-Nie mam pojęcia ale najpierw zajdziemy do mojego przyjaciela mieszka w Balmorze wie to i owo no i kiedyś walczył w szeregach wampirów - powiedziałem ruszając przez bramę i zmierzając przez las w stronę Balmory
-No cóż jest nie do końca wampirem nalepiej można by go nazwać pół wampirem bo jego ojcem jest wampir a matką człowiek promienie słoneczne na niego nie działają i to daje mu przewagę nad innymi z jego gatunku - powiedziałem po czym wyciągnąłem z sakwy kawałek pergaminu nakreśliłem na nim jakieś nieznane znaki i po chwili na pergaminie ukazała się mapa wskazująca wszystkie miasta w odległości 3 dni drogi, wskazywała również naszą pozycję obecny cel naszej podróży to jest miasto Balmora która jest niespełno pół dnia drogi od nas[
Szliście i szliście. Nic się nie działo. Droga była długa i prowadziła przez pustynię. Po chwili zauważyliście grupę ludzi. Przynajmniej wyglądali jak ludzie. Po chwili dostrzegłeś, że mają na sobie skórę jak u węża. Ich oczy również przypominały wężowe.
-Padnij - powiedziałem do swojej towarzyszki i położyłem się dokładnie ich obserwując miałem wrażenie że już gdzieś widziałem tę rasę ale wolałem tego nie sprawdzać w razie czego wyciągnąłem miecz i przygotowałem się do rzucenia w potrzebie jakiegoś czaru dokładnie ich obserwowałem i grzebałem w pamięci w poszukiwaniu informacji o nich
Oni o czymś gadali. Przypomniałeś sobie o nich, że jest to rasa zwana Hebai. Ich głównymi atrybutami jest szybkość i zręczność. Mają kły pełne zabójczego jadu.
-Cholera to ci przeklęci pomyleńcy bezpieczniej będzie ich ominąć jednak jeśli wywiąże się walka nie daj się ugryźć w 2h będzie po tobie - powiedziałem schodząc trochę niżej po wydmie i starając się ich ominąć
Szliście i jeden z nich was zauważył. Po chwili podbiegli do was. Jeden z nich złapał cię za szyję i podniósł w górę.
-Kim jesssteście.
Zapytał sycząc.
-Gdy chce się poznać czyjeś imię wypada się najpierw przedstawić - powiedziałem z zimną krwią chociaż w środku cały gotowałem się ze złości jak mogłem dać się tak podejść jak małe dziecko gdyby to Victor zobaczył
-Nie denerwuj mnie... To ci się nie opłaci.
Powiedział patrząc na ciebie swoimi gadzimi oczami. Po chwili zauważyłeś jak do głowy tego co cię trzymał przystawiona jest spluwa Ami. Jednak nadzieja zanikła gdy została złapana przez dwóch kompanów tego który ciebie trzymał.
-Spokojnie zostawcie ją ona nic nie znaczy walczcie ze mną - powiedziałem uśmiechając się po czym temu co mnie trzymał przyłożyłem rękę do brzucha i strzeliłem moją czarną kulą z takiej odległości powinna go rozsadzić następnie wyciągnąłem swój miecz i ruszyłem na tamtych jedego kopiąc w twarz a drugiego atakując mieczem tak aby Ami mogła się uwolnić
Koleś który cię trzymał został rozsadzony. Koleś który oberwał w twarz odleciał do tyłu, a drugi został przecięty na dwie połówki. Po chwili z obu połówek zaczęły wyrastać setki węży które się złączyły i jakby zszyły przeciwnika. Tamten który oberwał z buta wstał i zaczął na ciebie biec. Ami szybko wyciągnęła spluwę i strzeliła prosto w głowę biegnącego przeciwnika. Po chwili schyliła się i wyciąga pięść, a w niej między każdymi palcami po jednym senbon którymi po chwilę rzuciła w stojącego Hebai. Dwa trafiły w oba kolana. Pozostałe dwa trafiły w ramiona. Po chwili przeciwnik padł na twarz jakby sparaliżowany.
-Trafiłam w pkt. witalne. Teraz ma zdrętwiałe ręce i nogi od kolan w dół.
Powiedziała jakby obojętnie.
-Nie czas o tym gadać oni są niemal nieśmiertelni jest tylko jedna rzecz która może ich zabić i ja jej tu nie mam a wątpię by dali się podejść by z 1cm mógł im strzelić w brzuch moją kulą - powiedziałem i złapałem ją za rękę i szybko rzuciłem się do ucieczki
Ona ci się wyrwała.
-Spokojnie... Z 1000 kawałków się nie pozbiera... tak samo tamten który oberwał w głowę, a trzeciego nie zabiłam, aby się dowiedzieć co tu robią... Oni żyją bardziej w lasach niż na pustyni...
Wyjaśniła ci zatrzymując się.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach