• Profil • Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości • Zaloguj
Konoha Gakure Strona Główna
• FAQ  • Szukaj • Użytkownicy • Grupy • Statystyki • Rejestracja • Zaloguj • Album • Download

 Ogłoszenie 

Dzień Tygodnia Pora Roku Pogoda Gazetka Event
Czwartek Wiosna +19°C, wiatr Gazetka nr.12 - Brak -

1.Zapraszam do rejestrowania się na forum!
2. Proszę o głosowanie w Toplistach!
3. Zapoznajcie się z regulaminem
4. Nicki mają być KLIMATYCZNE

Poprzedni temat «» Następny temat
Kaiba
Autor Wiadomość
Uchiha Kaiba 


Natura Chakry: Fuuton
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 125
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2010-08-02, 19:39   Kaiba

Dane personalne

Imię: Kaiba
Klan: Uchiha
Wioska: Konoha Gakure
Ranga: Gennin
Kekkei Genkai: Sharingan

Statystyki

Specjalizacja:

Walka Mieczem: 80%

Mistrz władania mieczem: (szybszy wzrost wprawy w walce w zwarciu bronią)
1 Poziom
Wiekszość Zwykłych Shinobi nie dorównuje ci w walce mieczem.
2 Poziom Wymagane: 35% wprawy w walce mieczem w zwarciu
Możliwość walki 2 mieczami lub 1 dwuręcznym.
3 Poziom Wymagane: 50% wprawy w walce mieczem w zwarciu
Zadajesz niezwykle precyzyjne ciecia. Potrafisz znaleźć lukę nawet w najtwardszej zbroi.
4 Poziom Wymagane: 80% wprawy w walce mieczem w zwarciu
Możesz wykonać w Kuźni jeden miecz ze Specjalnymi zdolnościami (coś jak unikalne miecze mistrzów miecza)
5 Poziom Wymagane: 100% wprawy w walce mieczem w zwarciu
Potrafisz jednym cięciem przeciąć drzewo bądź skałę. Twoja broń nigdy się nie tępi i przecina każdą inną. Przeciwstawić się temu może jedynie broń z wpuszczoną w nią chakrą.

Siła: 12
Wytrzymałość: 22
Szybkość: 15
Zręczność: 25
Kontrola Chakry: 24
Kontrola Natur Chakry:
Fuuton: 12
Suiton: 0 (nieopanowane)
Kontrola Kekkei Genkai: 17


Styl Walki: Subayatari
Walka Wręcz: 13%

Jutsu:

KekkeiGenkai



1 Poziom Sharingana

Możliwość kopiowania Taijutsu. Lekko zwiększona szybkość reakcji.

NinJutsu (E)

Kai.
Kawarimi no jutsu.
Henge no jutsu.
Bunshin no jutsu.
Shunshin no jutsu.

NinJutsu (D)

Dekata ki.
Dekata mizu.
Ninpou. KiriGakure no jutsu.
Fukumi hari.

TaiJutsu (E)

Tokken.
Taren Ken.

GenJutsu (E)

Utsusemi no Jutsu


Wygląd: -Avek- | Posiada on ciemno zielone oczy, oraz srebrno-białe, zawsze rozczochrane włosy. Jest szczupły, nigdy się nie przygarbi, jego postawa czasami sugeruje, że patrzy na innych z góry.
Wzrost: 1.4 metra
Waga: 36kg

Cechy Charakteru:

Bardzo trudno jest zdobyć zaufanie srebrnowłosego. Choć jest tylko dzieckiem, bardzo często zachowuje się jak mały dorosły. Lubi być arogancki i sarkastyczny. Jednak jeśli ktoś zrobi na nim wrażenie swoją osobą, czy to postawą, charakterem, czy choćby zdolnościami - potrafi być w stosunku do niej bardzo miły. Więcej na jego temat nie wie nikt, gdyż jest niezwykle skryty.

Ekwipunek:

Rou: 150

5 kunai, 5 shuriken

Broń ze specjalizacji mistrz miecza.

Enkou no Tsurugi: Jest to katana która od wieków była przekazywana w rodzinie Kaiby z pokolenia na pokolenie. Powiada się, że ma ona wiele tajemniczych potężnych właściwości, ale młodzieniec póki co nie potrafi używać jej w inny sposób jak zwyczajnej broni. Sai jest całe czarne, rękojeść posiada trzy barwy. Podstawą jest oczywiście czerń, dodatkiem szkarłat, zdobieniem są niewielkie złote fragmenty. Ostrze delikatnie błyszczy srebrem. Cała broń ma długość 1.4 metra, jest nadal trochę za duża dla 12-latka.

Właściwości:

I (od chuunina)

Enkou no Tsurugi posiada bardzo ciekawą zdolność. Techniki które zwiększają jej ostrość i ogólne "statystyki" wymagające stałego dopływu chakry od użytkownika, już go nie potrzebują. Dawka energii jest minimalna i dostarczana tylko do aktywacji jutsu.

Drugą częścią tej samej właściwości jest możliwość "wyrzucenia" z ostrza zgromadzonej w nim chakry (zazwyczaj żywiołów). Przybiera ona postać cienkiego sierpa, jeśli energia zostanie uwolniona wraz z cieciem, lub podłużnego pocisku, jeśli wraz z pchnięciem. Najlepsze efekty osiągamy gdy używamy trzech żywiołów na raz. Choćby Katonu, Fuutonu i Dotonu (czy Raitonu) lub Suitonu, Fuutonu i Raitonu.

II (od chuunina)

Ostatnią z właściwości Enkou no Tsurugi, jest nie akceptowanie nikogo innego prócz właściciela. Gdy dotknie jej ktoś inny niż on (nawet przez materiał) i posiadacz nie trzyma katany, efekt się ujawnia. Z całej powierzchni Enkou no Tsurugi wyrastają błyskawicznie setki niewielkich srebrnych ostrzy, osiągają długość do czterdziestu centymetrów. Zaraz potem znikają.

Biju/Pieczęć: Brak

Natura chakry: Fuuton
Dodatkowe: Brak
Pakty: Brak (ze zwierzętami)

Misje:
D-0
C-0
B-0
A-0
S-0

Historia:

Rozdział I - Opowieść.

Nazywał się on Hisato, miał zaledwie sześć lat. Jego rodzice kochali go ponad wszystko na świecie, a jednak nie mogli się nim opiekować tak jak by tego chcieli. Czasy były ciężkie, dwa lata temu susza, rok temu „dla odmiany” powódź. Wszystkie rolnicze rodziny we wiosce miały niemałe problemy, nie było co włożyć do garnka. Oczywiście dotyczyło to również państwa Kawasawa. Chłopiec każdy z wiosennych dni spędzał w domu leżąc na łóżku i starał się nie myśleć o niczym. A w szczególności zależało mu by nie słyszeć burczenia swojego brzucha. Będąc jak na swój wiek dość dojrzała osobą, w każdym razie w porównaniu do swoich rówieśników z okolicy, miał świadomość pewnej rzeczy o której oni raczej nie myśleli. Bieganie, wariowanie, wszystko to co dawniej robił na co dzień miało jeden teraz ważny skutek - głodniało się od tego. Mając aż nazbyt dużo czasu na bycie z samym sobą, szybko doszedł do etapu w którym całkowicie utracił dotychczasowy pogląd na życie. Pamiętał bajki opowiadane mu przez Ichiro, jego ojca. W nich zawsze ci dobrzy wygrywali i żyli w szczęściu do końca swych dni. Ludzie za sprawą stworzyciela nie musieli obawiać się smutku i głodu za sprawą niepowodzeń, tak długo jak byli bogobojni. Konkluzja przyszła nagle, była jak nagłe zbicie szyby przez której pryzmat oglądał życie. Nieświadomie zaczął mówić na głos. Szeptał niezwykle cicho, podciągając nosem, czując jak łzy moczą poduszkę.

- Boże... Jeśli n-naprawdę istniejesz to pomóż nam. Czy nie widzisz jak źle się dzieje? J-jeśli ktoś stąd... Z... Z-zwątpił to ukaż go a nie wszystkich! Co ja Ci złego zrobiłem? <chciał przełknąć ślinę, nie mógł, miał sucho w ustach> Co zrobiła moja mama albo tata?!... Odpowiedz mi, Boże!... Daj mi chociaż jakiś znak...

Był wychowywany na wierzące dziecko, było dla niego normalnym wieczorami modlić się do Boga o zdrowie dla rodziny, dobre zbiory i dużo zabawy w swoim życiu. Czasami koledzy chorowali, tata zranił się na polu, ale zazwyczaj tłumaczył to sobie łopatologicznie. Nie chciał się nad tym głębiej zastanawiać. „Pewnie nie miał czasu mnie wysłuchać, tyle osób się do niego ciągle modli. Ktoś na pewno ma dużo większe problemy i nim musi zająć się najpierw.” Nim stało się cokolwiek więcej, usnął. Jedynie na krótką chwilę... Nie potrafił spać głodny, a teraz nie był nawet niewyspany. Niepośpiesznie wstał. Obrzucił podłogę martwym spojrzeniem.

- Boga nie ma. Nigdy nie istniał. Ludzie muszą radzić sobie sami. Jeśli tak nie jest to przekonaj mnie do tego, stwórco!

Cisza, nic się nie zmieniło. Wszystko pozostało dokładnie takie samo jak przedtem. Hisato uśmiechnął się ironicznie. Zrezygnowany opadł plecami na posłanie, leżał. Minęło kilka godzin, w końcu musiał wstać. Ubikacja wzywała. Załatwił swoją potrzebę, znudzony dniem wyszedł z domu. Przechadzał się po pustych ulicach. Spoglądał na pracujących w oddali dorosłych. Co teraz stanie się z tym zapomnianym przez boga miastem? Czy wszyscy zaczniemy walczyć ze sobą o przetrwanie w tych trudnych czasach tak jak w legendach? Czarnowłosy nie musiał długo czekać na potwierdzenie swojej teorii. Usłyszał trzask łamanego drewna, obejrzał się za siebie. Jakiś mężczyzna zabrał ze sklepu worek ziemniaków i po prostu odszedł. Kobieta chciała go zatrzymać łapiąc za koszulę, jednak drewniana lada nie wytrzymała naporu jej ciała. Zielonooki chłopiec nie chciał się w to mieszać, poszedł dalej przed siebie. Jednym uchem wpuścił docierające do niego wrzaski, drugim wypuścił. Dotarł do obory będącej własnością jego rodziny, pchnął masywne drewniane drzwi, wszedł do środka. Było ciemno, jeszcze chwilę musiało potrwać by jego oczy dostosowały się do nowych warunków...

Rodział II - Dawne Początki.

- Jest już późno kochanie, dokończysz mu opowiadać następnego dnia. Musi się wyspać inaczej jutro nie będzie miał dość sił na swoje zajęcia. A teraz dalej Kaiba-chan, spać! I to bez gadania!

- Ale maaamooo! Ja chcę wiedzieć co będzie dalej, proszę jeszcze tylko chwilka! Maaamoo!

- Masz dopiero cztery lata! Jest już ciemno, do spania albo zostaniesz uziemiony na tydzień! Nie wiem czego twój ojciec chce cię nauczyć tą historią, naprawdę. Nie ma w niej nic pożytecznego. Spać! Hisato, musisz mi pomóc wekować te wszystkie ogórki i buraki które dostaliśmy, w końcu lato już się kończy.

Czterolatek z doświadczenia wiedział, że kłócenie się ze swoją mamą nie ma większego sensu. Lekko obrażony gwałtownie obrócił się w stronę ściany i jednocześnie nakrył się pościelą pod samą szyję. Emiko dała mu w policzek całusa na dobranoc, tata rozczochrał mu włosy. Trzasnęły drzwi. Przysłuchiwał się odgłosom rodziców schodzących po schodach. Nie raz nie dwa gdy tylko otworzył drzwi będąc pewnym, że jest już bezpiecznie stała za nimi mama z gotową dziesięciominutową reprymendą. Tym razem był pewny swojego, wyskoczył z łóżka i na paluszkach podszedł do wyjścia. Powoli nacisnął klamkę, uchylił drzwi. Z ulgą wypuścił powietrze, może i był pewny ale „nigdy nie należy nie doceniać mamusi”. Po cichu zszedł schodami na parter, zajrzał do kuchni. Tego co spostrzegł w życiu by się nie spodziewał, nawet nie brał by pod uwagę możliwości takiego „czegoś”. Mama i tata całowali się i to całkiem namiętnie. Zniesmaczony chłopiec błyskawicznie udał się do swojego pokoju chcąc jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o tym wszystkim co przed chwilą widział.

Obudził się jeszcze nim słońce wyszło poza linię horyzontu. Przeciągnął się leniwie i przetarł oczy. Chwilę przysłuchiwał się śpiewom ptaków zamieszkujących okoliczne kilkusetletnie drzewa. Niepośpiesznie zrzucił z siebie piżamy i ubrał się. Wesoło skacząc po schodach dotarł do kuchni. Jak co ranek zastał zostawione mu śniadanie. Przyzwyczaił się już do tego, że rodziców widuje jedynie wieczorami. Stosunkowo często był zostawiany samemu sobie na kilka dni, lecz wtedy zawsze na stoliku leżała karteczka a lodówka była wypchana jedzeniem po brzegi, wręcz pękała od niego. Szybko przegryzł co nieco i wybiegł z mieszkania. Zatrzymał się, nie mógł się zdecydować czy udać się do pobliskiej wioski czy pobuszować po lesie. Mieszkanie z dala od reszty świata miało swoje zalety, ale także i wady. Choć tych drugich nad aktywny czterolatek raczej nie zauważał. Uznał, że jego koledzy zapewne jeszcze śpią, dlatego wbiegł w las. Nagle spostrzegł małego zająca, bez zastanowienia pogonił za nim chcąc go złapać. Znał teren doskonale, każde drzewo i wszystkie przeszkody. A jednak, zwierzaczek nadal był szybszy. Po kilkunastu sekundach Kaiba zrezygnował, teraz już jedynie szedł przed siebie, dokładnie w kierunku w którym jak mu się zdawało udał się szaraczek. Wydedukował, że niedługo znajdzie się na niewielkiej łączce posiadającej w centrum mały staw. Przypomniał sobie o pewnym fakcie. Schował w tamtej okolicy niewielką drewnianą katanę którą... Pożyczył sobie z targu. Uśmiechnął się na myśl trenowania z bronią. Zawsze podziwiał samurajów władających bronią tak jak nikt inny. Zainteresowanie tym nie wzięło się z nikąd. Jego rodzice prowadzili w mieście dojo. Troszkę ćwiczył z tatą, ale jednak zazwyczaj wolał bawić się z kolegami w lesie. Powoli jednak jego system wartości się zmieniał. Czy robi się ze mnie samotnik? Nawet jeśli, to co z tego? Po krótkim poszukiwaniu już trzymał w rękach „broń”. Jak to dziecko, zaczął wymachiwać mieczem bez większego składu i ładu biegając przy tym w około. Zanim się obejrzał minęła już prawie godzina, był niezwykle wyczerpany i do tego głodny. Zadowolony z siebie udał się do miasta, a po drodze wstąpił do domu i coś przekąsił. Nie po raz pierwszy dane było mu oglądać budzącą się do życia okolice. Pierwszy ożył targ, pojawili się pierwsi kupcy przybywający z okolicznych miejscowości. Ustawiali stragany wyjmując najróżniejsze rzeczy, począwszy od zwyczajnych produktów spożywczych kończąc na niezwykle drogich tkaninach o jaskrawych kolorach. Reszta pewnie jeszcze śpi... To może odwiedzę rodziców? I tak nie mam nic lepszego do roboty.

Słońce niewiele zmieniło swoją pozycję na porannym niebie a fioletowooki już dotarł tam gdzie chciał. Gdy teraz tak sobie pomyślał, nigdy jeszcze nie widział jak wygląda praca mamy i taty. Niby wiedział trochę z tego co mu mówili, ale za dużo z tego nie rozumiał. Nie... Trafniej było by określić, że nie potrafił sobie wyobrazić tego co wtedy usłyszał. Rozumiał mniej więcej czym jest chakra, jak powinno się jej używać, wiedział też trochę o żywiołach, oczywiście wszystko jedynie w teorii. Postanowił szybko przewertować sobie w głowie wszystko co wpajała mu Emiko. Nie cierpiał być o coś pytany i nie móc znaleźć odpowiedzi. W całym ciele są takie kanaliki energii i to dzięki nim możemy używać tych... no... Jutsu! By ich użyć trzeba zmieszać chakrę o podstawie fizycznej i tą duchową. Dzięki niej możemy choćby szybciej biegać koncentrując ją na stopach. Istnieją także odmiany opierające się na czterech podstawowych żywiołach: ogniu, wodze, powietrzu, ziemi. A i oczywiście jest jeszcze błyskawica. No tyle chyba mi starczy by nie wyjść na głupka, oby.

Otworzył szeroko oczy na widok tego co zobaczył. Niezwykle duże połacie terenu posiadające coś w rodzaju basenu zaraz na lewo od wielkich dębowych drzwi wejściowych. Nie było by w tym nic aż tak niezwykłego, gdyby nie był to nadal sam środek miasta. Przewrócił się na pośladki, nie bez powodu. Kilka centymetrów przed jego twarzą przeleciała niewielka stalowa gwiazdka – shuriken. Zaraz potem spostrzegł jeszcze kilkanaście takich obiektów wbijających się to w ziemię, to w masywny drewniany mór a to w pobliskie drzewa. Usłyszał krzyk swojego ojca „Co ty tu robisz?!” Nie było w nim złości, raczej dawka frustracji połączona z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Chłopaczek tak bardzo przejął się tym wszystkim i jednocześnie czując się niezwykle podekscytowany niezbyt zwracał uwagę na to co dzieje się wokół niego. Nie wiedział za bardzo jak, ale teraz siedział w oddali na ławce i miał obserwować sparing Hisato i jakiegoś nieznanego mu mężczyzny. Zaczęło się całkiem zwyczajnie, wymieniali uderzenia i kopnięcia sprawdzając swojego oponenta. Stopniowo przyśpieszali tempo, mały nie mógł zbyt dobrze nadążyć za tym jak nacierali i bronili się. A był to dopiero początek... Wokół dało się słyszeć charakterystyczny metaliczny szczęk towarzyszący odbijaniu się od siebie kunaiów i shurikenów. Blondyn zastanawiał się jak to się dzieje, że zawsze odbijają się od siebie zamiast trafiać, przecież oni rzucają prawie jednocześnie, jeśli nie jednocześnie. Z zamysłu wyrwał go bardzo głośny huk zderzających się ze sobą katan. Powtarzał się on tak często, że był prawie ciągłym odgłosem. Mały uświadomił sobie pewien niezwykle ważny w tej chwili fakt – patrzył się przed siebie, ale widział tylko cienie i niewyraźne zarysy przemykające po arenie. Obydwoje walczących zatrzymało się, tata koło wodnego zbiornika a nieznajomy pan kilkanaście metrów od niego. Pierwszy rozpoczął ojciec.

- Ninpou... KiriGakure no jutsu. > Kaiba na początku nie wiedział o co chodzi z tą nazwą i dziwną pozycją którą przybrał jego tata, ale szybko okazało się jakie buty nosi ta technika. W dość szybkim tempie okolice zaczęła wypełniać mgła, stawała się ona co raz to gęstsza, aż do momentu w którym problemem było dostrzeżenie czubka własnego nosa. Jasnowłosy chciał zadać jakieś pytanie, ale kompletnie wyleciało mu z głowy gdy usłyszał po raz wtóry szczęk broni. Jakim cudem oni mogą walczyć w tak znikomej widoczności? Doszedł do niego basowy głos, zapewne owego nieznajomego.

- Katon! Gokakyuu no jutsu! > Ogromna ognista kula w szybkim tempie przedzierała się przez mgłę, by na końcu spektakularnie wybuchnąć i lekko poprawić widoczność w okolicy. Chłopaczek zdziwił się widząc uśmiechy goszczące na twarzach obojga pojedynkowiczów. Najwyraźniej dobrze się bawili choć najwyraźniej nie były to bezpieczne „igraszki”.

Obecna statyczność była jak się okazało jedynie pozorna, w ułamku sekundy spod ziemi wyrwała się ręka łapiąc nowego „znajomego” za nogę. Dało się słyszeć stłumione „Doton! Shinjuu Zanshu no jutsu!”. Jedynie burza czarnych włosów pozostała widoczna, zapowiadało się na koniec walki – lecz jak zwykle to bywa, nie mogło się skończyć tak łatwo i szybko. Puf! Mała chmurka białego dymu wzniosła się w górę, odsłaniając znajdującą się teraz w miejscu zakopanego drewnianą kłodę. Blondyn ucieszył się słysząc, że walka jest już skończona, przynajmniej na dzień obecny. Za dużo adrenaliny jak dla czterolatka. Gdyby dwójka mężczyzn podeszła do niego, zdawało mu się, że dzieje się coś dziwnego. Przez chwilę świat rozmył się, jakby był tylko iluzją. Jednak szybko powrócił do normalnego stanu. Ojciec zaczął coś do niego mówić, słyszał jedynie dziwne dźwięki które nie mogły być słowami. Ale przecież rusza ustami normalnie... Co tu się dzieje? Przetarł oczy nie będąc pewny tego co widzi. Niezwykle szybkim ruchem kruczowłosy wyciągnął katanę z sai i zadał pchnięcie w bok klatki piersiowej Hisato. Fioletowooki otworzył szeroko oczy, krzyknął, nie było dźwięku. Nic nie słyszał, a przecież krzyczał...

Rozdział III - Rzeczywistość.

Leżał nieruchomo w swoim łóżku, nie otwierał oczu. Cholera jasna, wszystko przez te opowieści ojca, tym razem nawet śniło mi się, że coś opowiadał! Czy to mama miesza mi w głowie za pomocą genjutsu kiedy śpię? Co oni sobie myślą, tylko „ninja, ninja” im w głowie, a to nie jest moje jedyne marzenie. Ciekawe czy w końcu to zaakceptują...? Zwlókł się z wyrka i podszedł do dużego naściennego lustra. Przyglądał się sobie. Znów się nie wyspałem, wyglądam dziś okropnie. Dość długie biało-srebrne włosy wyglądały teraz dośc komicznie. Z jednej strony były przylizane od leżenia na poduszce, a z drugiej zwyczajowo rozczochrane. Powieki były tak ciężkie, że trudno było je unieść by ukazać ciemnozielone oczy. Za tydzień dziesiąte urodziny... Jeśli znów jako prezent będą chcieli zabrać mnie na misje to ja dziękuje... Zaburczało mu w brzuchu. Zmierzwił sobie włosy i nie przebierając się poszedł do kuchni. Widząc karteczkę na stole zamruczał pod nosem „mogłem się tego spodziewać.”. Zaczął czytać:

Skarbie, śniadanie jest w lodówce, tak samo obiad i lunch. Musisz tylko podgrzać w mikrofali. O zachodzie słońca masz być spakowany do tygodniowej misji, bez gadania! Jeśli będzie trzeba weźmiemy Cię siłą. Spakuj katanę którą dostałeś od ojca i pigułki żywnościowe. Jedno ubranie na zmianę i obowiązkowo drugą parę butów. Resztę weź według własnego uznania.
Kocham Cię! Mama.

Wygląda na to, że nie mam wyboru. Rok temu było dokładnie tak samo. Przygotowując sobie najważniejszy posiłek dnia zastanawiał się jak powinien spędzić ten dzionek. Już jedząc doszedł do wniosku, że powinien trochę potrenować. Rodzice zawsze mieli kompleks na punkcie tych wszystkich technik Ninjutsu i innych powiązanych z używaniem chakry, a on lubił tylko jedną jedyną -Shunshina. Wiele razy długo wmawiano mu jak ważne jest posiadanie opasłego zapasu technik w zanadrzu, ale on polegał tylko na rodzinnym ostrzu i swoich zdolnościach fizycznych. Zawsze żył „na luzie” mając jako motto „jeśli nie nauczę się czegoś za pierwszym razem to nie warto się tego uczyć w ogóle.”. Nadal pozostając w piżamach poszedł w stronę piwnicy, lekko sfrustrowany zasadził kopniaka w drzwi by je otworzyć. Szybko okazało się to krytycznym błędem, przez kończynę przeszedł kłujący dreszcz, a zaraz potem pojawił się duży ból na całej długości. Przyklęknął masując sobie mięśnie i mając łzy w oczach. Przeklął cicho. Jak to było?... Zgromadzić chakrę w ręce i wtedy będzie można otworzyć? Klick, trzask, klick, trzask. Ukryte zamki, kompletnie o nich zapomniałem, nareszcie otwarte. Wszedł do środka. Wbrew pozorom ta piwnica nie różniła się tak drastycznie od wszystkich innych. Mała, zatęchła, ciemna. Jednak tutaj składowane były setki zwojów opisujących przeróżne techniki i style walki. Srebrnowłosy złapał za jedyny który wyglądał znajomo, rozwinął go. Dobrze trafił, znalazł to co chciał – dokładny opis podarowanej mu dwa lata temu katany. Podczas zeszłorocznej misji używał go jedynie jak zwykłej broni, za co został potem zrugany. Otrzymał stosowny wykład opisujący wszystko co trzeba było mu wiedzieć, lecz był wtedy tak rozgniewany, że prawie nic nie zapamiętał. Zabrał się do czytania.

Nasze miecze nie posiadają żadnej określonej nazwy jako, że nie istnieją same w sobie. To co on nich otrzymujemy zależy jedynie od tego, co mamy w sobie. Użytkownik ognia zostanie obdarowany większą potęgą, użytkownik iluzji - większą siłą umysłu. Jedynym sposobem by używać rodzinnego stylu walki jest posiąść błogosławieństwo broni. Tylko ci o czystych intencjach mogą posługiwać się naszym sposobem walki, każdy kto po otrzymaniu daru z własnego wyboru, świadomie zbłądzi - zginie. Kontrakt ten zostanie zawiązany gdy przedstawiciel posiadający KekkeiGenkai ostrza – Klanu ostrza, skropi miecz swoją własną krwią. Do czasów dzisiejszych tylko dwa rody posiadają nasz limit krwi. Jednym z nich jest rodzina Kawasawa, a wieści o drugim... Podobno tylko jeden spadkobierca z tej rodziny pozostał przy życiu.

To wszystko? Nic więcej nie jest opisane... Czy to ze względów bezpieczeństwa? A może to naprawdę tylko tyle? Ciekawe kim jest ten drugi „obdarzony”. Z Kawasawów jestem jedynym z tego pokolenia, a poprzedniego zostali tylko moi rodzice... Tata kiedyś wspominał o legendarnym starciu podczas czwartej wielkiej wojny shinobi dwóch rodów Ostrza. Był wtedy całkiem porządnie wstawiony, wypił za dużo sake... Czemu nigdy nie poprosiłem by powiedział mi o tym coś więcej? Po tym wszystkim naszło go jeszcze coś... Przecież on sam nie zawarł nadal kontraktu ze swoim mieczem! Zawahał się, zawsze wydawało mu się, że postępuje dobrze. A przynajmniej, że nie postępuje źle... Czy miał predyspozycje do zostania shinobim? Wypuścił powietrze z płuc czemu towarzyszył przeciągły charakterystyczny dźwięk informujący o zrezygnowaniu. Jeśli moi rodzice by we mnie nie wierzyli, to nie męczyli by mnie tak bym został ninja... Raz kozie śmierć Stanowczym krokiem poszedł do swojego pokoju, zamaszystym ruchem otworzył szafę prawie wyrywając drzwiczki z zawiasów. Wygrzebał katanę spod sterty rupieci. Zamruczał pod nosem - „Jak by tu ją nazwać?”. Nie wiedział dokładnie w czym jest dobry, bo nigdy na poważnie nie trenował. Spróbował więc wymyślić coś powiązanego z szybkością... Senkou no Tsurugi...(Ostrze błysku) Zdecydował całkiem szybko i tak samo szybko jak i nierozważnie dotknął palcem wskazującym końca ostrza. Skrzywił się lekko czując ból, ale to ostre! Ustawił miecz poziomo, położył zraniony palec przy rękojeści, szybkim ruchem przejechał nim po ostrzu zostawiając na nim szkarłatną smugę. Po kilku sekundach krew znikła, jakby wsiąkła w katanę. Teraz mógł spokojnie obserwować zadziwiające zjawisko zmiany kształtu broni. Główną zmianą była kolorystyka, nie tylko uchwytu ale także pochwy. Pojawiła się na nich domieszka złotej barwy, oraz stosunkowo dużo czerwonej. Katana miała teraz na oko jakieś metr czterdzieści długości. Z tego co czuje... Teraz mogę używać jej tak samo jak mojej kończyny? Kondensować w niej energię do technik... Całkiem przydatne. Nagle zielonooki poczuł się niezwykle zmęczony, nie mając jakoś żadnych kontrargumentów dla siebie - położy się spać.

Rozdział IV - Opowieść.

Otworzył oczy, ledwo powstrzymał wrzask. Świadomy sen? Coś takiego w ogóle istnieje? Tata opowiada historię, a ja jestem w ciele sześciolatka... i do tego jestem blondynem... Dobra co mi szkodzi, posłucham. To i tak tylko sen. Ale żebym był w ciele mojego taty... Nie, zaraz. Tata opowiada mi swoją historię jak to był mały a ja teraz... A nie chce mi się o tym myśleć! To tylko głupi sen! Tu nic nigdy nie ma sensu! Z moją wyobraźnią chyba jest coś nie tak... W środku stodoły chłopczyk dostrzegł oboje swoich rodziców. Został przez nich ciepło powitany no i oczywiście, zagoniony do pomagania. W udziale dostała mu się najgorsza robota, ale jedyna którą mógł wykonywać w tym wieku. Przerzucanie gnojówki. Następne kilka godzin z życia Hisato najchętniej zapomniał by od razu, ale nie było to takie proste gdy idąc do domu ludzie zatykali nosy na twój widok i cofali się o kilka kroków. Nie wytrzymał i zaczął biec. Prawie się przewrócił o prób wchodząc zadyszany do domu, poczłapał do toalety by się umyć. Załatwił sprawę szybko, czekał na niego obiadek. Co prawda niezbyt obfity, ale dało się najeść. Resztę dnia spędził tak jak przypuszczał, nudząc się w domu. Dopiero wieczorem rodzice zabrali go na targ, by pomógł im zrobić małe zakupy. Było całkiem nudno, aż do momentu gdy kilkanaście metrów od nich wybuchły jakieś wrzaski, a po chwili tłum pośpiesznie się rozstąpił. Okolica nagle zaczęła się trząść, rozpadać, a na koniec rozmywać jakoby świeżo namalowany obraz oblany wiadrem wody...

Rozdział V - Rzeczywistość, wyprawa po nieznane.

Został obudzony w niezbyt przyjemny sposób, za sprawą bardzo mocnego szturchania. Nim zdążył coś powiedzieć, zamilkł. Spodziewał by się wielu rzeczy, ale nie uśmiechu na twarzy budzącej go matki. Normalnie dostał by teraz wykład o tym jak beznadziejnie nieodpowiedzialne jest jego zachowanie, a teraz co? Ojciec podniósł leżącą na podłodze broń i przypatrywał się jej przez kilka sekund. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że Emiko zalewa go potokiem słów, udało mu się wychwycić z tego monologu: „brawo”, „nareszcie”, „przynajmniej nie musimy teraz się z tym męczyć”. Tego ostatniego powinien był się spodziewać, mama zawsze była pochopna i strasznie uparta. Jeśli się już do czegoś zapaliła nie było na świecie takiej rzeczy która by ją od tego odwiodła. Hisato rzucił mu pod nogi zapakowany plecak, a zaraz po tym podał mu katanę. Zapytał się białowłosego, czy już ją nazwał. Lekko zmieszany dziesięciolatek odpowiedział, że tak - Senkou no Tsurugi. Jedyna kobieta w pomieszczeniu buchnęła śmiechem, przez łzy nadal się dusząc powiedziała „To naprawdę do ciebie pasuje!”. Nie był pewny czy słysząc to powinien czuć się obrażony czy pochwalony, dał sobie spokój z rozmyślaniem gdy został pogoniony. Podobno czas naglił.

Ciemność powoli ale nieubłaganie pogłębiała się gdy trzyosobowa rodzinka skakała z gałęzi na gałąź przemieszczając się trasą przecinającą wskroś największą z pobliskich puszczy. Kociooki nie dostał zbyt wiele szczegółów na temat tego co będą robić. Wiedział tylko tyle, że jest to misja rangi B. Teoretycznie nie powinien w ogóle w niej uczestniczyć, ale mając za opiekunów dwójkę jouninów nie powinno być większych problemów. Przynajmniej tak mu się zdawało. Zamknął oczy na chwilę delikatnie dłuższą od mrugnięcia...

Rodział VI - Opowieść.

Znów znajdował się na targu w ciele dziecka, nim świat ułożył się na tyle by mógł prowadzić z nim interakcje, jego „rodzice” zaczęli uspakajać kłujące się ze sobą postacie. Chłopiec podbiegł do nich i chciał ich uspokoić, przeczuwał, że coś niedobrego zaraz się stanie. Tak samo jak w tym drugim śnie... Tylko o wiele gorszego. Nie mylił się. Jedna z zakapturzonych osób rzuciła kilkoma soczystymi przekleństwami, machnęła ręką odrzucając część płaszcza by oswobodzić sobie ręce. W niesamowicie szybkim tempie złożyła kilkanaście pieczęci. Mama się zachwiała, wyciągnęła rękę przed siebie. Ojciec złapał ją za ramię i zapytał co się dzieje, a ta biorąc od nieznajomego kunai’a zamachnęła się i przebiła sobie szyję. Wszędzie dookoła rozległy się krzyki, ludzie zaczęli uciekać w panice tratując się nawzajem. Zszokowany mężczyzna wrzasnął „Coście jej zrobili?!”. Mały blondynek spostrzegł czerwone oczy błyszczące pod kapturem, ta postać nie spoglądała na niego, lecz na jego tatę. To jest... Sharingan? Tatuś pochylił się, podniósł z ziemi broń, popełnił samobójstwo w dokładnie w ten sam sposób co kobieta. Kaiba nie chciał unieść zszokowanego spojrzenia, bał się tych oczu. Nienawidził ich. Dostrzegł ruch ręki, obrzucił wzrokiem piękny złoty pierścień. Podświadomie wiedział, że to już jego koniec. Dobrze się domyślał. Nie mógł już kontrolować swojego ciała, nachylił się i chwycił kunai. Bardzo powoli, czując dawkę bólu niemożliwą do opisania poderżnął sobie gardło. Zapadła ciemność.

Rozdział VII - Rzeczywistość, ostatnia część.

Otworzył oczy czując niesamowicie przyśpieszony rytm bicia serca w klatce piersiowej. Prawie nie wcelował z odbiciem się, zachwiał się. Prawie spadł kilkanaście metrów w dół, co poprzedziło by efektowne rąbnięcie w cześć drzewa. Zatrzymał się, odruchowo. Podobnie zrobili jego rodzice. Jeden szybki skok i już stali przy nim, wypytując o to co się stało. Wydało się to białowłosemu niezwykle dziwne, przecież nie mieli jakiegoś większego powodu do zmartwień.

- O co tu chodzi, czemu wy się tak zamartwiacie? To prawie jakbyście wiedzieli co się przed chwilą stało... Ale przecież nie możecie tego wiedzieć! Nie powinniście móc tego wiedzieć... Prawda?

Zapadła cisza, Hisato i Emiko opuścili głowy, włosy opadły im na twarze. Kaiba nie był w stanie dostrzec wyrazu ich twarzy. Co tu się do cholery wyprawia? Ponownie naszło go to samo złe przeczucie co przed chwilą... Nim się spostrzegł a już trzymał dłoń na rękojeści katany, drżał ze strachu. Dobrze wiedział, że jeśli jego najczarniejsze przypuszczenia się sprawdzą to już po nim. Nie ma szans przeciwko swoim rodzicom, a nawet gdyby miał, nie potrafił by ich zranić. Nawet gdyby chcieli go zabić, po prostu nie potrafił by tego zrobić. Księżyc wyjrzał zza koron drzew oświetlając okolice, a co ważniejsze, mamę i tatę. Tego się obawiał – wyraz twarzy szaleńca. Gościł on na twarzy dwóch najbliższych mu osób. Cokolwiek ma się teraz stać, nie będzie to nic przyjemnego. Odskoczył w tył, na poprzednią gałąź. Wyjął Senkou no Tsurugi z sai, przełknął ślinę. Czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Skoczyli, zaczęło się. Machnął z rozpaczą kataną w stronę atakującej go matki, zablokowała z łatwością. Poczuł jak ostrze ojca przebija pancerz na lewym ramieniu i pozostania głębokie cięcie na pół długości klatki piersiowej. Jęknął czując przeszywający go wskroś ból. Mięśnia nóg odmówiły mu posłuszeństwa, opadł na kolana. Jakimś cudem to, że teraz spadł w dół po odturlaniu się w bok uratowało mu życie. A przynajmniej przedłużyło je o kilka sekund. O centymetry wyminął cięcia mieczy. Lecąc w dół czół jak gałązki tną mu skórę, nawet zderzenia z liśćmi były niezwykle bolesne. A uderzenie o ziemie... Nie było czymś co każdy chciał by doświadczyć. Mężczyzna i kobieta wylądowali ze spokojem po obu stronach białowłosego. Ten natomiast nie mógł się ruszyć, nawet nie dał rady wyksztusić słowa. Zdolność do mówienia przywróciła mu dopiero nowa dawka bólu, zapewniona przez przebicie obu ud katanami. Wrzasnął w niebogłosy, zaczynał odchodzić od zmysłów. Kolejnych cięć i pchnięć prawie już nie czuł, pozostawał jedynie umysł. Myślał, myślał intensywnie. To nie ma sensu, to wszystko nie ma za cholerę sensu! Czemu ja? Czemu moi rodzice? Co to były za sny? Czy to jacyś wrodzy shinobi ich kontrolują? Ale oni są silni, nie dali by się tak po prostu... To nie ma sensu... Zaraz, właśnie! To nie ma sensu, zdarzenia nie składają się w logiczną całość, nadal są dziury. Nawet sny nie są tak nie poukładane, w takim razie to musi być... Wypuść mnie stąd do jasnej cholery! Przysięgam porachuje ci wszystkie gnaty za te wszystkie iluzje! Boisz się stanąć ze mną twarzą w twarz? Pokaż się! Dalej!

Rozdział VIII - Zakończenie.

Poczuł się jakby zrzucano jego duszę z ogromną prędkością w dół kilka kilometrów by na koniec zderzyła się z ciałem. Wziął łapczywy wdech, jakby właśnie wynurzył się spod wody. Otworzył oczy, wrzasnął czując przy tym, że zdziera sobie gardło „Co to ma być?!”.



Znajdował się w środku lasu, a przed nim stał ogromny pięcioogoniasty bijuu, Houkou. Mając niezwykle sztywną szyję, spojrzał w prawo, a potem w lewo. Oczy bardzo delikatnie zaszły mu łzami, w tej samej chwili odezwał się demon.

- Nie masz co sprawdzać, oboje nie żyją. Nie wytrzymali mojego genjutsu, nie dostrzegli ukrytych błędów. Miłość jest piękną rzeczą, ale kiedy nas zaślepia... Tacy nie są godni odczuwać tego doznania. Ale ty jesteś inny... Udało ci się nie oślepnąć kochając. Jednak, w swoim obecnym stanie... Jesteś zbyt słaby, niedoświadczony. Może spotkamy się jeszcze kiedyś, człowieku. Zmierzają tu jacyś ludzie... Jak ci na imię?

Nie potrafił płakać, owszem czuł smutek, ale zawsze się tego obawiał. Nie potrafił kogoś żałować, nawet bliskich mu osób. Wypierał ze swojej głowy z pasją godną maniaka myśli rodzaju „co się stało to się nie odstanie”. Nie pomogło. Odpowiedział na pytanie ogoniastej bestii - Kaiba. Jestem Kawasawa Kaiba. - Zdawało mu się, że dostrzegł znikomy uśmiech u bijuu, zdziwił się. Siedział tak dalej, nieruchomo. Patrzył na ciała mamy i taty, żyli. Ale ich umysły... Houkou nie miał przecież powodu by kłamać. Postanowił, w ułamku sekundy. Nie chciał by egzystowali dalej, jak warzywa. Wyjął swoją katanę, przymrużył oczy. Dwoma błyskawicznymi cięciami pozbawił ich oboje głów. Uśmiechnął się, gdy poczuł krople łez cieknące mu po twarzy. Usłyszał kilka słów, wypowiedzianych prawie przepraszającym tonem „Do zobaczenia, Kaiba”. Ziemia zatrzęsła się w momencie gdy stworzenie skoczyło oddalając się z dużą prędkością. Spora ilość kurzu wzbiła się w powietrze. Jeśli kiedyś zginiemy, zniszcz nasze ciała w razie gdybyś miał taką możliwość. Dla dobra wioski... - wyrecytował w myślach słowa przykazane mu przez matkę. Wyjął z plecaka kilkadziesiąt wybuchowych notek, dokładnie obkleił nimi ciała Hisato i Emiko. Zaczął uciekać, posłał im ostatnie spojrzenie, rzucił kunai’a wraz z przyczepioną odpaloną notką. Wybuch był silniejszy niż mógł by się spodziewać, aż odrzuciło go w przód na duży dystans. Tylko trafem nie wpadł na żadne drzewo. Po tym nawet ich broń nie została cała... To chyba dobrze... Tylko czemu nie mogę powstrzymać tych łez?... Wiedział gdzie powinien się teraz udać. Celem była Konoha Gakure. „W razie problemów powinien iść właśnie tam po pomoc”, tym razem przypomniał sobie słowa ojca. Otarł smutki rękawem, przyśpieszył tempa. Wątpił by te osoby o których wspomniał pięcioogoniasty miały go gonić, ale ostrożności nigdy za wiele. Co teraz będzie z moim życiem? Tylko przyszłość to pokaże. Sami konstruujemy swoje przeznaczenie... Ale i tak nie mamy wpływu na takie przypadki jak teraz. Ale nadal, oni na pewno nie chcieli by bym się teraz poddał i pogrążył w rozpaczy, o nie. Będę podąża dalej tą wyboistą ścieżką, tak bym widząc koniec drogi nie musiał oglądać się za siebie, by niczego nie żałować.
_________________
Heu, quam miserum est discere servire, ubi sis doctus dominari. -- Ach, jak ciężko jest nauczyć się służyć tam, gdzie nauczyłeś się panować. | Moje KP
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Linki Przyjaciele:
TwojaManga.dbv.pl
Toplisty:
TopLista Naj Stron ANIME I MANGI Toplista Naruto ..::NARUTO-ZONE::.. 7 kul smoka Toplista stron Anime&Manga AnimeHit toplista anime Naruto World Cup NarutoTOP50 Gry Toplista Naruto - Power of ninja Toplista Anime Strefa ::(: Manga Toplista :):: Najlepsze strony o Anime i Mandze w necie PBF - Toplista gier PBF Toplista Anime.: ANIME TOP100 :.
stat4u

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Style created by PiotreQ9 from HeavyMusic.org

Darmowe forum phpBB by Przemo |