zwykłe uderzenie z pewnością zablokuje ,ale atak kombinacyjny możliwe że będzie miał kłopot w głowie miałem już ułożony plan.
Ruszyłem. Przygotowałem się do uderzenia pięścią w Sjana, jednak tuż przed nim skierowałem rękę w ziemię wkładając w uderzenie chakre co spowodowało zachwianie równowagi chłopaka i krater przed nim, następnie od razu wybiłem się do góry przelatując nad Sjanem za jego plecy gdzie również uderzyłem w ziemię wzmacniając cios chakrą, tym samym obszar na którym stał chłopak mocno się obniżył. Wykonałem shunshina na prawy bok Sjana i w tym momencie zbierając dużo chakry w dłoni z całej siły uderzyłem w niego. Byłem ciekawy czy jego śnieg nadąży.
Gdy Ty uderzyłeś w ziemię za pierwszym razem, śnieg ledwo Cię musnął. Za drugim razem śnieg uderzył Cię lekko w nogę, wywracając. Jednak udało Ci się obniżyć poziom chłopaka. Próbowałeś uderzyć go z prawego boku, ale obniżył się jedynie trochę i był trochę niżej od Ciebie w małym kraterze. Śnieg będący w pionowej ścianie po prostu zablokował Twój cios bez większych trudności.
-E, cienko chłopcze... - zaśmiał się Sjan.
Zezłoszczony nie miałem zamiaru się poddać. Śmiech Sjana wkurzył mnie cholernie. Jednak trzymałem nerwy na wodzy, nie mogłem się po prostu rzucić bezmyślnie do ataku. Położyłem obie dłonie na ziemie. Po dwóch stronach Sjana i jego śniegu powstały grube korzenie ,które krzyżując się nad nim wbiły się w przeciwległe strony tworząc jakby kopułę na chłopakiem, która zaczęła go dociskać do ziemi, miażdżyć. Z nich zaczęły rosnąć gałęzie i również próbowały przebić się przez śnieg i dosięgnąć Sjana. Miałem nadzieję ,że większość śniegu będzie dawała opór dwóch wielkim korzeniom, więc w tym momencie z moich barków poszybowały w Sjana drewniane pale.
-Miałeś mnie uderzyć... - powiedział cicho Sjan, jak z ziemi zaczęły wyrastać korzenie. Zaczął wykonywać rozmaite pieczęcie, gdy nad nim stworzyła się kopuła, wokół niego była już masa śniegu. Jedno jego oko było zamknięte... Był spokojny, aczkolwiek poirytowany...
-Wiedziałem, że nie dasz z siebie wszystkiego i będziesz zmuszony do użycia Jutsu... - dało się słyszeć a potem potrzebował na to nazwę techniki...
-Zerwij się Shichiyou! Yukon Raishuu! - krzyknął a spod gałęzi, które były ledwo co przetrzymywane przez śnieg, który zbił się w kulę, wystrzeliły śniegowe łapy we wszystkie strony, lecąc wysoko w niebo, i odginając gałęzie. Potem zawróciły uderzając tuż obok Ciebie z zadziwiającym tempem. I obwijając się wokół Twojego ciała, mimo Twojej szybkości, miałeś wolne ręce do jutsu:
-Tak jak myślałem... - powiedział głos od strony śniegu parę metrów dalej.
Chwilę dezorientacji i paniki zastąpił gniew. Gniew kierowany przeciwko Sjanowi. Zamknąłem oczy i wykrzywiłem dziwnie ręce. Zebrałem w dłoniach cała możliwą chakre. Jeszcze nigdy wcześniej nie skumulowałem takiej ilości energii w rękach. Krzyknąłem tak głośno że prawie wyplułem płuca i uderzyłem dłońmi o siebie uwalniając cała chakre. Miałem nadzieję ,że fala uderzeniowa bardzo osłabi korzenie a ja za pomocą ostrzy i dalszych uderzeń ,ale słabszych uwolnię się. Jeśli udało mi się i opadłem na ziemię to ciąg dalszy ^^.
-Mam Cie uderzyć?! Proszę bardzo-warknąłem. Rzuciłem się na niego. W tym co robiłem nie było żadnej taktyki, nie było zaplanowanych kombinacji. W każde uderzenie wkładałem maximum siły. Gniew zaślepił moje rozumowanie, w tym momencie liczyło się dla jedynie dopadnięcie Sjana. Pod wpływem gniewu ,adrenaliny wykrzesałem z siebie więcej niż wcześniej. Moje ruchy stały się szybsze. Pojawiałem się z jednej strony by uderzyć a zaraz z drugiej.
Zaatakowałeś z całej siły, a śnieg podążał za Tobą i z boków, przed Tobą stał Sjan. Gdy biegłeś po prostu śnieg podniósł się do góry kumulując w miejscu Twojego uderzenia i Twoja ręka jedynie ledwo co przeszła przez połowę śniegu. Nie wiadomo z czego chciałeś uderzać, więc postanowiłeś użyć pachy. Jednak zasłaniało Ci to widoczność i śnieg targnął Cię parę metrów dalej.
Spadłem na ziemię ,czując uderzenie dość intensywnie. Przeturlałem się i wstałem. Ogarnąłem pole bitwy jak i miejsca w którym jest śnieg. Nie wiedziałem zbytnio co robić, nic nie skutkowało, a najgorsze było to że Sjan sobie tylko stał, a ja już byłem cholernie zmęczony. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Zacząłem zataczać kółka wokół Sjana i jego śniegu. Biegłem coraz szybciej, w pewnym momencie uderzyłem w ziemię, i znowu , mocniej i częściej uderzałem pięściami w podłoże. Celowałem bardzo dokładnie, gdy wiedziałem już że grunt jest dostatecznie skruszony w ostatnie uderzenie wsadziłem najwięcej chakry.Teraz oczekiwałem tego ,że spory kawałek ziemi na ,którym stał Sjan i jego śnieg pójdzie kilka metrów w dół. Wtedy wyskoczyłem w górę i splatając dłonie nad sobą spadałem w kierunku Sjana, w tym uderzeniu uwolniłem wielkie pokłady chakry, było jak młot.
Śnieg bronił Sjana za każdym atakiem. Jednak na młot potrzebował dużo śniegu. Musiał wyciągnąć obie ręce do góry aby zablokować atak śniegiem.
-Wspaniale... - powiedział klaszcząc Sjan.
-Może i jestem Chuuninem, ale niewielu w tej wiosce może mnie pokonać... - powiedział zadowolony i pokazał mu jezioro...
-Pływaj żabką bez użycia nóg, potem bez użycia rąk... - powiedział.
-Właśnie widzę, że z Ciebie taki chunnin jak ze mnie sannin-mruknął mając na myśli siłę Sjana.
-Cholera moje ręce nie będą zadowolone-rzuciłem przez ramię wskakując do jeziora-Bez rąk prościzna-krzyknąłem do Sjana.
Ułożyłem dłonie wzdłuż ciała i machałem jedynie nogami tak jak do żabki.Zrobiłem kilka kółek i dalszych długości. Pływałem również na plecach z użyciem jedynie nóg co było bardzo relaksujące. W końcu stwierdziłem,że to trening a nie wakacje. Przewróciłem się z powrotem na brzuch i uruchomiłem ręce machając nimi jak do żabki a wykluczyłem nogi. Mimo ,że mocno pracowałem rękoma ciągle moje nogi zanurzały się i ciągnęły w dół. Spróbowałem płynąć krytą żabką myśląc ,że może być łatwiej.
Woda była strasznie lodowata, jednak mimo ogromnego zimna zdołałeś nie krzyknąć i pływałeś w wodzie, lecz trochę paraliżował Cię jej chłód:
-Pływaj pod wodą... - rzucił hasło Sjan, wiedząc, że Seiso jest z Senjuu, takową odporność na chłód posiada.
Pokręciłem się jeszcze na powierzchni. W końcu wziąłem głęboki oddech i zanurzyłem się. Spokojnie machałem nogami i rękoma. Im głębiej się zanurzałem tym woda była zimniejsza. Stawało się dość strasznie, ciemność, zimno mi doskwierało coraz bardziej. Jednak nie miałem się poddać dopóki nie zabraknie mi powietrza w płucach. Przyśpieszyłem trochę i płynąłem w bezkresną ciemność. Czułem ,że już nie dam rady i może zabraknąć mi powietrza na wynurzenie więc czym prędzej wypłynąłem by wziąć następny haust powietrza i nurkować.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach