Sjan leciał obok Tahariego cicho nucąc jakąś bojową pieśń...
-Taha... Mam nadzieję, że przeżyjemy tą wojnę... Nie chciałbym, aby dowiedziała się o tym Amira, więc nie mów nikomu o tym, bo będzie się martwić... - skomentował lecąc w stronę Granicy i lądując w niewielkiej strażnicy... Wszedł na samą górę rozstawiając swoje rzeczy i siadając na jakieś ławce wpatrując się w horyzont...
-Nawet tutaj się przydamy... Pomożemy i tak naszym braciom w walce z Konohą... Niech wiedzą, że każdy odwet dochodzi do drugiego razu... - powiedział spuszczając lekko głowę i czuwając na strażnicy. Wokół były stepy i nieliczne drzewa, gdzieś obok rzeka i parę kamieni pod strażnicą. Ziewnął lekko i na dachu zostawił lodowe oko, kładąc się na kocu w wartowni, nie zasypiając, jedynie odpoczywając. Bijuu pilnował, by Sjan nie zasypiał...
_________________
REKLAMA
Natura Chakry: Najpotężniejszy Yukon
Dołączył: 27 Lis 2009 Posty: 2384
Leciałem a moim orle wprost z Tsuki...
- Taa, też mam taką nadzieję. Miyuki wie, ale Amirze nie powie...- Powiedziałem do Sjana lecąc na mojej ptaszynie, zdobytej podczas bitwy.
Wylądowałem obok Sjana, usiadłem na dachu strażnicy i przyglądałem się gwiazdom.
- Nie martw się, ja i tak nie mogę spać, więc cię obudzę.- Powiedziałem do przyjaciela zastanawiając się.
- Może napiszę książkę ? W zgiełku wojny...- Zapytałem jakby sam siebie.
Prolog
Na wstępie chciałbym zaznaczyć że ta książka będzie opisywała każdy dzień z życia na granicy, obrony kraju i atakowaniu... Tutaj poznacie historię dwóch ludzi, oboje byli Kapitanami w specjalnych jednostkach wioski Księżyca- Fukyuu.
Wszystko zaczęło się od momentu gdy przyszedłem na pomoc mojemu przyjacielowi, Księżycowemu Tajfunowi... Musieliśmy to zrobić, shinobi którego zaatakowaliśmy był naszym wrogiem, pluł na nasz honor, jak i honor kraju księżyca... Mocno go pobiliśmy, przez to rozpoczęła się wojna, trzecia wielka wojna Shinobi.
Shikage wezwał nas oboje, i wydał nam karę... Mieliśmy ruszyć na granicę by bronić jej przed siłami wroga. Razem z Tajfunem, pilnujemy i czekamy na atak, który w końcu musi nastąpić...
Sjan podniósł głowę...
-Ja także nie mogę spać... Ale, chętnie przyłącze się do pisania... Dodaj, że Shikage nie wydał nas Hokage... To honorowy przywódca, jednak musiał dać nam karę... To nasza wina... - zaśmiał się lekko Kapitan.
-Nawet tutaj, będę walczył za kraj... Zjednoczone Królestwo nie atakuje już nas lecz Kraj Ognia... Mimo to, boję się, że Konoha zaatakuje nas... Dlatego cieszę się okazją do walki za Tsuki-Gakure... - powiedział uśmiechnięty rozwijając na dachu koc i kładąc się tam...
-Z wartowni mało co widać... - po czym zaczął monolog...
Mijają kolejne godziny, prędzej czy później nasza wartownia zostanie zaatakowana... Mamy mało pożywienia... - pytając się Tahy - Masz coś do żarcia bo ja jedynie suszone mięso i trochę sera pleśniowego...
Czekamy teraz, wpatrując się w widnokrąg i czekając na to, co stać się musi... Możemy zostać zaatakowani za chwilę, a nawet za kilka, kilkanaście dni...
- Heh... ciekawe co tu będzie do roboty...- Powiedziałem wpatrując się w gwiazdy.
Po chwili podniosłem się z dachu i wziąłem plecak, w którym zacząłem szukać jedzenia.
- No cóż, mam trochę chleba, masła i trochę zieleniny... I tak jak zawsze suszone mięso...- Powiedziałem lekko zrezygnowany myśląc nad kolejnymi rozdziałami, i wierszami dla Miyuki.
- Jak myślisz, jeśli przeżyjemy będą z nas dumne ? Miyuki i Amira.- Zapytałem przyjaciela ponownie kładąc się.
- Walka dla Tsuki... Walka dla przyjaciół... Sądzę że można poświęcić się dla takiego pięknego celu...- Dodałem
" Gdy księżyc świeci na niebie,
Czuję że chcę być blisko ciebie..."
Sjan zachichotał pozytywnie wyjmując z plecaka swoją butelkę i podając ją Tahariemu... Po czym wziął kartkę i zapisał to, co zapisał Taha i on po czym przepisał to na tekst, wraz z wierszem... Po czym zaczął pisać mówiąc i popijając co chwila z butelki sake...
-Na niebie pojawił się księżyc a wśród chmur dało się zobaczyć czarny punkt... Który co chwila się powiększał... - zaczął Sjan pisać samemu widząc jakiegoś zwykłego ptaka...
Napiłem się napoju, który podarował mi Sjan.
- Zaczął pikować w dół, niczym orzeł podczas polowania... Wpadł na ziemię i wzbił się w powietrze, niczym feniks powstały z popiołów, trzymając w dziobie ofiarę...- Dodałem do tego co powiedział Sjan, i ponownie kontynuowałem wymyślanie wiersza...
Gdy jestem na baszcie, i czuję się źle...
Twoje uczucie, uszczęśliwia mnie.
Czuję radość w sercu,
Gdy widzę ciebie, na ślubnym kobiercu...
- Niee, to ostatnie jest zbyt banalne...- Powiedziałem do siebie i ponownie pogrążyłem się w myślach.
Sjan spojrzał się smutnie na swoje stopy...
-Matko Bosko Kochono... - powiedział cicho i smutnie pijąc z butelki...
-Nagle Sjan dostrzegł list leżący obok... Przeczytał go i z jego białych oczu poleciały dwie łzy... - mówił spokojnie z opanowaniem, jednak dziwnym lekko głosem -... Do boju! Krzyknął Sjan! - krzyczał pisząc po kartce Kapitan. Wziął swoją katanę i spoglądał z dachu wartowni cicho na las szukając jakiegoś Konopsa...
-Chodź no który! Zapłacicie za śmierć! - krzyknął zrywając jedną z desek i rzucając nią w las. Padając znowu na dach.
Sjan wstał pisząc... Nadal... Mówiąc podczas pisania...
-Podczas misji... Zaginęła... Te... Konopsy... - mówił zezłoszczony Sjan czując w głowie i w duszy wibracje które dochodziły od Bijuu Amiry...
-Gdy stąd wyjdę... - mówił teraz innym głosem. Nie poznawałeś go...
-Konoha pożałuje tego co zrobiła... Srebrny Tajfun zawita... - powiedział a jego oczy wyrażały chęć mordu. Widocznie zmienił się psychicznie. Ten, kto jest z Konohy... Marnie skończy..
- Heh... Widać że tylko ona cię utrzymywała w spokoju...- Powiedziałem i zaczęła grać muzyka...
- No dalej, wyładuj się...- Powiedziałem do przyjaciela.
-Od początku źle zapowiadał się dzień
i nawet mój cień, nawet mój cień był niewyraźny
kolejny raz się nie wyspałem, za dużo myślałem
o tym co było, nie mogłem zasnąć!
Powiedz mi, jak to jest... Że do parku chodzę sam, karmię gołębie... Których nienawidzę! - krzyknął desperacko a wokół warowni powystrzelały z ziemi lodowe pale...
-Taha... Pójdziesz ze mną na Konohę... - zapytał poważnie Sjan...
- Wszędzie gdzie pójdziesz, pomogę ci...- Powiedziałem.
- Nawet jeśli miałbym oddać za to życie... Jednak poczekajmy, może zostaniemy Jouninami ?- Powiedziałem do przyjaciela i zacząłem nucić:
" Oh well, wherever,
Wherever you are,
Iron Maiden gonna get you,
No metter how far"
- Widzisz, opanuj się...- Powiedziałem i zacząłem dalej układać wiersz, nic nie mówiąc by nie zranić Sjana.
"Gdy księżyc świeci na niebie,
Czuję że chcę być blisko ciebie..."
Gdy jestem na baszcie, i czuję się źle...
Twoje uczucie, uszczęśliwia mnie.
Czuję radość w sercu,
Gdy widzę ciebie, na ślubnym kobiercu...
Kiedy ciemno, mrok już zapada,
A kret swoją norę bada,
Ja myślę tylko o tobie,
I dzięki temu, wszystko dla ciebie zrobię"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach