Konoha Gakure
Wkrocz i zostań częściom świata Shinobi.

Yubinnin - Transport przesyłki do wioski Yaroglek.

Simeon Kaguya - 2010-06-08, 17:22
Temat postu: Transport przesyłki do wioski Yaroglek.
Wychodzę z poczty, po czym zaglądam w rozłożoną mapę i szukam drogi. Staram się wybrać drogę , która opiera się na podróży przy miastach, wioskach, lub innych terenach mieszkalnych. Taka droga jest bezpieczniejsza- pomyślałem, po czym kontynuowałem ustalanie trasy. Zależało mi, by droga była dobrze ustalona, nie było mi szkoda tracić czasu na tę czynność. Jeżeli w końcu ustaliłem, którędy mam iść to schowałem przesyłkę do plecaka i na chwilkę wstąpiłem do domu, aby zabrać ze sobą różnego rodzaju artykuły spożywcze, które chciałem zabrać na drogę. Dopiero po wykonaniu tych czynności wyruszyłem w podróż.
Sjan Jin - 2010-06-08, 18:16

Rozglądając się po mapie uznałeś, że dwie drogi są najkrótsze z tych, które wybrałeś na najmniej niebezpieczne. Twój palec przesuwał się po mapie, śledząc jedną z dróg, którą wybrałeś... Wiodła ona następująco:
Od Konoha-Gakure chciałeś iść przez Kraj Ognia do miasta na granicy Utume i bliźniaczego miasta za granicą Utumi, które były miastami handlowymi, przez które podróżowały sporej wielkości, liczne w ludzi i konie karawany kupieckie z wieloma wozami i bagażami, w których przewozili przedmioty codziennego użytku, cenne surowce i egzotyczne towary, jedzenie, materiały. Idąc strzeżonym szlakiem handlowym, często uczęszczanym przez karawany i wozy kupieckie Twój palec dotarł do wybrzeży za Krajem Błyskawic... Tam przez portowe i nadmorskie miejscowości, wsie i miasteczka o większych rozmiarach trafiłeś do granicy Kraju Księżyca tuż przy morzu, gdzie na niebieskiej przestrzeni wody zauważyłeś duży, biały na mapie półwysep i wyspę Yaroglek, oraz jakąś dużą miejscowość Tash-Kulum, oznaczoną czarną czaszką na której związana była głowa wilka... Może o tym przestrzegał Cię starzec?

Ruszyłeś przez Konohę, wychodząc za jej bramy...

Simeon Kaguya - 2010-06-08, 19:51

Dochodząc do bramy Konohy jeszcze raz spojrzałem na mapę. Nie chciałem zboczyć z drogi i zgubić się przez tak małe, niby nieznaczne niedopatrzenie. Przy pomocy techniki Hebi Sumi wytworzyłem atramentowe węże, które miały służyć jako sygnał ostrzegawczy o zbliżającym się niebezpieczeństwie, oraz po to, by w trakcie walki, bądź w momencie wpadnięcia w zasadzkę nie musieć ich tworzyć. Wyruszyłem w stronę granicy Utume. "Musi być to ważna paczka, jeżeli jest adresowana aż tak daleko " - myślałem sobie, pokonując kolejne metry. Starałem się zachować czujność i skupić na bezpieczeństwie, lecz cały czas nie dawała mi spokoju głowa wilka widniejąca na mapie. "Czy to możliwe, by gdzieś, w odległych krainach mieszkali ludzie, którzy posiadają wilczy łeb? A może nie tylko mają głowę wilka? Jeśli tak to czy to są w ogóle ludzie?" Nie to jest bez sensu.. Przecież urzędnik na poczcie wyraźnie powiedział, że to są ludzie, tylko przypominają wilki- powiedziałem sam do siebie, by zanegować jedno z pytań, jakie tliło się w mojej głowie.
Po kilku minutach uznałem, że takie rozmyślanie do niczego nie prowadzi. " Dobra Simeon skup się! Jeszcze daleko do Tash-Kulum, więc zachowaj rozwagę, bo nawet tam nie dojdziesz..."- powtarzałem sobie w myślach, aby sprowadzić się na ziemię.

Sjan Jin - 2010-06-08, 19:55

Podróżowałeś przez Kraj Ognia, spokój i ład, cisza... Przed Twoimi oczyma rozciągało się miasto...
Simeon Kaguya - 2010-06-08, 20:23

Nareszcie miasto- szepnąłem uradowany, gdy zauważyłem ogrom budynków wznoszących się przede mną. "Sądząc po ilości targowisk, oraz rozległości miasta, śmiem twierdzić, iż doszedłem do miasta granicznego." Wolałem jednak się upewnić, więc kierując się w stronę tej mieściny, szukałem jakiegoś znaku, czegoś, co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że dotarłem do zamierzonego miejsca, przez które prowadzi szlak mojej wędrówki. Przed wstąpieniem w progi miasta wolałem się zabezpieczyć, więc jednego z wcześniej narysowanych wężów umieszczam w plecaku. Jest to swego rodzaju zabezpieczenie przed jakąkolwiek próbą kradzieży. Jeżeli taką informację znalazłem, staram się ustalić, gdzie dalej powinienem się udać. Jeśli z kolei nigdzie takiej tabliczki nie było, to próbowałem dowiedzieć się gdzie jestem, poprzez baczną obserwację ludzi poruszających się w tej okolicy. Według moich ustaleń miasto typowo handlowe powinno być pełne kupców i różnorakich towarów. Jeżeli tutaj jest inaczej, to oznacza, że zabłądziłem jestem zmuszony do cofnięcia się w poszukiwaniu dobrej drogi.
Sjan Jin - 2010-06-09, 06:51

Simeon wdrapał się na małe wzgórze, idąc piaszczystą, szeroko rozsypaną drogą, na której gdzieniegdzie znajdowały się odrobiny żwiru i kamieni, a właściwie po bokach. Możliwe, że podczas deszczu woda płynie środkiem drogi, formując sobie płytkie koryto, a kamienie zostają zepchnięte na boki. Na porośniętym wysoką, wiosenną, wilgotną od rosy i ciepłą od słońca gęstą trawą zawitała Twoja sylwetka. Trawa sięgała Ci do pasa smagając Twoje ciało gdy przemierzałeś wzgórze zapatrzony na miasto. Było one zbudowane dwupiętrowo... Prawie wszystkie budynki były takie same wzrostem, ale na dużych, szerokich ulicach była teraz masa dekoracji, zabaw i świeczników, ozdób, a ludzie z radością bawili się w jakichś kołach w jakieś zabawy, oglądali występy, zajadali egzotyczne, świąteczne potrawy oraz cieszyli się nowymi trunkami. Miasto było ogrodzone pięciometrowym, szarym, kamiennym murem, za którym stały domy, uformowane w pięć długich szeregów, a w przeciwległej części miasta, gdzie była druga brama (Zaraz do tego wrócę) dało się zauważyć trzy duże budynki... Chyba szkołę, jakiś administracyjny budynek i jakiś garnizon, bo siedziało na dachu paru łuczników i na drewnianych oknach też siedzieli łucznicy rozmawiając i pochłaniając się zabawą.



Przed Wioską, od Twojej strony rozsypywała swoje piaski, żwir i kawałki drewna, uformowane w zbitą kupę ogromna droga, po której przejeżdżały teraz powozy kupieckie i parunastu strażników przy nich, oczywiście konnych. Wjechali do Wioski zjeżdżając w bok, w kierunku Hotelu Limena, kupieckiego hotelu dla podróżników i handlowców. Przed Tobą, po bokach drogi rozsypywała swe zboża pszenica, złota, letnia pszenica. Na murach i dachach niektórych budynków zwisały proporce, flagi, herby ze znakiem Konohy. Gdy zbliżyłeś się trochę do miasta zauważyłeś ukryty wcześniej za pszenicą duży, drewniany napis tuż obok bramy, oparty o jakiś kamień z nazwą opisanego miasta:
Miasto UTUME


Dotarłeś do pierwszego granicznego miasta, a ze wzgórza dostrzegłeś jakiś kilometr od miasta Utume miasto Utumi... Przynajmniej tak wyglądało... Właściwie prawie tak samo jak Utume, tylko pomiędzy nim a miastem Utume rozlegały się masy dróg, po których jechały powozy i handlowcy, lecz nie było ich zbyt wielu, parę powozów i karawan, a po środku drogi stało paru konnych z łukami, odzianych w długie, czerwone szaty i chusty na twarze. Chyba w mieście był jakiś festyn...
Możesz wejść i rozejrzeć się, będą same atrakcje w nagrodę za nawet ciekawe i rozmyślne posty. Nie zginiesz... Chyba, że będziesz do tego dążył ;)





Drogi Simeonie, jeżeli Twoje posty będą tak wyglądać, ta wyprawa wyjdzie niczym Event a Ty dostaniesz zapłatę. Zgadzasz się? (Oczywiście, możesz nie podołać bądź się nie zgodzić).

Simeon Kaguya - 2010-06-09, 07:46

Przechodząc poprzez pięknie, złocisto odbijające się kusy pszenicy, zauważyłem, iż w końcu dostałem się do miasta, które miało być moim pierwszym przystankiem na drodze do wioski Yaroglek. "Chyba odbywała się tu jakaś zabawa. Może festyn? Albo jakaś inna impreza, na przykład rocznica powstania Utume? Sam nie wiem, ale nie zaszkodzi mi się zabawić" - pomyślałem, widząc co się dzieje w tym mieście. Następnie przechadzałem się po alejkach i uliczkach tego zacnego miejsca poszukując różnorakich atrakcji. Wszystko tutaj wyglądało pięknie, samo patrzenie sprawiało swoistego rodzaju radość. "Szkoda, że w Konoha-Gakure zawsze jest taka stypa, że nigdy nic się tam nie dzieje, bo takie festyny to bardzo dobra rzecz, mogłyby urozmaicić nudne, nieciekawe życie młodych ..." - w tym momencie Simeon poczuł, że coś się odbiło od jego brzucha. Nie było to mocne uderzenie, lecz wybiło go z zamyślenia. Okazało się, że tym puknięciem była mała dziewczynka, która po chwili pobiegła w stronę rodziców. Kurcze nie mogę się tak rozmarzać, ponieważ wtedy tracę czujność, a w końcu mam ważną paczkę do doręczenia - szepnąłem sobie, po czym dalej skupiłem się na przemierzaniu głównej drogi wiodącej przez miasto...
Szukałem miejsca, w którym można by wygrać jakieś fanty. Zależało mi na części stroju shinobi, ponieważ mój ekwipunek był delikatnie mówiąc niekompletny. Rozglądając się szukałem jakiejś loterii, bądź konkurencji, w których miałbym przewagę nad zwykłymi ludźmi. "W końcu jestem shinobi, może zmierzyłbym się z kimś na rękę, albo porzucał shurikenami? W sumie to jest mój obowiązek to umieć, więc nie powinienem mieć problemów z wygraniem takiego konkursu..." - pomyślałem i oparłem się o ścianę, po pewnym czasie jednak zauważyłem, iż była strasznie brudna, więc szybko się od niej odkleiłem i poszedłem dalej mijając kilku pijanych ludzi. "No cóż... Jest święto - niech się bawią..." - powiedziałem sobie po cichutku i poszedłem dalej.

Sjan Jin - 2010-06-09, 20:17

Chodziłeś między ulicami pełnymi ludzi i zgromadzeń. Podszedłeś do pierwszego, gdzie ludzie kupowali coś w masie sklepików i straganów. Paręnaście metrów dalej zauważyłeś kolejne zgromadzenie, tam jednak ludzie grali w kubki i gry karciane. Pijani ludzie przechodzący obok Ciebie zaczepili Cię:
-E mały, masz może kasę? - rzucił pierwszy, jak każdy z czwórki masywny, muskularny, szeroki i trochę grubiutki. Widać było, że są silni...
-Dawaj pienioundze, albo poderżnę Ci... - tu nie dokończył, strzała naładowana chakra trafiła każdego z nich w głowę usypiając, a na pobliskim domu stało dwóch łuczników, którzy strzegli porządku. Musieli być dobrze wyszkoleni, by chronić granicy przed najazdami, bandytami i rabusiami. Bogate w towary, pieniądze i różnorakie przedmioty powozy i karawany były ciekawym miejscem do obrobienia i zbijaniu na kradzieży niezłych pieniędzy.


Nagle Twój wzrok przykuło zbiegowisko mężczyzn, gdzie stali wokół jakiegoś metalowego, niskiego płotu. Obok na jakimś podwyższonym o małą scenę z desek stał kontuar, za którym malutki, biały człowieczek w czarnym meloniku, czarnym garniturze, i z zieloną muszką wykrzykiwał:
-Buma Uzuteki! Mistrz Wioski Ringowej Uzun-Than! Będący w Pierwszej Lidze zawodnik Ogólnoświatowego Ringu Walk MMA Shinobi! Buuumaaaaa Uzuuuteekiiii! - podniosła się wrzawa, a zza ludzi został wyrzucony jakiś chuderlawy, z podbitym okiem i rozbitą wargą mężczyzna, który wstał i kulejąc podszedł do kontuaru, biorąc pieniądze od człowieczka. Na oko było to pięćdziesiąt Rou. Widocznie rozgrywały się tam walki...
-Jeżeli Buma Uzuteki zostanie pokonany, bądź wytrwa ktoś z nim całą rundę zostanie przeniesiony do trzeciej części Pierwszej Ligi, co oznaczać będzie, że nie zmierzy się ze Sjanem Jinem! Tajfunem z Tsuki! - powiedział radośnie człowieczek, wokół była masa ludzi.



Na lewo, było paręnaście osób, w których znajdowały się dzieci, mężczyźni, kobiety, młodzież, rodziny, stare dziadki i babcie. Oglądali rzuty z daleka w kubki stalową kulką.

Simeon Kaguya - 2010-06-09, 20:49

Stanąłem i przyglądałem się całej sytuacji... Rozejrzałem się tutaj i było sporo ludzi, jednak większość stała przy ringu. Pooglądałem zaistniałą sytuację i z zaciekawieniem obejrzałem dalszy rozwój wydarzeń. "Zaraz... Przecież jestem jednym z bardziej utalentowanych zawodników taijutsu jakich znam! To musi być dobre! To jest moja okazja! Mogę to wygrać... Tylko włożyć trochę serca i moje całe umiejętności do tego!" - pomyślałem, po czym powiedziałem cicho: Ja mógłbym spróbować - kiedy ludzie na mnie spojrzeli z niedowierzaniem, to powtórzyłem głośno: Jestem gotów! Zniszczę Bumę Uzuteki! Ja, Simeon Kaguya z Konoha-Gakure rzucam ci wyzwanie! Tylko ty i ja na ringu! Co ty na to? Tchórzysz? - krzyknąłem, ale zaraz po tym zaczęły mi się trząść nogi, a ja sam poczułem lekki ból w brzuchu. Najwyraźniej to z nerwów. Byłem pewny siebie, ale jednocześnie strasznie stremowany. Spojrzałem na niskiego pana, który najwyraźniej zapowiadał walki. Zobaczyłem, że on także był zdziwiony. "Cholera, w co ja się wpakowałem? Wyzwałem na pojedynek... mistrza wioski Uzun... Przecież jestem tylko geninem, ja nic nie mogę..." - pomyślałem i stres jeszcze bardziej zaczął mi się udzielać, ale po chwili przypomniały mi się słowa mojego ojca, Ammenui Kaguya: Nie liczy się status, nie liczą się bogactwa, liczy się człowiek, jego dusza i zamiłowanie do walki wszelkiego rodzaju... My, klan Kaguya - szczycimy się nieprzeciętną szybkością, siłą i umiejętnością walki wręcz... Zapamiętaj to! W tym jesteśmy niepokonani! - po tych słowach, w mojej głowie zapanowała pustka. Jedna strona "mnie" mówiła mi, bym zaczął walczyć, bym pokazał, że to ja tu rządzę, zaś druga buntowała się, nie chciała kompromitacji i bólu, który mi może zadać mistrz areny. Po pojedynku z samym sobą powtórzyłem wyraźnie: To jak? Walczysz, czy się boisz? Zobaczymy, czy jesteś taki dobry jak mówią, Buma!
Sjan Jin - 2010-06-10, 06:00

Wszyscy zwrócili na Ciebie wzrok rozstępując się a na środku ringu stał w czarnych, gładkich, atłasowych bokserkach do kolan prawie dwumetrowy, bardzo umięśniony i muskularny mężczyzna. Na twarzy i na ciele miał parę blizn, a na spodenkach widniał znak Kraju Błyskawic. Był to Shinobi z Wioski Ukrytej w Błyskawicach. Na jego lewym ramieniu wisiała czarna wstęga z atłasu... Chyba obchodził jakąś prywatną żałobę, bądź czas smuty. Nie powinno się go teraz denerwować. On wręcz wściekły powstrzymywał się, żeby nie zacząć walki tuż przed prawdziwą, legalną walką. Był zezłoszczony, a jego oczy zwężały się trochę, gdy na Ciebie patrzył. Usta wydęły się w grymas złości pokazując zęby, a ręce, które były wcześniej położone na bokach Bumy teraz były gotowe do złapania kogoś, bądź zadania ciosu:
-Zmiażdżę Cię przed minięciem pierwszych dwudziestu sekund! - krzyknął groźnie, a wszyscy zaczęli klaskać, czując, że pojedynek będzie udany. Na to mały człowieczek widząc wściekłego, ogromnego zawodnika na ringu wstał z krzesła wspinając się głową nad kontuar i jego papiery, zza kontuaru dało się słyszeć ostre, aczkolwiek przyjazne w tonie i głosie słowa:
-Spokojnie Buma... Spokojnie... Zaraz sobie powalczysz... - tutaj mały człowieczek w czarnym, eleganckim ubraniu obrócił się w Twoją stronę poprawiając guziki przy marynarce i zieloną muszkę. Kazał Ci podejść bliżej palcem i dał Ci jakieś dwie kartki z papierami:
-Podpisz w tych dwóch miejscach mój drogi chłopcze... Jak Cię zwą... - tutaj od razu dodał nie pozwalając Ci odpowiedzieć:
-I wymyśl sobie przydomek, wywołam Cię... Jesteś pewny... Że chcesz walczyć z Bumą na ringu? Jeżeli tak, wyjaśnię Ci zasady... - powiedział pochylając się nad Tobą i mówiąc głośno, mimo, że staliście obok siebie, tłum wrzał a Buma podżegał do walki i rozróby, mężczyzna w meloniku powiedział jeszcze odnośnie zasad:
-Nie używamy Nin Jutsu, Tai Jutsu, broni, Kekkei Genkai, wszystko co związane z chakrą. Możemy używać jedynie uderzeń i ciosów, jeżeli nie będziesz przestrzegał regulaminu przegrasz i stracisz pieniądze za udział, bądź jak Ci się poszczęści... Wygraną... - powiedział pospiesznie a jego oczy nakierowały się na Ciebie chcąc powiedzieć "No co na to wszystko powiesz?"








http://i37.tinypic.com/14o3s9.png Mapa ogólna Świata Shinobi, bez Tsuki-Gakure i Lodowca (Na górze jest).

Simeon Kaguya - 2010-06-10, 18:52

"Osz kurde... Co ja zrobiłem? To nie jest przecież byle kto, to największy, najbardziej muskularny i zapewne najsilniejszy człowiek jakiego kiedykolwiek widziałem... " Bałem się tego dwumetrowego, rozwścieczonego byka, lecz próbowałem zgrywać aroganckiego i pewnego siebie człowieka. " Żeby uzyskać przewagę, muszę go naprawdę porządnie zdenerwować, a potem przetrwać pierwsze trzydzieści, może 45 sekund... Tylko, że to jest praktycznie niewykonalne... Musze wymyślić coś innego, bo ten plan ma minimalne szanse powodzenia"- kalkulowałem, lecz skończyłem, gdy zauważyłem, iż to na mnie został zwrócony wzrok kilkudziesięciu ludzi spragnionych walki. Chcąc przesunąć choć o troszkę moment walki zapytał: A ile dokładnie kosztuje wpisowe? Ile trwa jedna runda? Gdzie mogę odłożyć swoje rzeczy, przebrać się? Jest tu w ogóle jakaś szatnia? Jako, że jestem osobą, której kasa się raczej nie trzyma ciekawiło mnie ile mógłbym wygrać pokonując wielkoluda. Licząc, że mam przy sobie tylko 45 rou, każdy grosz jest na wagę złota.

W momencie gdy z ust niskiego, dobrze ubranego człowieka padło pytanie dotyczące mojej ksywki zaniemówiłem " Przecież od zawsze każdy mówił na mnie Simeon, dlaczego musi być jakaś ksywka", lecz po chwili odparłem Hmmm... Pomyślmy. Może Slash? Niech będzie...- powiedziałem w stronę typka, który kazał mi wybrać sobie pseudonim. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, lecz skoro ten przydomek i tak będzie użyty tylko teraz, podczas tej jednej, jedynej walki, to ewentualnie mogę się nim posłużyć.

Po wysłuchaniu zasad, jakie panują w Ogólnoświatowym Ringu Walk MMA Shinobi, zamarłem. C-Cooooo? Jak to nie można używać taijutsu?- syknąłem dość cicho, lecz wydawało mi się, że i tak usłyszała do dosyć duża grupa ludzi... "Przecież ten zabieg przekreślił moje i tak nikłe szanse. Teraz to nie mam już żadnych atutów...Porażka"- pomyślałem, po czym wyraźnie spięty rzekłem w stronę Bumy, starając się nie unikać jego wzroku: Tak jestem pewien. Chcę z tobą walczyć. Ktoś musi nakopać Ci do tego tłustego tyłka!. Cały czas go prowokowałem, nie zważając na jego coraz bardziej agresywne zachowanie. Wiedziałem, że w momencie wstąpienia na ring ten bydlak od razu do mnie doskoczy bombardując pięściami. Liczyłem na to, że w pewnym momencie zabraknie mu kondycji, to była jedna z moich nielicznych szans.
"Nie mogę teraz tak po prostu się poddać. Nie w momencie, gdy już rzuciłem wyzwanie mistrzowi areny. To okryłoby mnie wieczną hańbą w tym mieście." - powtarzałem sam do siebie, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, iż moja ostatnia wypowiedź nie była złym czynem.

Sjan Jin - 2010-06-10, 20:39

Cóż, świetny post. Nie chciałbyś przejść do Tsuki? Ale to po tej wyprawie...

Buma jedynie skarcił Cię wzrokiem widząc Twoje zuchwalstwo. Popisywał się napinając wszystkie mięśnie, a na jego ciele pojawiły się ogromne, grube żyły. Był kwintesencją siły i potęgi, jednakże... Dzięki Twojemu Tai Jutsu, ogółem Twojej sile fizycznej, Twoich zręcznych ścięgnach i gotowych do spięcia mięśniach miałeś szanse na wygraną i pokonanie Bumy, chociaż wyglądało to na trochę niemożliwe. Byłeś silny i wytrzymały, wykorzystaj to... A w dodatku byłeś... Mniejszy... Może i Buma miał większą masę i potężniejszą siłę ataku, ale jego będzie łatwiej trafić. Kiedy zacząłeś bić gradem pytań małego człowieczka, który tylko zrobił lekki grymas i po chwili uśmiechnął się pewnie znając się od wielu lat na swoim fachu po czym dało się usłyszeć z jego ust przyjazne słowa, które słyszałeś tylko Ty, a wpatrzeni w Ciebie widzowie ringu nie:
-Wiem, stresujesz się... Ale to normalne... Buma może wygląda groźnie, ale to na pokaz te wszystkie napinki i tego rodzaju zagrywki... - powiedział spokojnie niski mężczyzna w garniturze poprawiając sobie frak i czekając, aż podpiszesz papiery... Wskazał jedynie palcem mały, drewniany, aczkolwiek schludny budyneczek, niewiele większy od budki. Chociaż, może tak się wydawało, zmieściłby się tam może i nawet słoń, ale to nie na wysokość, lecz na powierzchnię i miejsce w pomieszczeniu. Nad wejściem do budki widniał napis szatnia, a mały człowiek z plakietką "Shizu" na swojej klatce piersiowej westchnął zgromadzając na języku odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania, odpowiadając na nie prędko:
-A więc Slash... Wpisowe na walki w ringu kosztuje pięćdziesiąt rou, jeżeli chcesz walczyć. Ale to Buma, facet jeździ po Kraju Ognia i całym Świecie Shinobi od jednej mieściny do drugiej i zdobywa tytuły Mistrza Areny w danym miejscu, zyskując punkty na jakże teraz popularnej Światowej Scenie Walk Shinobi... Cóż, a jak wyzywasz Bume, płacisz 25 Rou... Za przegraną dostaniesz dwukrotność stawki, czyli 50 Rou, a jeżeli uda Ci się wygrać... - tutaj brwi Shizu poszły lekko do góry i znowu nabrał powietrza, robiąc lekką minę podobną do grymasu niedowierzania. Zatarł ręce chcąc dalej mówić i kontynuował swój krótki monolog, który był dialogiem między nim a Tobą:
-Ależ tych pytań zawaliłeś... Runda? Cóż, runda trwa pełną minutę, czyli sześćdziesiąt sekund, gdy miną ten facet zabije w gong... - powiedział Shizu z uśmiechem wskazując chudziutkiego, wysokiego, zakutego w duże, grube okulary ze stalowymi oprawkami w długim, brązowym, wymoszczonym płaszczu. Wpatrywał się ze skupieniem i jakby zaspanym wyrazem twarzy w Bumę, na co Shizu dodał:
-Gdy któryś z Was zagra nieczysto, bądź pójdzie za daleko w obrażeniach, on interweniuje... - powiedział poważnie malutki człowiek uśmiechając się i z zakłopotanym wyrazem twarzy pytając jeszcze raz:
-Ile tych pytań było? A tak... Teraz... Szatnia... No, to ten budynek, co Ci go pokazywałem. Masz tam spodenki i rękawice, wybierz sobie jakieś z kosza, a jak ukradniesz jakieś to pójdziesz do więzienia... - zaśmiał się Shizu dodając jeszcze:
-W koszu pod ścianą są różne pary rękawic i spodenki. Stali wojownicy mają swoje szafki, a nowicjusze wchodzący na jedną walkę zostawiają swoje rzeczy w mniejszych szafkach, zakładając rzeczy z kosza. Buma ma tu największą szafkę, w której trzyma swoje stroje, odznaczenia, torby... Ale co w nich jest? To nie nasza sprawa... Dobra, ruszaj do szatni i pokaż mu, co to jest walka... A w międzyczasie jakiś inny żółtodziób wyjdzie i zmierzy się z Bumą... Oczywiście nie obrażając Ciebie żółtodziobem... - powiedział z uśmiechem a człowiek w brązowym, starym płaszczu uderzył skrzywieniem nadgarstka w gong, wydając głośny, tradycyjny huk wzywający do walki. Buma zamachnął się z obrotu swoją całą nogą, trafiając przeciwnika stopą w bok głowy. Przeciwnikiem był jakiś przeciętny mężczyzna, który upadł na piach na ringu, lecz udało mu się wstać, lekko się kołysząc. Rzucił się na Bumę, ten jednak odrzucił go na drugi koniec ringu za pomocą swoich dwóch, dużych rąk. Walkę zasłonili Ci już gapie i chcący się zmierzyć walczący...

Simeon Kaguya - 2010-06-10, 22:43

Wysłuchałem wszystkich rad uważnie, a potem dałem 25 rou temu dziwnemu panu, po czym poszedłem się przebrać.
W szatni było dość duszno, przynajmniej tak mi się wydawało, zastanawiałem się jedynie czy to aby na pewno duchota, a nie nerwy. Wychyliłem się, aby jeszcze raz spojrzeć na Bumę, jednak ludzi było tak dużo, że nie byłem w stanie się dopchać, słyszałem jedynie jakieś krzyki. W sumie wiele to nie musiałem się przebierać, wystarczyło zdjąć bluzę i walczyć na pół nago. W końcu nie mam nic innego. Po chwili namysłu usiadłem na ławce. Wtarłem czoło w dłonie i zacząłem rozmyślać. Przypomniałem sobie Bumę, który się napinał, a zaraz potem jego karcący wzrok. Mimo wszystko się nie bałem. W sumie i tak nie mogłem się już wycofać. Popatrzyłem przez chwilę na szafkę Bumy. "Nie ma to jak równouprawnienie, co? No tak... W końcu to mistrz, a ja jestem nowicjuszem... Heh, po walce zmienią o mnie zdanie!" - powiedziałem do siebie po cichu uśmiechając się pod nosem. Sięgnąłem jeszcze do mojej torby po bukłak pełen wody - zawsze go wyjmowałem i piłem z niego kilka łyczków, kiedy się denerwowałem, bądź byłem zmęczony. Teraz nie dość, że byłem wycieńczony podróżą, to jeszcze na dodatek denerwowałem się niemiłosiernie. Miałem jeszcze chwilę przed walką, by odsapnąć. Momencik, aby zaczerpnąć jeszcze powietrza, którego i tak w tej szatni było tyle co kot napłakał.
Po chwili przypomniałem sobie jeszcze, że przecież nie schowałem bluzy do szafki, więc to błyskawicznie zrobiłem, po czym wstałem i wyszedłem z szatni, gotowy, by stanąć twarzą w twarz z Bumą - mistrzem areny. Po minięciu progu poczułem nagły przypływ świeżego powietrza. "Tego mi było brak... Teraz jestem naprawdę wkurzony!" - pomyślałem sobie, chociaż wiedziałem, że tak naprawdę w głębi duszy, to się boję. Widziałem już nabuzowany tłum, który widocznie tylko czekał na pogromcę Bumy... bądź na kolejnego frajera, który dostanie od niego baty. Rozejrzałem się jeszcze po arenie. Tak, jestem gotowy - powiedziałem sam do siebie dość głośno, lecz nikt nie usłyszał, gdyż tutejsza ludność w tym momencie krzyczała niemiłosiernie.

//Nie wiem sam, w sumie troszkę mnie to denerwuje, że wszystkie koksy siedzą w Tsuki, a w Konoha jest mało takich porządnych shinobi//

Sjan Jin - 2010-06-14, 15:39

Mężczyzna kiwnął tylko z lekkim uśmiechem na Rou chowając je do swojej portmonetki przymocowanej metalowym łańcuszkiem do pasa. Może w mieście było wielu złodziei? Tego stwierdzić nie mogłeś, bo jak na razie spotkałeś się negatywnie jedynie z miejscowymi pijaczkami. Twoje kroki szybko skierowane zostały do dusznej i trochę okurzonej szatni. Jednak gdy wszedłeś ciepłe, aczkolwiek świeże powietrze dało o sobie znać i odczułeś lekką ulgę na sobie, czując chłodny powiew. Zaduch trochę wrócił, gdy zamknąłeś drzwi, ale dało się wytrzymać. Czekały na Ciebie trochę używane, aczkolwiek czyste i wyprane spodenki. Były koloru biało-szarego. Niewielu zawodników Ligi III, do której się zapisałeś walcząc w tym pojedynku ma nieużywane odzieże i ekwipunek. Oczywiście Buma należy do najlepszej, Pierwszej Ligi. Jednakże to, że jesteś zapisany do ligi nie oznacza, że warunkowo musisz przychodzić na każde walki i występować na ringu. Byłeś gotowy psychicznie i fizycznie do walki. Shizu podbiegł do Ciebie szybko tłumacząc:
-Nie martw się, nie pozwolę, byś doznał poważniejszych obrażeń... Dalej! Na ring i daj z siebie wszystko! - powiedział uradowany i pełny satysfakcji Shizu mając nadzieję, że się wykażesz, pchając Cię pojedynczo przez tłum a Twoja sylwetka jedynie przecisnęła się przez ostatnie osoby stojące nieopodal ringu. Jakiś chuderlawy mężczyzna, który wcześniej wszedł na ring szarżował na Bume próbując uderzyć go w twarz z dystansu. Olbrzym uniknął ciosu odchylając się. Widząc Ciebie, że czekasz po prostu obrócił się stając naprzeciw nadbiegającemu nowicjuszowi, który po prostu oberwał w twarz z prawego sierpowego i upadł na piach trochę zamroczony. Widzowie wziąwszy go na ręce wyprowadzili z ringu na trybuny, gdzie czekał Medyk Shinobi.
-Pokaż, co potrafisz... - powiedział przez zęby Buma grubym głosem idąc w Twoją stronę *Stoisz na pograniczu ringu i trybuny, przeskoczyłeś już przez barierkę* podnosząc co chwila lekko prawą nogę, przygotowując ją chyba do uderzenia.

Simeon Kaguya - 2010-06-14, 18:47

"No dobra teraz pora udowodnić, że ten cały Buma nie jest wcale taki niepokonany..."- jest to jedyna myśl, która towarzyszyła mi podczas drogi na ring. Gdy na niego dotarłem zauważyłem, że Uzuteki bardzo szybko zmierza w moją stronę. Wiedziałem, że jest zdenerwowany, ale myślałem, że mu choć trochę przeszło, gdy zdemolował jakiegoś cherlaka. Widocznie myliłem się. Jako, że nie jest to jego pierwsza walka dzisiejszego dnia, miałem nadzieję na to iż jego wytrzymałość będzie już troszkę naruszona. Poza tym, aby odpowiednio walczyć z taką masą jego kondycja powinna być nieprzeciętna." To jest moja jedyna szansa... Muszę go jednak jeszcze wymęczyć." pomyślałem starając się wprowadzić w plan moją analizę.

Gdy Buma znajdował się trzy, może cztery metry ode mnie, zacząłem energicznie poruszać się tak jakbym chciał okrążyć wroga, lecz tak naprawdę starałem się dojść do innego narożnika. Walka na dystans była dla mnie lepszym rozwiązaniem, aniżeli wszelakie klincze. Prawdopodobnie moja postawa nie cieszyła mistrza wioski Uzun, który jest wręcz spragniony mojej krwi, lecz mnie to nie obchodziło. W razie jego ataków w pierwszej kolejności starałem się unikać, parowałem dopiero w ostateczności, ponieważ wiedziałem, że od bloku odpowiednio silnego ciosu można doprowadzić nawet do złamania kończyny, a to przekreśliło by moje szanse. Jedyne uderzenia jakie wykonywałem, to low kicki, którymi starałem się osłabić uda, oraz stawy kolanowe oponenta. Takie ciosy powinny rozluźnić jego gardę, by ukazał w końcu swoją twarz, którą ma schowaną w rękawicach.

Sjan Jin - 2010-06-14, 19:51

Buma nie miał schowanej twarzy w rękawicach, po prostu Cię znieważał i całą swoją masą chciał na Ciebie wparować, widząc, jak uskakujesz do narożnika też uskoczył w bok spotykając się z Tobą tuż przed narożnikiem a jego łokieć z obrotu mógłby trafić Twoją głowę i zakończyć walkę, gdybyś nie umknął i z czystej pozycji nie kopnął "low kicka" w udo. Gdybyś lepiej opisał tego low kicka, którego w Anime nie ma i jak przebiega, an pewno stworzyłbyś jakieś lepsze rezultaty, a nie tylko chwilowy ból. Rozpuszczona garda Bumy towarzyszyła masie sierpowych i podbródkowych, czasami także prostych których łatwiej Ci się unikało. Ganiał Cię tak po ringu z dużą szybkością. Może i jesteś ninja, ale on także ma dobrą szybkość. Jego łysa, ciemnej karnacji głowa i wściekłe oczy ganiały za Tobą pełne mięśni i gniewu. Jednakże, w pewnym momencie uciekania gdy widzowie przestali Cię dopingować tylko buczeli na Twoje ucieczki oberwałeś w ramię z wielkim bólem, lecz udało Ci się uskoczyć na trzy metry w bok turlając się po ziemi i będąc na drugim końcu ringu niż odwracający się Buma. Twój lekki wyczyn towarzyszył lekkiemu zachwytowi widzów wokół OKRĄGŁEGO ;) Ringu.
Simeon Kaguya - 2010-06-14, 20:43

Dobra to moja szansa jęknąłem dość cicho, lecz na tyle wyraźnie by mogła to usłyszeć część widowni. Zrobiłem parę kroków w stronę Bumy, po czym wyskoczyłem i prostując nogę próbuję wbić ją w korpus przeciwnika. Staram się trafić w splot słoneczny - wgłębienie pod mostkiem. Nie był to tak silny cios jak jego oryginał ( Dainamikku Entorii), ponieważ nie miałem zbyt wiele miejsca do rozpędu, który decyduje o sile uderzenia, lecz dzięki temu łatwiej mi będzie wgrać się w walkę w momencie, gdy aktualny mistrz sparuje cios, lub chwyci moją nogę. W takim wypadku, staram się moimi rękoma momentalnie dotknąć podłoża i stworzyć z nich jedyne punkty podparcia. Drugą nogą próbuję uderzyć przeciwnika w jeden z punktów witalnych na twarzy człowieka, mianowicie w kość nosową, której uszkodzenie powoduję niezmierny ból. Jeżeli jednak wszystko poszło jak należy i Buma oberwał, powinien stracić chwilowo oddech. Wykorzystuję tą sytuację starając się jeszcze raz wymierzyć potężny "strzał" na korpus, tym razem w okolice nadbrzusza. Silne uderzenie w to miejsce zgina każdego, nawet takiego osiłka i "mutanta" jak Buma. Mając Bumę złożonego prawie jak scyzoryk chwytam jego głowę i atakuję ją kolanem. Zależy mi na mocnym uderzeniu w okolice nosa, które są silnie unerwione. Następnie jeśli będzie oszołomiony zakładam mu dźwignię na stopę ( wykręcam mu kostkę ), sam kładąc się tak aby objąć całymi rękami jego stopę. Z tej pozycji jest bardzo ciężko się uwolnić, ponieważ przeciwnik leży na brzuchu, w dodatku tyłem do mnie.
Sjan Jin - 2010-06-15, 17:28

Sylwetka młodego adepta ringu ruszyła rozpędzając się spotykając dwa metry przed przeciwnikiem ze wzrokiem rozwścieczonego Bumy. Cały gniew i wściekłość ogromnego jak się okazało boksera przemienił się w zdziwienie, zaskoczenie i lekki przestrach przed Twoim wyskokiem. Gdy Twoja noga uderzyła w splot słoneczny Buma robiąc grymas bólu zauważył, jak zbliżasz się po sile uderzenia wystawiając obie ręce i odpychając Cię pięściami w taki sposób, że oberwałeś uderzeniem w klatkę piersiową i upadłeś parę metrów dalej podrywając się widząc, jak Buma schylił się upadając na kolana chwilowo tracąc oddech i dopływ tlenu. *Pisz lepiej co robisz jak plan nie wyjdzie, ale zaakceptuję Ci Twoje ruchy* Buma poderwał się znów z gniewem i wściekłym uśmiechem na twarzy spoglądając znów na Ciebie i obrywając od Ciebie kolanem w nos i odchylając głowę. Rzuciłeś się na jego wysuniętą nogę lecz zauważyłeś jak jego dłoń zręcznie dotyka podłoża a druga noga okręca się wokół ciała uderzając Cię w rękę z ogromną siłą i potęgą z powodu nie tylko siły Bumy ale i jego techniki i nakręceniu nogi. Poczułeś ogromny ból odsuwając rękę. Nie jest złamana ani nie ma poważniejszych obrażeń, teraz jednak spuściłeś z niej gardę leżąc na ziemi a Buma jedynie wypluł krew z ust ze spokojnym, aczkolwiek wściekłym wyrazem twarzy.
-Wstawaj, walczymy normalnie... - powiedział spokojnie Buma dając Ci wstać, ból w lewej ręce trochę ustał, aczkolwiek zaczął się tam pojawiać jakiś guz bądź siniak. Buma nie miał już rozpuszczonych rąk... Wcześniej, gdy Buma rozpuszczony gniewem gonił Cię po ringu tłum trochę buczał, lecz gdy Twoja akcja powiodła się widzowie zaczęła się owacja i oklaski pogłębione podczas kopniaka Bumy z obrotu. Teraz wszyscy ucichli spoglądając na Waszą dwójkę... Gigant lewą nogę przesunął do przodu prawą zostając w tyłu, jego mięśnie napięły się a ręce ukształtowały gardę mając lewą ręką trochę w przodzie i trochę wyżej, mając z tyłu prawą rękę. Chyba oczekiwał Twojego ruchu mając teraz jakiejś bardziej ciepłe oblicze.

Simeon Kaguya - 2010-06-16, 07:33

Osz kur... Aaargh, moja ręka...- jęknąłem przeraźliwie, gdy zostałem uderzony w moją lewą, górną kończynę. Gdy Buma pozwolił mi wstać, szybko podniosłem się i równocześnie lekko się wycofałem. Teraz ze ręką będzie mi jeszcze ciężej go zaatakować, bo z każdym uderzeniem z lewej dłonie będę czuć ogromny ból. "Kiedy będzie ten gong, przecież minuta już dawno minęła..." - pomyślałem szykując się do kolejnej próby zaatakowania rywala. Zauważyłem, że jego garda jest jakaś lepsza, w końcu ją postawił, chyba skończył mnie ignorować, nabrał niejakiego respektu wobec mej osoby. To było znakiem, iż poprzednia kombinacja zadała mu jakieś obrażenia.

Widząc, że nie mam już zbyt dużo czasu do namyślania, ponieważ Buma jest już dość blisko mnie, zacząłem momentalnie podchodzić w stronę przeciwnika. W tym momencie postawiłem na bardziej ofensywny wariant, niż styl, którym walczyłem do tej pory. Znajdując się około 2 metry od przeciwnika ugiąłem nogi, przypominając siatkarza gotowego do odbioru piłki i podchodząc w stronę wroga, przy pomocy jednego kroku na lewej nodze, starałem się podciąć przeciwnika techniką Konoha Reppuu. Uderzałem prawą stopą, celując w jego lewą nogę, która była bliżej mnie. Tułów odchyliłem, by uniknąć ewentualnego ataku ze strony przeciwnika. Prawą ręką dotykam podłoża tworząc kolejny punkt podparcia, a lewą kieruję w stronę mojej głowy, by rękawicą blokować prawdopodobnie nadchodzące uderzenia. Nie chciałem parować inną częścią ręki, aniżeli dłoń, ponieważ reszta była już trochę uszkodzona. mój atak ma na celu podcięcie nogi przeciwnika, poprzez zaatakowanie jego stawu skokowego. Mogę mu przy okazji potężnie obić ten staw, tworząc widoczną opuchliznę. Buma jest zbyt duży, aby zdążyć złapać moją nogę w tak niskiej pozycji. Gdyby jednak uniknął ciosu, podnosząc nogę, dokańczam kombinację, wykonując Konoha Senpuu. Tak naprawdę miałem nadzieję, że mistrz wykona takowy unik. Atakiem staram się zaatakować okolice głowy oponenta. Wiem, że trzyma tam gardę, lecz staram się ponownie wyrównać szanse, uszkadzając jedną z jego rąk. Liczę na to, że ten atak go choć troszkę odrzuci do tyłu. Nie wierzyłem, że można przechwycić tak szybko i energicznie wykonaną technikę, więc nie bałem się spróbować takiego podejścia. Po wykonaniu owej kombinacji szybko się cofnąłem, bacznie obserwując zachowanie Bumy. Próbowałem zauważyć, czy potraktowałem go na tyle boleśnie, aby wyłączyć którąś z jego kończyn z walki.


Konoha Reppuu - Dobra technika ofensywna, wykorzystywana podczas bezpośredniej walki. Polega ona na przykucnięciu i zrobieniu obrotu, wystawiając nogę by móc podciąć przeciwnika. Dzięki tej technice możemy powalić przeciwnika, jak i również zadać dobre obrażenia.

Konoha Senpuu - Bliźniacza technika Konohy Reppuu. Tym razem polega ona na wyskoku w górę, i zrobieniu półobrotu, starając się kopnąć z całą siłą przeciwnika w głowę. Bardzo skuteczna technika, dobrze sprawująca się gdy połączymy ją z Konoha Reppuu.

Sjan Jin - 2010-06-16, 08:56

Gdy Ty próbowałeś go podciąć on po prostu zręcznie odskoczył podskakując na nogach i biegając teraz wokół Ciebie na ringu. Nie zdążył zrobić ani jednej połowy kółka gdy Ty wyskoczyłeś w jego stronę uderzając nogą w jego rękę a Twoja stopa aż do kolana przeszła przez gardę. Zostałeś zawieszony na jego rękach, możesz wykonać cios bądź się uwolnić zanim on coś zrobi. Twoja noga dotyka jego głowy i rąk, bo przechodząc przez gardę została złapana.


Czas został zatrzymany, wynajdź jakiś ciekawy ruch a może zakończysz walkę bądź dodasz sobie punktów.


Jesteś w końcówce rundy, zaraz będzie bił gong.

Simeon Kaguya - 2010-06-16, 15:47

Wykorzystuję to, że Buma trzymając mnie nie może mieć gardy i staram się wykonać kilka uderzeń prosto w twarz przeciwnika. Wykonuję zamaszyste ciosy, którymi próbuję jeszcze bardziej uszkodzić okolice nosa przeciwnika. "Nie ważna jest masa, mięśnie, czy siła rywala, gdy się go klepie po twarzy" - pomyślałem wykonując kolejnego sierpowego. Starałem się go trafić tyle razy, ile mi się uda, zanim Buma zareaguje, odrzucając mnie. Nie może wykonać żadnego ruchu, niż rzut, bo ma obie ręce zajęte. Liczę, że mnie po prostu wyrzuci przed siebie, muszę polegać na szczęściu. W końcu nigdy tak naprawdę nie trenowałem a walczę z mistrzem. Jeżeli szczęście mi dopisało i Uzuteki wyrzucił mnie na nogi to nie marnuję czasu i od razu ruszam w jego stronę. Tak około metr przed nim wyskakuję i staram się wykonać mocny kop z półobrotu prawą nogą, celując w jego głowę. Chcę zdobyć jeszcze jakieś punkciki przed końcem rundy. Jeśli jednak Buma wyrzuci mnie tak, że upadnę na ziemię plackiem to postępuję w zależności od położenia.
Położenie 1 ( jestem bardzo blisko nóg Bumy, który tylko czeka na każdą moją próbę podniesienia się) - Leżę i czekam na gong kończący rundę. Nie wykonuję żadnego z ataków, bo będzie to tylko niepotrzebne poddanie się na dodatkowy ból.
Położenie 2 (jestem bardzo blisko chociaż troszkę zamroczonego Bumy) - staram się jak najszybciej stanąć na nogi wykonując przewrót w tył, po czym szybko podnoszę ręce przed siebie, tworząc gardę. Następnie podchodzę w stronę mistrza dość powoli chcąc wejść w wymianę ciosów, w której będę próbował zapunktować rywala w tej końcówce rundy. Mimo, że bolą mnie plecy i ręka, ciągle staram się walczyć z zimną krwią.
Położenie 3 ( Jestem na tyle daleko, by zdążyć wstać przed atakiem wroga, nie bojąc się jego ataku, oraz mam chwilkę więcej czasu do wykonania mojej taktyki ) - Momentalnie wstaję, nie zważając na ból, jaki odczułem po uderzeniu. Potem rozpędziłem się w stronę Bumy, i zaatakowałem go przy pomocy Dainamikku Entorii. Mimo wielkiego zmęczenia byłem przygotowany na to, że sparuje cios i jeżeli to zrobił od razu przechodzę do techniki Konoha Reppuu, która ma podciąć mistrza areny wioski Uzun.


Dainamikku Entorii - Dość dobra technika, gdy chcemy zaskoczyć przeciwnika. Polega na rozbiegu i wykonaniu długiego skoku, by w powietrzu wyciągnąć nogę przed siebie i z całym impetem uderzyć w przeciwnika. Dobrze wykonana, może odrzucić przeciwnika i pozbawić go na chwilę tchu. Dzięki niej możemy także wyważyć np. drzwi.

Konoha Reppuu - Dobra technika ofensywna, wykorzystywana podczas bezpośredniej walki. Polega ona na przykucnięciu i zrobieniu obrotu, wystawiając nogę by móc podciąć przeciwnika. Dzięki tej technice możemy powalić przeciwnika, jak i również zadać dobre obrażenia.

Sjan Jin - 2010-06-16, 16:35

Buma dostał dwoma trzema sierpowymi w nos i dwa w lewe oko próbując ominąć głowę. Był trochę zamroczony kopniakiem i tym, że dostawał ciosy na twarz. Z lecącą krwią z łuku brwiowego podrzucił Cię trochę do góry łapiąc w locie i rzucając się razem z Tobą na piasek. Upadając dostałeś w splot tracąc na chwilę oddech. On nie puszczając Cię mając łokieć na Twoim brzuchu przekręcił się dwa razy łapiąc nogę i robiąc obrót wstawiając Twoją nogę między swoje i kładąc ją sobie obok korpusu i wykręcają w stronę zewnętrzną. Miał niszczycielską siłę i jak się okazało technikę, którą ominąłeś i szczęście dało Ci szanse na zadanie ciosów... Usłyszałeś gong, który przerwał cały Twój ból. Nad Tobą w sekundę pojawił się chuderlawy sędzia odpychając Bumę, który wściekle zawył. Mały człowieczek zaprowadził Was za kontuar gdzie Buma z wściekłego wyrazu twarzy roześmiał się:
-Świetnie młody, nie spodziewałem się tego... Ale wiedz, że dałem Ci dojść do tego momentu... - powiedział uśmiechnięty Uzuteki klepiąc Cię po ramieniu i odbierając od człowieczka pięćset rou i idąc do szatni. Ty dostałeś za to dwieście rou i specjalne zioła, które wspomogą Cię na duchu i zniwelują ból w ramieniu. Wszedłeś do szatni dostając od Shizu gratulacje. W środku był Buma ubrany już w długie, białe szaty z dużym, pomarańczowym słońcem na plecach i na rękawach oraz przodzie szaty w mniejszej skali.
-Na serio, niezła walka... Ja i Shizu jedziemy do Wioski za granicą, wpadniemy tam na parę walk z mistrzem tamtego miasta, a potem jedziemy do Kraju Wodospadu jadąc do Kraju Ziemi cały czas walcząc i zdobywając nowe tytuły. Może nawet znów stanę w I lidze po tych przegranych w Tsuki... - powiedział z jakimś ciepłem, powagą i z lekkim zrezygnowaniem Buma wzdychając (Buma to nie wymysł tej misji, lecz stały walczący na ringu i stały bywalec na walkach MMA).
-Może jakbyś chciał, to pojechałbyś z nami. Powalczył, pozdobywał pieniądze, pozwiedzał. Chyba, że nie masz po drodze... - wiedziałeś, że ich trasa idealnie wiedzie Cię w kierunku Lodowca i celu misji. Dodatkowo, warto jechać z karawaną, bo Kraj Wodospadu oraz Ziemi są teraz najeżone różnymi grupami bandytów i tubylcami z okolicznych wiosek, którzy bez braku bata Lorda Feudalnego, który nie ma tylu wojsk w tym czasie chcą zagrabiać karawany i kraść.



http://www.shinobi-rpg.pu...pic.php?pid=250

Simeon Kaguya - 2010-06-16, 18:57

// To że Buma jest stałym bywalcem ringu MMA zauważyłem już kiedyś natykając się na walkę Buma vs Taharii. Mogę sobie dopisać 200 rou już?//

Po miotnięciu mną w ziemię czułem, że wszystkie siły mi odchodzą. W jednym momencie straciłem cały zapał i wolę walki, jaka towarzyszyła mi podczas tego pojedynku. Wiedziałem, że po tym jego ruchu cała moja praca poszła na marne i tym razem muszę oddać wyższość mistrzowi Uzun-Than. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich ludzi, którzy mi kibicowali, zrobiło mi się po prostu głupio, ponieważ odkąd atakowałem, to praktycznie ani razu nie oddałem inicjatywy. "Widząc obycie w ringu ma tu niepodważalne znaczenie" - pomyślałem schodząc z areny za kontuar. Droga również nie była rzeczą przyjemną. Ledwo co mogłem się ruszać, nawet podczas oddychania towarzyszył mi ból, jednak jakoś dałem radę przejść te kilkanaście metrów. Za kontuarem zauważyłem Shizu, oraz mojego rywala, którego strój od razu przykuł moją uwagę. Jednak jeszcze większym zdziwieniem był dla mnie ton z jakim wypowiadał się Buma. W jednej chwili zmieniłem zdanie o tym zapaśniku. Zacząłem uważać, iż to naprawdę miły człowiek, tylko w ringu udaje takiego "złego".
Dzięki, naprawdę dałem z siebie wszystko. - odpowiedziałem Uzuteki'emu, po czym odebrałem w ciszy nagrodę i spokojnie wypiłem ziółka. Nawet nie spytałem się co to jest. Zdążyłem zauważyć, że jeżeli ktoś by chciał mnie tu zabić, to już dawno bym zginął. Słuchając kolejnej wypowiedzi wygranego, stwierdziłem, że jest on bardzo pewny siebie. "Może tego mi brakowało...Sam nie wiem, ale muszę jeszcze potrenować... "- zadręczałem się przegraną. Szukałem przyczyny takiego wyniku tego pojedynku.

Słysząc propozycję padającą z ust Bumy niemal zdrętwiałem. Co.. Ja mógłbym.. To niemożliwe... - sam nie wiedziałem, co myśleć na temat tej propozycji. Koleś, który dosłownie przed 10 minutami chciał mnie zabić, proponuje bym dołączył się do niego i razem z jego karawaną podróżował zwiedzając i staczając kolejne walki w MMA. W sumie to ciekawe rozwiązanie. Nie dość, że trochę zarobię, zdobędę doświadczenie w tej dziedzinie walki, to jeszcze paczka będzie znacznie bardziej bezpieczna, aniżeli gdybym wybrał samotną podróż. Nie ma innej opcji muszę się zgodzić...
W sumie to droga pasuje idealnie. Sam nie wiem jak to możliwe, lecz na początku mojej wyprawy wybrałem podróż przez te same miejsca, które Wy będziecie mijać. Chętnie do was dołączę! Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o lidze MMA, a to jest wielka okazja - rzekłem, przebierając się w swoje ciuchy i wyciągając z szafki plecak, w którym jest przesyłka. "Nie mogę o niej zapomnieć, to jest przecież priorytet tej podróży..."

Sjan Jin - 2010-06-16, 22:08

-Cóż, najwyraźniej wybraliśmy taką samą trasę, ponieważ my jeździmy drogami handlowymi. Znaczy się ja z Shizu podróżujemy zawsze z jakimiś wozami kupieckimi pełnymi towarów, które jeżdżą często uczęszczanymi i znajomymi w trasie traktami którymi dojedziesz do każdej wioski i do każdego większego miasta... - powiedział drapiąc się w głowę Buma. Teraz wyglądał o wiele dostojniej a do pasa przypiął sobie krótki, jednoręczny, szeroki miecz z ostrzami po obu stronach, a nie jak katana po jednej. Jego biały płaszcz okrywał jego sylwetkę. Widziałeś przez okno drzwi szatni jak ludzie idą wesołą gromadą do karczm i innych wydarzeń ciekawych podczas festynu:
-Nawet ciekawie, że do nas dołączyłeś... Opłaci Ci się to i jeszcze jedno... - powiedział Buma szukając czegoś w plecaku i rzucił Ci białe, nowe, miękkie i śliskie spodenki, w sam raz na walki w których objawia się pot. Na spodenkach z przodu na prawej nogawce widniał średniej wielkości pomarańczowy znak słońca.
-Czekałem na takiego kogoś jak Ty, przynajmniej przez jakiś czas powalczymy razem. Jakbyś chciał możemy walczyć w walkach dwójkowych, czyli dwójka na dwójkę, bądź w tak zwanym Conquest... - powiedział masywny mężczyzna siadając na ławce i opierając się rękoma o nogi, marszcząc trochę brwi i czoło wpatrując się chwilowo w podłogę, szukając sformułowania.




Wydawał się teraz taki oczytany, bądź po prostu dojrzały. Nie jak wcześniej wściekły goryl jedynie dla większych datków od gapiów i widzów ringu. Po chwili odezwał się poważnym i dojrzałym tonem:
-W zasadzie już jesteś wcielony w nasz poczet, póki się nie rozłączysz. Na dzisiaj jedziemy za granicę do bliźniaczego miasta Uzun-They czy jak tam się zwało, pokonujemy dwóch obecnych liderów i idziemy spać bo już zachód słońca. A więc, zwijamy się... - powiedział klepiąc Cię w chorą rękę, która wyzdrowiała, gdy przyjąłeś *No już ustalmy, że przyjąłeś* zioła od Shizu. Byli to mili ludzie szukający w tych ciężkich czasach zarobku. Obok szatni gotowały się do odjazdu dwie małe karawany. Jedna złożona z czterech powozów, pełna towarów i kupców oraz przedmiotów do handlowania. Druga zaś składająca się w zasadzie z dwóch powozów i paru koni które wiozły powozy i dwóch strażników jadących parę metrów przed małym konwojem który chyba miał zamiar jechać z karawaną kupiecką. Dwójka wozów okazała się jednym, wypakowanym po brzegi poprzez ubrania, stroje, przedmioty codziennego użytku i prowiant oraz jednym, trochę większym do przewozu sześciu osób, w którym siedział już Buma, Shizu, sędzia który bił w gong, jakiś medyk i jeszcze jedna osoba, z tyłu zostało dla Ciebie miejsce. Strażnicy strzegący Waszego małego konwoju byli ubrani jak tutejsi strażnicy, lecz dodatkowo mieli dwa kołczany strzał, zamiast jednego i zasłonięte srebrnymi maskami wyrażającymi powagę twarze. Byliście gotowi do odjazdu...

Simeon Kaguya - 2010-06-17, 08:24

Dokładnie wysłuchiwałem każdego sformułowania, jakie zostało wypowiedziane przez mistrza wioski Uzun-Than. Byłem zaaferowany jego propozycją dołączenia się do ich karawany, cieszyłem się, że będę mógł spędzić trochę więcej czasu z tymi ludźmi. Może dzięki temu zdobędę nie tylko korzyści materialne. "Spędzanie czasu z tak wspaniałym wojownikiem na pewno poprawi moje umiejętności walki. Nie tylko w ringu, ale także jako shinobi".
Gdy Buma rzucił spodenki w moją stronę złapałem je oglądając. "Ten znak słońca... Czy to nie będzie wbrew moim przekonaniom? Czy zakładając je nie odwrócę się od Konohy? Sam nie wiem..." - nie wiedziałem jak postąpić, czy przyjąć prezent, do momentu, gdy Uzuteki zaproponował walki w parach. "To jest to! Dzięki temu oprócz walki poprawił bym moje zgranie. Po takiej podróży muszę zdać egzamin na chuunina!".

Conquest? Nigdy o takim czymś nie słyszałem? Mógłbyś mi bardziej nakreślić o co chodzi w walkach tego typu?
- spytałem, gdy Buma użył tego stwierdzenia. Nigdy wcześniej nie słyszałem o niczym takim, a niedługo może być to mój nowy sposób zarobku.

Po tonie, sposobie wypowiadania się, czy słowach jakich używa Uzuteki, doszedłem do wniosku, że przy nim mogę się nauczyć nie tylko sztuki walki w ringu, ale także nabiorę większego obycia. Ten człowiek jest bywalcem na największych imprezach MMA, więc na pewno wie dużo o życiu i zachowaniu w większym gronie ludzi.

Kierując się w stronę karawany pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę nie były towary, tylko ochrona. Na pewno świetnie wyszkoleni strażnicy, przy których przesyłka do wioski Yaroglek będzie 100 razy bezpieczniejsza, niż gdybym szedł sam. Usiadłem na wolnym miejscu, siedząc cicho i czekając na odjazd. Było mi trochę głupio rozmawiać przy tych wszystkich ludziach, o których nic nie wiedziałem. Większości nie znałem nawet z imienia. Mimo wszystko czekałem, aż ktoś zarzuci jakiś temat do rozmowy, bo chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o walkach MMA, pojedynkach Bumy, czy o całej tej podróżującej paczce, z którą było mi dane wędrować.

Sjan Jin - 2010-06-17, 14:27

Buma uśmiechnął się lekko poprawiając swoją miękką, aksamitną szatę i zakładając na głowę szeroki, okrągły, słomiany, utwardzany na obwodzie kapelusz, bądź bardziej nakrycie głowy, jakie zwykli nosić Kage i Shinobi próbujący ochronić się przed deszczem bądź promieniami słonecznymi. Wielki, umięśniony mężczyzna poklepał Cię po ramieniu widząc Twoje rozmyślania i rozterki nad spodenkami i widniejącym na nim znaku:
-To osobisty znak mojej Grupy, o której opowiem Ci kiedyś. Noszą jej symbol tylko członkowie, a Ty stałeś się tymczasowym członkiem owej Grupy MMA. Gdybyś nie zechciał już z nami być wyprzyj się symbolu u jakiegoś członka Grupy, możliwe, że u mnie. Większych zobowiązań nie ma a symbol nie przynależy do żadnej Wioski... - powiedział Uzuteki otwierając duże drzwi jedną ręką i chcąc wyjść na zewnątrz. Lecz zatrzymał się w progu nie zamykając drzwi tylko je lekko przymykając i obracając się w Twoją stronę z wyrazem twarzy wyrażającym lekkie zamyślenie spowodowane pytaniem o Conquest:
-A więc... W ogromnym mieście handlowym którego największą atrakcją jest olbrzymia i wspaniała Arena... - tutaj spojrzał na Ciebie z uśmiechem i lekkim zachwytem o wspomnieniu tej wielkiej i heroicznej budowli:
-Miasto Matsuma w Kraju Ziemi, niedaleko Kraju Księżyca i niejakiego Lodowca, jest największym miastem handlowym i najpopularniejszym miejscem Walk MMA. Szczerze wątpię, czy zdobędziemy pierwsze, bądź drugie miejsce na tamtejszym Conqueście, o którym zaraz Ci opowiem, ale po cichu myślę, że uda się zdobyć trzecie... - powiedział zacierając ręce i wychodząc ze swoim bagażem i zawartością szafki w torbie którą miał przewieszoną na skórzanym pasku przez ramię.



Poszedłeś za nim będąc spakowanym i mając w dłoni spodenki. Zaciekawiony zostałeś przez niego zatrzymany tuż przed wejściem do wozu a on odwrócił się znów w Twoją stronę i spoglądając chwilę w niebo zebrał szybko słowa, aby jego wypowiedź miała jakiś stylistyczny sens:
-Conquest wydawany jest dwa razy w roku... No i za parę dni odbędzie się ten turniej... Matsumo to ciekawe miasto. Będziemy mogli tam potrenować bo potem jeżeli nie wstąpimy we Zachodnie krainy Kraju Księżyca... - tutaj zrozumiałeś, że w Kraju Księżyca, który jako jedyny Kraj Żywiołów graniczy z Lodowcem Zachodnie tereny są przeciwne do Wioski Yaroglek i będziesz musiał się z nimi rozłączyć, bo Twoim celem jest Wschód... - To rozstaniemy się już w Matsumo mój mały kompanie... - powiedział radosnym głosem pomagając załadować coś do wozu i po chwili kontynuował swoją wypowiedź zapinając metalowe zapinki i sprzączki od swojej szaty:
-Conquest ma dwa rodzaje... Tai Jutsu MMA i zazwyczaj zwany Krwawy Bój... Nazwa dlatego, że uczestnicy często odnoszą śmiertelne rany. Ale w historii został odnotowany tylko jeden zgon na paręnaście turniejów. Użytkownik użył dziwnego jutsu miażdżąc ruchem ręki serce przeciwnika i jego ciało rozrywając... Cóż, to bardzo okrutne, bo medycy nie dali rady go uratować... A delikwent uciekł pod postacią wiatru... Tai Jutsu MMA ma podobne zasady jak Krwawy Bój tylko MMa ma takie warunki jak tutaj. Żadnych jutsu i broni, oraz pancerzy... Na Arenę wychodzi się parami, jest ich dowolna ilość, zazwyczaj około czterdziestu chuderlaków i chłystków i czterech prawdziwych weteranów. My zaliczamy się do środka... - powiedział oceniając Cię wzrokiem Buma i powiedział ucieszonym głosem wsiadając do wozu, czekając aż Ty także to zrobisz. W wozie mimo braku innych miejsc było dosyć wolnego. Usytuowałeś się naprzeciw Bumy byście mogli spokojnie rozmawiać. Jednak on nie lubiąc zbytniego tłoku wystawił nogi z tyłu wozu siedząc na jego skrawku. Wozy ruszyły jadąc i podskakując czasem na kamieniach. Warunki w wozie były nawet komfortowe, mimo lekkiego podskoku i lekkiego tłoku.



Za Waszym wozem jechały dwa konie ciągnące dwóch kupców siedzących i rozmawiających rutynowo, jak to w pracy. Buma w końcu odezwał się po dłuższej chwili:
-No to tak... Wchodzimy we dwóch a na Arenie jest już masa zwykłych mieszkańców i utalentowanych fizycznie Shinobi i żołnierzy Miasta Matsumo, czyli Straży i takie tam... - powiedział trochę uśmiechając się wiedząc, że na turnieju nie będzie dwójki liderów MMA, którzy obecnie zajmują osobno trzecie i siódme miejsce w Ogólnoświatowym Ringu walk jeden na jednego. Cicho westchnął i znów kontynuował dalej:
-Za każdego pokonanego przez Ciebie przeciwnika, czyli który już nie wstanie, dostajesz 100 Rou... Dodatkowo, za sam udział dostajesz 50 Rou... Jak dobrze pójdzie to pokonamy z pięć duetów i zarobimy jako grupa 1200 Rou... - powiedział uradowany dodając po chwili:
-Punkty za pokonanie kogoś liczą się na grupę, a nie na osobę... Potem dzielimy się po równo. No, a ten Krwawy Bój to to samo, tylko z jutsu, broniami, zbrojami i notkami wybuchającymi... - powiedział trochę zrezygnowany Buma:
-Ja występuję w Conquest MMA od dwóch lat, ale jakbyś zechciał Krwawy Bój nie zaszkodzi... - powiedział uradowany Buma opierając się o naciągniętą skórę służącą za dach i ściany wozu, obwiniętą na sklepieniach i metalowych prętach.
-Chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? - zapytał spokojnie Uzuteki a Ty usłyszałeś, jak strażnicy zatrzymują niektóre wozy i proszą o pozwolenie na przejście przez granicę. Twój wóz przejechał po chwili postoju przez granicę a Ty widziałeś jak paru ludzi w luźnych, długich ubraniach z łukami i kunaiami zostaje przez Was mijanych. Tacy sami byli w Uzun-Than, tylko nosili czerwone zdobienia i części ubrań, a Ci niebieskie.

Simeon Kaguya - 2010-06-17, 15:58

Czyli to nie jest żaden znak przynależności do jakiegokolwiek kraju, ani żadnej wioski? Ufff to dobrze, bo bałem się, że będę zmuszony wyrzec się Konohy na te walki, ten turniej. Wiesz na razie niezbyt dobrze znam się terenach, granicach i takie tam. Tak naprawdę to jest moja pierwsza misja, w której musiałem opuścić teren wioski Liścia. - powiedziałem, gdy wysłuchałem wytłumaczenia Bumy. Ulżyło mi, ponieważ czułem się dość ściśle związany z moją wioską i choć nie widziałem dla niej zbyt dużych szans przetrwania w tych trudnych czasach, pełnych licznych konfliktów, wojen, to czułem się z nią związany emocjonalnie.

Schowałem spodenki do plecaka, w którym zaczęło robić się już tłoczno, ponieważ był on niezbyt duży. "Może zamienię go na większy, gdy uda mi się zarobić? Kto wie." Wsiadając do wozu wybrałem miejsce na które wskazał mi Buma. Dzięki temu, mogliśmy spokojnie rozmawiać, bo się widzieliśmy. Taka podróż jest na pewno lepsza, aniżeli samotna tułaczka, na którą byłem skazany początkowo - odparłem śmiejąc się lekko. Następnie z wielkim zainteresowaniem słuchałem zasad Conquest'u. Ciekawiło mnie o co w tym tak naprawdę chodzi. Dopiero wdrażałem się w tajniki MMA, a tu już turniej na taką skalę. WOW! To musi być niezła rzeź... 40 osób na jednym ringu. Przecież trzeba mieć oczy dookoła głowy, by wyjść z tego cało, w jednym kawałku. Ale... - tu moja wypowiedź na chwilę się urwała. Zacząłem sobie przypominać niektóre momenty mojego życia. Przegrana z Seiso, była jednak jak narazie najboleśniejszą przygodą jaka mnie spotkała. To ona mnie motywuje do dalszej, coraz cięższej pracy... Z chęcią spróbuję się w walce tego typu. Mam coś sobie do udowodnienia!

Na wieść o pieniądzach jakie możemy zarobić podczas Conquest'u wstrząsnęło mną. Ile? 50 za pokonaną osobę? Na głowę? Na pewno? Masz na myśli wygraną w rou? Wiesz ile ja musiałem pracować, aby zarobić 700 rou... Teraz kolejne tyle jest na wyciągnięcie ręki - powiedziałem w stronę mojego ringowego kolegi z widocznym uśmiechem na twarzy. Nie jestem materialistą, zawsze uważałem, że od pieniędzy ważniejsze jest serce i hart ducha. Wolałem zajmować się treningiem, niż wzbogacać się, lecz mam zbyt duże ubytki w moim ekwipunku, aby zaprzepaścić taką okazję. Chciałem się także po prostu sprawdzić...

Co do Krwawego Boju... Przyjdą tam ludzie, którzy są świetni w posługiwaniu się bronią, oraz ludzie w pełni opancerzeni. Nie mamy tam zbytnich szans, by cokolwiek zdziałać.
W MMA liczą się umiejętności fizyczne, co jest moim jedynym atutem. Poza tym sam powiedziałeś, że mamy tam szansę uzyskać 3 miejsce, więc warto spróbować...
- powiedziałem do Bumy, wiedząc, że moja wypowiedź podniesie go lekko na duchu. Byłem pewny swojej decyzji, ale zastanawiała mnie uległość Bumy. Daje mi pełną możliwość wyboru w czym będziemy walczyć, a przecież to on jest mistrzem wioski Uzun-Than i mentalnym kapitanem naszej drużyny.

Gdy Buma spytał mnie, czy mam jakiekolwiek pytania, odparłem: Tak, właściwie mam ich kilka. Dlaczego tak w ogóle jestem Twoim partnerem? Przecież na pewno znasz wielu lepszych wojaków walczących w lidze MMA. - spytałem, ponieważ ta kwestia nurtowała mnie od początku naszej współpracy. Wiem, że to nie było dawno, ale jakoś nigdy nie byłem pewny dlaczego los padł akurat na mnie...
Następnie powiedziałem: Znam kilku shinobi z Tsuki. Ty sam kiedyś powiedziałeś, że tam przegrałeś... Ten, który Cię pokonał musiał być naprawdę dobry. Możesz przybliżyć mi jego postać. Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o pogromcy tak świetnego wojownika jak Ty. . Chwilę drapałem się po głowie szukając w niej jeszcze jednego pytania, bo byłem pewny, że czegoś jeszcze chciałem się dowiedzieć... A tak! No właśnie Conquest... Jest to jeden pojedynek, czy jest tam jeszcze coś w zasadzie kwalifikacji. Nie mogę sobie wyobrazić, że w takim konkursie chce wziąć udział tylko te 40, może 50 osób. Wydaje mi się to dziwne...- powiedziałem, po czym bacznie słuchałem odpowiedzi Bumy.

Sjan Jin - 2010-06-18, 09:42

Buma z uśmiechem wysłuchiwał Cię w zamyśleniu i zapytał po chwili o jeszcze jakieś pytania, bo na pewno z chęcią Ci ich udzieli. Jednakże, słysząc słowo "kilka" dotyczące pytań jedynie zrezygnowany westchnął wysłuchując pierwszego z Twoich zdań, szykując na nie już w myślach odpowiedź:
-Cóż, moja Grupa... Tzn. Grupa Słońca która nosi oficjalną nazwę Taiyou liczy w sobie 11 osób. Mój partner zginął parę tygodni temu w przeprawie przez Kraj Ziemi od zatrutych kunai zabójców którym zlecono nas zabić wraz ze wszystkimi członkami karawany... Tak samo kupców jak i rzemieślników, ochroniarzy i nas... - powiedział wymuszając lekki uśmiech i poprawiając sobie płaszcz. Słysząc jedynie wiwaty i krzyki na cześć walk w ringu i masy zdartych gardeł okrzykujących miejscowych wojowników przeszedł do sedna sprawy:
-Twoja pierwsza walka... Widzę w Tobie wielki potencjał. Jak podrośniesz i trochę przybierzesz na masie możesz stać się bardzo silnym wojownikiem... - powiedział klepiąc Cię po ramieniu próbując dodać otuchy. Słyszałeś jak część gapiów i widzów krzyczała: Taiyou! Taiyou!


Buma szybko rozpiął płaszcz ukazując swój korpus i poprawił kapelusz szybko odpowiadając na kolejne pytanie:
-Przyjechałem do Tsuki bo podobno stały się tam popularne walki MMA. Podobno jest tam trzech niezłych walczących... Niejakiego obwoływali Piątym Kapitanem Taharii Yakimo... A drugiego... Czwarty Kapitan Sjan Yuki Jin Senjuu... Tak, pamiętam. Był jeszcze jeden, którego udało mi się pokonać. Dało mi to trochę otuchy, ale przegrałem z tymi dwoma Kapitanami, ktokolwiek to jest.. - powiedział zakładając torbę na ramię. Wiedziałeś, że na zewnątrz oczekują Was widzowie ringu, a przed Tobą i Bumą rozpościerała się zwisająca, żółtawa zasłona z płótna.
-Co do Conquestu... Em... Odbywają się trzy walki po zazwyczaj 40-60 osób... Ci, którzy przetrwali do gongu, czyli po trzech minutach przechodzą dalej. I tak dalej. Końcowym etapem jest gdy zostaje mniej niż 14 ludzi... Zwycięzca dostaje 2000 Rou, drugi 1500 a trzeci... 500... - powiedział trochę zdenerwowany tym faktem mówiąc cały czas pospiesznie by nie tracić czasu:
-Weź torbę... - powiedział rozpościerając przed sobą płótno i razem z Tobą wychodząc na świeże powietrze. Na około stała masa gapiów i widzów ringu MMA którzy wiwatowali i czekali na walkę. Buma przyjął groźny wyraz twarzy i przepychając się przez tłum utorował masywnie drogę do szatni, do której wszedł czekając na Ciebie *Pozwolę sobie zainterweniować i samemu pokierować Twoją postacią*



Gdy tam wszedłeś rzucił Ci słoneczne rękawice i kazał przebrać się w spodenki. On jedynie zrzucił płaszcz i kapelusz chowając je do torby i wrzucając do szafki razem z Twoją torbą. Stanął na środku sali przyjmując dziwaczną pozę. Stał na jednej nodze, drugą mając podkurczoną na wysokość kolana a ręce miał rozłożone na boki tworząc palcami dziwne znaki formując z palców kółka. Po chwili odetchnął potężnie jakby nie oddychał przez parę lat i zaczął podskakiwać:
-Pamiętaj, bierzesz się za mniejszego... Zapomniałem Ci powiedzieć... W duetach o Mistrzostwo może występować tylko mały z dużym... - powiedział śmiejąc się i boksując w powietrze.
-Gdybyś przegrywał spróbuję Ci pomóc... Ewentualnie Ty pomożesz mi... Za wygraną dostaniesz 150 Rou... - powiedział pytając się prosto i spokojnie rozgrzewając swoje ciało fizycznie:
-Jesteś gotów?

Simeon Kaguya - 2010-06-18, 15:08

Pospiesznie przebrałem się w strój Taiyou, grupy której stałem się częścią. Oprócz spodenek, założyłem rękawice. Pasowały w sam raz, w dodatku były nowe i oraz z dobrego materiału. "Z takim strojem moje uderzenia będą pewniej wykonywane, w dodatku lepiej się prezentuję..." - pomyślałem lekko się uśmiechając.

Ahh tak... Mam zaatakować mniejszego. No dobra niech będzie niższy - rzekłem z niebywałą pewnością w głosie, która tym razem nie była tylko udawaną. Wiadomo, że czułem adrenalinę, lecz nie był to strach, który paraliżowałby moje ruchy. Wręcz przeciwnie. To uczucie sprawia, że mam ochotę wyjść na ring i stoczyć prawdziwie ostry pojedynek.
"Zawodnik niższy na pewno będzie szybki, jednak jego uderzenia nie będą tak silne jak Bumy. To daje mi większą możliwość nawiązania kontaktu fizycznego z rywalem" - kalkulowałem, próbując wynaleźć najlepszą taktykę, na takiego przeciwnika.

Czy jestem gotowy? Ba! Jestem spragniony walki! - rzuciłem pospiesznie również wykonując krótką rozgrzewkę. Chciałem rozruszać przede wszystkim staw skokowy i kolanowy, oraz nadgarstki. Widząc, że Buma stał się przybrał poważną, wręcz agresywną minę, również starałem się posiadać ostrzejszy wyraz twarzy. Czekając na Bume, razem z nim udałem się w stronę areny.

Sjan Jin - 2010-06-18, 20:35

Po chwili Buma ucieszony, pełny dumy i premedytacji otworzył drzwi z rozmachem i ze wściekłą miną wychodząc na zewnątrz podniósł ręce do góry ucieszony a wiwaty zagrzmiały na jego cześć. Było tu cztery razy więcej ludzi niż w Uzun-Than, czyli kilometr wcześniej, tuż przed granicą. Twój kompan znów musiał torować drogę przez morze jego fanów i gapiów. W końcu dotarliście do większego, lepiej wyposażonego, prawdziwego ringu na podwyższeniu. Wkoło była masa ludzi... W mieście był specjalnie przygotowany duży plac na wykonanie ringu. Na podwyższeniu było rozłożone, podwyższone płótno a wokół prawdziwe liny i narożniki. Buma wskoczył na ring wciągając Cię także. Trochę zaniemówiłeś tymi wszystkimi widzami i skierowanymi na Was dwoma reflektorami, które oświetlały po prostu ring... Zbliżała się noc... Shizu stał na podwyższeniu obok ringu, gdzie przy biurku stał wyższy od małego człowieczka, lecz również niski mężczyzna trzymając w ręku mikrofon. Po chwili jego usta otworzyły się i wydał z siebie ton zapowiadający walkę i to sportowe wydarzenie:
-Oto lider bliźniaczej Wioski Uzun-Than! - krzyknął podekscytowany spiker podnosząc drugą rękę, wolną od mikrofonu do góry i kontynuując:
-Wraz ze swoim kompanem! - tutaj spoglądając na Ciebie z uśmiechem i słuchając szybkiego toku mówienia Shizu który dyktował mu coś na ucho:
-Buuumaa Uzuuuuteeekiii! - gigant podniósł ręce do góry wraz z rękawicami ucieszony i pełny entuzjazmu boksując w powietrze i rozgrzewając się do walki. Poprawił jedynie rękawice i spoglądał już w stronę wrzawy wśród tłumu:
-Oraz jego partner w duecie... Simeon... Slash... Kaguuuuuyaaa! - tutaj widzowie znów podnieśli się i kibicowali na Twoją cześć, po chwili wykrzykując jednak momentalnie pewni siebie i robiąc miejsce dla przechodzących przeciwników, którzy okazali się dość podobni wyglądem i wyrazem twarzy do Was. Byli bardzo zdeterminowani i gotowi do walki, a tłum skandował jedynie:
-Hatsu! Mono! Hatsu! Mono! - a nagle spiker z jeszcze większą ekscytacją wykrzyczał wręcz podskakując na lekkie niezadowolenie Shizu który zrobił grymas spoglądając na Waszych przeciwników:
-Ich nawet nie trzeba przedstawiać! Duet zwycięzców z Uzun-They! Niepokonani Hatsu i Mono!! Dzisiaj jedynie los osądzi, kto wygra tą walkę... - powiedział uradowany spiker a na ring wskoczył podobny wzrostem do Bumy wysoki mężczyzna, mierzący prawie dwa metry, jedynie chudszy i mniej umięśniony od Uzutekiego. Drugim przeciwnikiem był starszy od Ciebie, lecz mały, łysy chłopak ubrany w czarne, długie szaty, które zdarł ukazując na sobie dwa, złote, duże, szerokie pasy:
-Oni są na prawdę dobrzy... Lecz może my jesteśmy lepsi... - powiedział cicho Buma, że tylko Ty to słyszałeś i ledwo co. Nagle zabrzmiał gong i Wasi przeciwnicy rzucili pasy za ring do ich... Trenera... Będzie ciężko, oni nawet mają trenera! Bez żadnego sędziego ani zasad po prostu zaczęto walkę. Jednak kątem oka dostrzegłeś obok ringu trzech uzbrojonych żołnierzy z kuszami naładowanymi chakrą. Mniejszy z przeciwników biegł w Twoją stronę uśmiechnięty szyderczo z rozpuszczoną gardą i szeroko rozstawionymi nogami. Zanim zdążyłeś coś zrobić zauważyłeś jak niejaki Hatsu, większy przeciwnik wyskakuję na Bumę na szczęście spadając po uderzeniu ściągającego sierpowego Uzutekiego.

Simeon Kaguya - 2010-06-19, 09:22

Wchodząc na ring czułem się dość pewnie. Było sporo ludzi dopingujących nie tylko przeciwników, ale też nas. Nie chciałem zawieść rzeszy fanów Bumy, która przebyła ten kilometr, aby wspierać Taiyou na duchu. Poza tym wiedziałem, że mój partner ringowy jest niebywałym zawodnikiem i w razie problemów pomoże mi uzyskać przewagę. Nawet nie brałem pod uwagę wariantu, iż to ja będę musiał ratować Uzutekiego. Gdy spiker zaczął nas zapowiadać, poczułem że adrenalina zaczyna we mnie wzrastać, nogi lekko się ugięły, a sam jakoś tego nie byłem w stanie kontrolować. Skandujący tłum wydawał się chcieć emocji i ja miałem zamiar im tego dostarczyć. Buma znów wydawał się tak samo groźny jak podczas walki ze mną. Trochę mnie to podniosło na duchu, bo wiedziałem, że mając u boku takiego wojownika jak on, nie powinniśmy dać plamy. Sam nastawiłem się jeszcze bardziej agresywnie, chcąc wpędzić kibiców w stan euforii, a przeciwnikom zgotować istne piekło.

Kiedy ludzie zaczęli skandować Hatsu, Mono, to zdenerwowałem się trochę bardziej. Przecież pierwsi, lepsi przeciwnicy nie mieliby takiej rzeszy kibiców, aż tylu fanów, którzy wydawaliby się pójść za nimi w ogień. Gdy wchodzili na ring spojrzałem na nich z szacunkiem i uznaniem, ale także nieskrywaną wrogością. Było widać, że są doświadczeni, a po słowach spikera wiedziałem, że są oni mistrzami, to nie mógł być przecież byle kto! Wyższy wydawał mi się być słabszy od Bumy, gorszy fizycznie, ale nie tylko. Nie był aż tak pewny siebie jak Uzuteki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nasz przeciwnik był na pewno kilkukrotnie bardziej doświadczony ode mnie, co dawało mu znaczną przewagę, jednak miałem nadzieję, że on mnie zlekceważy, bo mimo dobrej budowy ciała, to na fightera nie wyglądałem. Byłem po prostu za młody, by budzić grozę. Wydawało mi się, że Mono patrzy na mnie z politowaniem i małym wyrazem pogardy, czy czegoś w tym rodzaju. "Odważyłem się zaatakować Bumę, to i tego kolesia się nie przestraszę! Na pewno nie!" - pomyślałem sobie cały czas spoglądając prosto w oczy przeciwnikowi. Mój wzrok był pewny, ani mi się śniło, by spuścić oczy. Czułem, że ta walka zaczęła się jeszcze przed gongiem.

Kiedy zabił gong Mono pobiegł w moją stronę. Po jego stylu poruszania się stwierdziłem, że jest to jakaś nieznana technika walki. Postanowiłem, że również ruszę w jego stronę, bo nie chciałem zostać zepchnięty do defensywy. Rozpędziłem się i wybiłem w powietrze, po czym silnym kopniakiem w twarz miałem zamiar obalić przeciwnika. Byłem pewien, że uniknie, więc spadając szybko ukucnąłem i wykonałem Konoha Reppuu. Jeśli jest to zwinny przeciwnik, to powinien wyskoczyć, unikając mojego ataku. W takim razie wykonywałem Konoha Senpuu, by oberwał w tors, starałem się uderzyć między żebra, tak aby nawet je połamać, bo tak dużo włożyłem siły w ten atak, że powinno się udać. Jeżeli jednak się nie udało, to mógł jedynie sparować cios, w takim razie musiał trochę się zachwiać, bądź zachowa się tak samo jak Buma i złapie mnie za nogę - jednak takiego wariantu pod uwagę wziąć nie mogłem, gdyż nie był tak samo wielki i silny jak nasz partner. Jeśli się zachwiał, to wykonuję mu kilka prostych, a potem silny, prawy sierpowy, a następnie jeżeli trafiłem, to musiał być ogłuszony. W takim wypadku łapię go za głowę i uderzam z łokcia, atakując łuk brwiowy, który po takim ciosie momentalnie powinien się zerwać. Jeśli tak było to przeciwnik upadł, a ja siadając na nim starałem się dokończyć moje dzieło atakując go z pięści po twarzy. Jednak jeśli wcześniejsze Konoha Reppuu się udało, to przeciwnik powinien być przez moment w powietrzu w pozycji równoległej do ringu. W takim wypadku łapałem go za głowę i uderzałem strasznie mocnym ciosem z lewego kolana. Po takim ataku musiał upaść, więc zachowałem się tak jak zawsze, gdy mój przeciwnik upadnie - siadałem na nim i uderzałem z pięści.
Gdyby jednak na samym początku walki to Mono mnie pierwszy zaatakował, to starałem się sparować ciosy, bądź chociaż uniknąć ataków, wykorzystując moją szybkość. Czekałem tylko na moment, gdy znajdę się w pozycji do wykonania czystego uderzenia w twarz bądź korpus. Kiedy już mi się to udało, to wykonuję Konoha Reppuu i powtarzam sekwencje, które wykonałbym w razie, gdybym to ja objął od początku przewagę.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------



Konoha Reppuu
Typ: Ofensywna


Dobra technika ofensywna, wykorzystywana podczas bezpośredniej walki. Polega ona na przykucnięciu i zrobieniu obrotu, wystawiając nogę by móc podciąć przeciwnika. Dzięki tej technice możemy powalić przeciwnika, jak i również zadać dobre obrażenia.


Konoha Senpuu
Typ: Ofensywna


Bliźniacza technika Konohy Reppuu. Tym razem polega ona na wyskoku w górę, i zrobieniu półobrotu, starając się kopnąć z całą siłą przeciwnika w głowę. Bardzo skuteczna technika, dobrze sprawująca się gdy połączymy ją z Konoha Reppuu

Sjan Jin - 2010-06-19, 15:36

Kiedy Mono biegł na Ciebie Ty wyskoczyłeś w powietrze kopiąc go w okolice głowy, lecz on zdążył się zakryć blokującymi rękoma tworząc gardę i kopiąc Cię w drugą nogę, co Cię przewróciło ale Ty zdążyłeś się obrócić gdy ten ze swojego ataku próbował wyprowadzić drugi atak kopiąc Cię nogą w odkryte żebra, lecz Twoje ciało było szybsze... Gdy jego noga podniosła się do góry w celu kopnięcia Cię z dużą siłą Twoja noga robiąc obrotowe koło uderzyła mocno w jego wysuniętą nogę powalając go na ziemię. Ty próbowałeś wtedy na niego skoczyć przygniatając kolanami i zacząć okładać go swoimi pięściami by zakończyć walkę poprzez nokaut bądź poddanie się, czyli odklepanie ręką w matę... Twój przeciwnik jednak odepchnął Cię nogą i wstał szybko lecz nie zrozumiał Twoich zamiarów i zasłonił pierwszym ruchem na Twoją obracającą się z tyłu stopę głowę, lecz zdążył obronić się przed nogą zasłaniając żebra i odkrywając całą głowę i część korpusu. Po chwili gdy nie zdążył wrócić swojej gardy bądź wykonywał jakiś cios Twoja prawa dłoń zwinięta w pięść uderzyła go od boku prosto w twarz poprzez wyprostowanie ręki i parę szybkich i dobrze wymierzonych prostych które przyjął na twarz i lekko zamroczony zrobił szybko gardę by uchronić się od przegranej. Twoja prawa pięść lecąca zamaszyście jako sierpowy uderzyła go w rękę nie robiąc większych szkód. Teraz było widać, że odsuwa się od Ciebie nogami by lepiej załapać obraz po tych wszystkich prostych. Jednakże zamroczony schylił się lekko a Ty wcieliłeś sobie swój połączony plan chwytając jego głowę mocno rękoma i uderzając potężnie lewym kolanem. Skoczyłeś na niego uderzając dwa razy pięścią w jego głowę, wygrałeś dzięki świetnej strategii i taktyce. To było na prawdę dobre posunięcie godne wojownika. Po chwili widziałeś, jak przez liny upada obok Ciebie sędzia po prostu wskakując na ring i łapiąc Cię za ręce i krzycząc tak, że przez wiwaty usłyszałeś to tylko Ty:
-Dosyć, pokonany... - powiedział ściągając mniejszego przeciwnika z ringu przez liny. Pełny dumy odwróciłeś się by zobaczyć, jak sobie radzi Buma... Chyba coś poszło nie tak bo teraz odsłonięty z ręką zaplątaną w liny a drugą między nogami przeciwnika siedział skulony w ringu obrywając pięścią w twarz mogąc jedynie próbować kopać nogami w przeciwnika, lecz jedynie trochę dosięgał. Teraz zmagali się między sobą kto kogo uderzy. Jednakże Buma miał tylko jedną wolną rękę, którą odplątał z lin. Próbował jedną ręką blokować wszystkie ciosy przeciwnika, który jedynie pchał na niego ręce, by któraś się omsknęła i uderzyła w Uzutekiego.



Simeon, Twoje posty są obłędne :) Jeszcze trochę a będą takie jak moje, kiedy się wysilę i napiszę coś z sercem.

Simeon Kaguya - 2010-06-19, 16:22

Po pokonaniu przeciwnika zacząłem świętować w myślach. W końcu był on moim pierwszym pokonanym w pojedynku przeciwnikiem. Czułem coś niezwykłego. "A więc to tak się czują zwycięscy? Heh, ciekawe uczucie." Rozejrzałem się po ludziach w tłumie. Słyszałem, jak niektórzy skandowali moją ksywkę. Rozmarzyłem się. Przez moją głowę przechodziło tysiące myśli. Mój ojciec powtarzający jak to wspaniale jest zwyciężać, moja matka, która codziennie mówiła, żebym zrezygnował z bycia shinobi, gdyż jest to zbyt niebezpieczne, mój malutki brat, który prosił, bym nauczył go jakiegoś jutsu, a nawet moi przyjaciele, znajomi, z którymi miałem okazję współpracować w egzaminach na chuunina... Jednak przez myśl nie przeszły mi tylko poszczególne osoby, ale i cele. Skupiłem się na myśli o światowych ringach MMA, o zaszczytach, które mogą mnie spotkać, a nawet myślałem o trofeach, jakie mogę zyskać. "Najpierw musiałbym troszkę potrenować z Bumą..." - znów zacząłem rozmarzać, po czym zastanowiłem się jakby wyglądały takie treningi. Każda z tych myśli trwała tak naprawdę zaledwie małe ułamki sekund, a ja sam wyrwałem się z letargu, kiedy przypomniałem sobie, że walka jeszcze trwa. "Ciekawe jak sobie radzi Uzuteki..." - pomyślałem, po czym obejrzałem się. Buma miał nie lada problemy, gdyż zaplątany w linki bronił się przed ciosami przeciwnika. Musiałem jakoś zainterweniować, aby dać mu czas, by się rozplątał, odsapnął, a potem wrócił do walki, którą musimy wygrać. W takim razie byłaby o wiele łatwiejsza, gdyż mielibyśmy liczebną przewagę.


Mając nadzieję, że przeciwnik mnie nie zauważył i nie wie co się stało na drugiej połowie ringu wybiegłem na niego, jednak po cichu, tak by mnie nie usłyszał. Przez wiwaty i okrzyki tłumu, szanse na to, że Hatsu wiedział o tym, że biegnę malały kilkukrotnie. Do tego był on skupiony na atakowaniu mojego partnera ringowego. Będąc tuż za nim użyłem Konoha Senpuu uderzając w jego boczną część szyi. Taki cios powinien zadać ogromny ból i odwrócić uwagę oponenta od Bumy. Odskoczyłem na jeden metr czekając na atak przeciwnika. Jeżeli on nastąpił, to znowu odskoczyłem, tym razem na bok, a następnie wiedząc, że nie dam rady go podciąć, kopałem go w nogi. Mocnymi atakami wyprowadzanymi z nóg chciałem sprawić mu ogromny ból, przez który nie mógłby normalnie się poruszać. Celowałem głównie w staw kolanowy. Jeżeli przeciwnik był dość wolny, to postanowiłem, że szybko za niego wskoczę, po czym go obalę na kolana, a potem wykonam mocny kopniak z półobrotu prosto w twarz przeciwnika. Jeżeli zaś jest dość szybki (powinienem to rozpoznać podczas walki), to próbowałem utrzymać go na dystans, unikając jego ataków, poprzez cofanie się. W ten sposób podchodził bliżej mnie, a znajdował się coraz dalej od Bumy, który miał czas, by się zregenerować i rozplątać z linek.

Jeżeli po uderzeniu w szyję mój przeciwnik mnie nie atakował, tylko czekał na dalszy ruch lub dalej znęcał się nad Uzutekim, to celowałem mocnymi uderzeniami w zgięcia kolan, a wówczas uderzałem z pięści w twarz przeciwnika. Zależało mi na tym, by w końcu znalazł się na ziemi, bądź daleko od Bumy. Wiedziałem, że sam tej walki nie wygram, więc zacząłem liczyć na szybką pomoc ze strony mojego towarzysza.

Jeśli Hatsu zauważył, że na niego wybiegam, to postanowiłem przyjąć taką strategię, jakiej bym użył podczas ataku przeciwnika, czyli odskok i uderzenia low kickami. Następnie się cofałem starając się odciągnąć jego uwagę i czekając na reakcję Bumy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Konoha Senpuu
Typ: Ofensywna


Bliźniacza technika Konohy Reppuu. Tym razem polega ona na wyskoku w górę, i zrobieniu półobrotu, starając się kopnąć z całą siłą przeciwnika w głowę. Bardzo skuteczna technika, dobrze sprawująca się gdy połączymy ją z Konoha Reppuu


------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzięki, staram się jak najbardziej potrafię :) Mam ostatnio dużo czasu, więc i mogę go trochę poświęcić :P

Sjan Jin - 2010-06-19, 18:23

Twoja noga uderzyła przeciwnika w bok szyi przewalając go na liny tym samym wykręcając bardziej rękę Bumy który z krzykiem zacisnął wolną rękę i pokazał zęby. Gdy przewaliłeś Hatsu dźwignia bardziej zabolała Bumę, jednakże powaliła jego wroga i dała mu szansę do ataku. Wcześniej napastnik wiedząc, że Twój kompan pokona go w zwarciu bądź w jakimkolwiek rodzaju walki wykluczając... Dźwignie i górowanie Hatsu postanowił, że jakimś tam planem zagoni go to narożnika, bądź bardziej zwabi i założy mu dźwignię, dzięki której Uzuteki nie będzie w stanie zadać ciosu przeciwnikowi, bo ten będzie zablokowany a ten spokojnie będzie go okładał. Teraz jednak przeciwnik został powalony a ręce Bumy dosięgną do jego korpusu i co ważniejsze głowy... Lider Twojego duetu skoczył na wroga unieszkodliwiając dźwignię poprzez zgięcie ręki i wolną ręką zaczął wymierzać solidne uderzenia w twarz Hatsu, który miał zablokowane ręce kolanami Bumy. Gigant chwycił swojego przeciwnika który był teraz bezwładny ale miał siłę by walczyć sądząc bo jego wykręcaniu się i uderzeniach w Bumę, który targał go i podnosił po ringu, a przynajmniej próbował. W końcu skutecznie złapał go i rzucił o matę podnosząc znów i odchylając nogę do tyłu uderzał nią w głowę Hatsu, a na koniec gdy przeciwnik lekko trzymał się na nogach Buma chciał się zemścić i odsunął się lekko robiąc wykrok do tyłu, a po chwili do przodu obracając się na nodze podporowej, uderzając w tył kolana Hatsu, który z ogromnym bólem upadł na matę a po chwili wkroczyli trzej sędziowie i dwaj medycy. Tłum skandował Wasze imiona i frazę "Taiyou" lecz Buma nagle zdyszany wypowiedział do Ciebie trochę zabawne słowa:
-Skoczny był ten przebiegły skurwiel... - po chwili skierował się w kierunku lin i Ty też tak zrobiłeś, widząc uradowanego Shizu. Nagle w Twoje ręce wpadł od sędziego worek z czymś stukającym... Z Rou... Od małego człowieczka który już Ci towarzyszył podczas krótkiej podróży również dostałeś w małym woreczku swoje obiecane pieniądze... Shizu uradowany krzyknął pełen dumy i zadowolenia, ciesząc się wraz z Bumą, który także dostał dwa woreczki i trzeci od jakiegoś faceta w czarnym płaszczu, który miał pod płaszczem kartki i jakieś drewniane... Półeczki... W ubraniu... Buma spojrzał na Ciebie bez krzty wątpliwości i strachu, bądź przeciwnie.
-Hah! Piękny pojedynek! Brawo Buma! Brawo Slash! Nieźle, nieźle... Macie tutaj obaj po 250 Rou. Te dwa miasta przyniosły lekkie zyski, bo są bardzo popularnymi ringami MMA... No, nieźle, nieźle... Okoliczni mieszkańcy stawiali na Waszych przeciwników i macie dodatkowo po 150 Rou! - Buma jedynie uśmiechnął się i przesypał paręnaście monet do Twoich woreczków dorzucając jeszcze jedną dokładnie licząc je w pamięci.
-Młody, idziemy świętować, czy chcesz iść do hotelu wynająć, albo chcesz iść spać byle gdzie, bo to Twoje życie w zasadzie, ale jutro rano byś musiał się znaleźć... - powiedział trochę rozśmieszony Uzuteki. Zarzucił swój biały płaszcz z pomarańczowym, zachodzącym wręcz słońcem i wyjął z niego butelkę sake, tak samo jak Shizu, jednak ten wyjął ją z czarnego garniturka i oboje zadowoleni opróżnili buteleczki do dna. Buma jedynie nałożył na siebie swój biały, okrągły niby-kapelusz i jedynie spojrzał na Ciebie spod swojego nakrycia głowy czekając na odpowiedź o hotel i zabawę. I tak prędzej czy później Shizu i Buma udadzą się do hotelu a i Tobie wynajmą pokój.

Simeon Kaguya - 2010-06-20, 08:55

Wygrywając pojedynek usłyszałem euforię. Wszystkie te okrzyki ludzi były wydane także na moją cześć. To jest niewiarygodne. Przecież jednego dnia stałem się ulubieńcem tłumu, dość licznej rzeszy fanów, prawdziwych fanów, którzy nie boją się wyrazić swojego zdania, a nie tylko gapiów, przybyłych tu dla zabawy. Chociaż pewnie w sercach takich tudzież przelotnie zagościłem. Czułem się jak prawdziwy bohater, którym zawsze chciałem zostać, jak porządny shinobi, a nie przeciętny gennin, który nawet nie może zdać egzaminu i zostać chuuninem. Naprawdę nie mogłem ukryć zadowolenia, które towarzyszyło mi razem z pokonaniem tych przeciwników.

Słysząc jak Buma mówi, że jego przeciwnik był przebiegły, uśmiechnąłem się słysząc całe sformułowanie. W ustach Uzutekiego wydawało mi się ono dość dziwne. Wiedziałem, że ten człowiek nie jest grzecznym chłopczykiem, bo takich w ringu MMA na pewno nie jest zbyt łatwo znaleźć, ale mimo wszystko te słowa brzmiały śmiesznie. Podchodząc do uradowanego Shizu, mogłem śmiało stwierdzić, że ten człowiek podziela moje szczęście, choć z pewną różnicą... Ja cieszę się tym, że w końcu kogoś pokonałem, wygrałem swoją pierwszą walkę, a on raczej dlatego, że dzisiejszego wieczoru sporo zarobił. Rozliczając się z członkami "Taiyou" dokładnie przeliczyłem odebraną kasę. Co?! Aż 400 rou. Świetnie, na pewno się przyda! - powiedziałem, po czym szybko schowałem pieniądze, abym ich nie zgubił. "Teraz to dopiero zaczyna się prawdziwe życie Simeona" - rozmarzyłem się. Nigdy nie myślałem, że walki na ringu są aż tak dobrze płatne, że można aż tyle zarobić.

Słysząc propozycję Bumy, odpowiedziałem dość nieśmiało: I tak jestem za młody by pić alkohol... Do tego jestem zmęczony tymi dwoma pojedynkami. Chyba pójdę do hotelu, gdzie się porządnie wyśpię, aby z samego rana być gotowym do dalszej podróży, oraz do każdej jutrzejszej walki, których pewnie będzie kilka. Po tych słowach zostałem jeszcze chwilę z Taiyou, oddając się rozmowie. Chciałem dowiedzieć się jak będzie wyglądać następny dzień naszej podróży, gdzie jutro walczymy i takie tam. Odchodząc od nich chciałem się udać w kierunku noclegowni. Kurka, a gdzie tak w ogóle jest Hotel? - spytałem sam czując się lekko zirytowany swoją znajomością terenu. Jeżeli powiedzieli mi to moi towarzysze, od razu ruszyłem w jego stronę. Chciałem tam dojść, zanim zrobi się kompletnie ciemno. Gdy udało mi się trafić do tego budynku, niezwłocznie udałem się do recepcji. Dzień dobry. Ile kosztuje noc w pokoju dla jednej osoby? Nie musi być wielkiej wygody. Starczy łóżko i ciepła woda. - powiedziałem czekając na odpowiedź w lekkiej niepewności. W prawdzie zarobiłem dziś trochę, lecz nie chciałem wydać wszystkiego na to by spędzić noc w jakimś drogim hotelu.

Sjan Jin - 2010-06-20, 12:20

-Idź ulicą na wprost będzie obok niego stało wiele karawan i wozów... Hotel Lambert. Tam niedługo my będziemy nocować... - powiedział Buma radośnie biegnąc z Shizu do karczmy. W hotelu przyjęli Cię a mężczyzna w recepcji rzucił:
-25 Rou za noc wraz z kolacją i ciepłą wodą... Pokój z ubikacją, łóżkiem i dwoma szafkami... - powiedział spokojnie mężczyzna...
-Trzeba czegoś więcej? - zapytał retorycznie samemu dając Ci kluczyk do pokoju #3


//Post potem rozwinę o różne elementy itp. teraz nie mam czasu...//

Simeon Kaguya - 2010-06-21, 07:12

Dobra, niech będzie... Biorę go. Ma się rozumieć, że niedługo ktoś mi przyniesie kolację do pokoju - powiedziałem w kierunku recepcjonisty, dając mu 25 rou. Biorąc klucz poszedłem poszukać pokoju oznaczonego numerkiem 3. Znając życie będzie on na parterze, więc rozpoczynam poszukiwania "trójki" od piętra na którym się obecnie znajduję. Docierając do małego, aczkolwiek bardzo schludnego i zadbanego pokoju siadam na łóżku by chwilę odpocząć, ponieważ bo całym dniu podróży i stoczeniu tych dwóch wyczerpujących walk, czuje się strasznie zmęczony, oraz głodny. W oczekiwaniu na członka obsługi hotelu, który powinien dostarczyć mi posiłek, wyjąłem z plecaka mój strój do walk MMA, wziąłem spodenki i przemyłem je przy kranie, aby zapach potu się od nich odczepił. "Nie mogę przecież wyjść na ring śmierdzący...". Następnie przewiesiłem je na jakimś krześle, aby się suszyły, a sam oczekując na kolację, zacząłem wyglądać przez okno. Obserwowanie nieba to jedno z moich ulubionych zajęć w wolnym czasie. Łatwo się przy nim zrelaksować, uspokoić, nawet gdy ogląda się chmury tylko przez chwilę. W tym momencie było już dość ciemno, słońce zaszło, a nieliczne obłoki częściowo tylko zasłaniały księżyc. Ahhh. piękny widok - skwitowałem beznamiętnie patrząc w okno. Byłem już na tyle wykończony, że nawet taki widok nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia.
Gdy otrzymałem w końcu moją kolację, niemal od razu rzuciłem się do jedzenia. Byłem na tyle głodny, że ta kolacja zniknęła w ciągu kilku minut. Nareszcie coś przekąsiłem
powiedziałem sam do siebie , po czym udałem się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Myjąc się dokładnie rozmyślałem o dzisiejszym dniu. "Kurde w czasie jednego dnia nauczyłem się tyle co w przeciągu ostatniego roku" - skwitowałem mój postęp. "Oby jutrzejszy dzień był tak samo owocny!". Po kąpieli nic mnie już nie zmuszało do zachowania trzeźwości umysłu, więc od razu poszedłem spać, mając nadzieję, że nie zaśpię na jutrzejszą zbiórkę...

Sjan Jin - 2010-06-21, 16:25

Jak się jednak okazało, młody, spokojny Pan z wąsikiem i w szklanych, okrągłych, dość śmiesznych i dziwacznych, grubych okularach wręczył Ci kluczyk do pokoju trzeciego, który jednak nie był na parterze. Na parterze znalazłeś pokoje z numerami na drzwiach: 9, 8 oraz 7. Były dość widoczne namalowane czarną farbą na bielutkich jak śnieg drzwiach, które było marzeniem tutejszych dzieciaków mając taki upał na głowie. W końcu, na drugim piętrze, mijając szerokimi i płaskimi schodami pierwsze piętro, gdzie na korytarzu chodził jakiś członek obsługi hotelu który podlewał kwiaty i sprzątał doszedłeś do swojego pokoju. Na nie odróżniającym się od innych piętrze z beżowymi tapetami z brązowymi, ciekawymi wzorkami widniał w końcu upragniony napis "3". Na korytarzu stały dwa krzesła, a na jednym z nich siedział jakiś uśmiechnięty dziadek czytając zachłannie strony książki. Była ona stara i już z powycieraną, aczkolwiek twardą okładką. Gdy przechodziłeś obok staruszek nadal z uśmiechem rzucił na Ciebie serdecznie okiem i wrócił do lektury. Twój klucz zgrzytnął w zamku białych drzwi a Ty wszedłeś do środka. W kącie stał stolik przy którym postawiono dwa, drewniane, jasne krzesła, a na stoliku postawiono jakieś stare radio, które było dość nowoczesnym wynalazkiem, patrząc na to, że już zaczęto produkować radia i słuchawki przez które komunikują się czasem ninja. W drugim rogu stało łóżko tuż pod dużym, rozłożystym oknem z którym połączone były drzwi na mały balkonik, bo widoczna była za drzwiami barierka za betonowym tarasem. Na prawo dostrzegłeś drzwi od łazienki, przy których były włączniki do prądu w łazience i w pokoju. Zamknąłeś drzwi i czekałeś w spokoju na swoją kolację wręcz umierając z głodu. Wtem usłyszałeś radosne i chaotyczne śpiewy i krzyki radości próbujące chyba uchodzić za śpiew. Znałeś owe głosy i ich użytkowników, pijani Buma i Uzuteki wracali pewnie już z karczmy po piciu swojego ulubionego trunku - sake. Niedługo potem do drzwi zapukał owy lokaj który sprzątał piętro niżej dając Ci na metalowej tacy dużą miskę z ramen i kubełek z sake oraz kubełek z sokiem jabłkowym. Oprócz ramen, sake i soku była jeszcze miseczka ryżu z kawałkami sajgonek. Z ogromnym apetytem i ponętą na to jedzenie wchłonąłeś wszystko mając pełny i obżarty brzuch i żołądek. Po chwili postanowiłeś wziąć także prysznic odświeżając się, piorąc spodenki..


Po chwili zamknąłeś oczy pogrążając się w śnie, gdy je otworzyłeś był już słoneczny, jasny i rozpromieniony ranek. Gdy Twoje leniwe, aczkolwiek wypoczęte rankiem ciało poruszyło się i skierowało w stronę ściany dostrzegłeś wiszący na ścianie zegar. Była godzina ósma, za otwartym oknem słychać było pokrzykiwanie i miasto budzące się do snu. Po korytarzu znów ktoś chodził...

Simeon Kaguya - 2010-06-21, 19:09

UUUUUUUUUUAAAAAAAAAA -ziewnąłem dość głośno, budząc się z długiego snu, dającego mi nowe siły, oraz chęci do funkcjonowania w szarości dnia dzisiejszego. Znów spojrzałem przez okno obserwując krzątających się ludzi. Wielu z nich zapewne szykuję się do pracy, gdzie zarobi pieniądze, dające szanse przetrwać w tym okrutnym, pełnym biedy świecie. Dobrze, iż moja teraźniejsza praca nie jest ograniczona czasowo... Mogę wstać kiedy chcę i nikt mnie z tego nie rozlicza... - pomyślałem, po czym poszedłem do łazienki, skorzystać z porannej toalety, dzięki której rano zawsze czuję się rześki, wypoczęty i gotowy do pracy. Potem ubieram się i zaczynam pakować wszystkie rzeczy, które miałem ze sobą. Spodenki do MMA, oraz rękawice zabieram ze sobą w pierwszej kolejności. Następnie pamiętając, że przecież cały czas jestem kurierem, biorę plecak, w którym znajduje się przesyłka i pakuję do niego pozostałe moje rupiecie, z ekwipunkiem shinobi włącznie. Gdy stwierdziłem, że w końcu udało mi się zabrać ze sobą cały mój osprzęt, zaczynam uporządkowywać pokój. "Nie będę taki. Nie zostawię po sobie bałaganu..." - powiedziałem po cichu, praktycznie nie do usłyszenia. W międzyczasie słuchałem jakiś wiadomości lecących w radiu. Miałem nadzieję, że dowiem się czegoś nowego o świecie ninja i nastawieniu do siebie różnych wiosek. Kiedy wreszcie uporałem się z tymi lekkimi porządkami, chciałem już wyjść z pokoju jednak coś mnie zatrzymało.
Ach tak... Poranny trening - mruknąłem do siebie, przypominając sobie o tej aktywności fizycznej. Nigdy nie przepadałem za ćwiczeniami wczesną porą, jednak teraz, gdy przygotowuję się do Conquestu, muszę jeszcze bardziej dbać o moją formę.
Wykonywałem różne rozciągania, skłony, przysiady, a nawet pajacyki. Chciałem rozgrzać ciało już teraz, aby później nie spotkała mnie żadna przypadkowa kontuzja. Nie pracowałem ciężko, tylko lekko uginałem ciało, dzięki czemu w każdej chwili jestem gotowy do walki w 100%.

Po zakończonym "treningu" zarzuciłem mój plecak na ramię. Nie jest on zbyt wielki, ale wbrew pozorom jest dość przestronny. W każdym razie nie jest mi potrzebne nic bardziej pakownego, gdyż moje wyposażenie nie zajmuje sporo miejsca. Zabrałem ze sobą klucz od pokoju numer 3, aby go oddać. Idąc w kierunku recepcji miałem nadzieję, że znowu spotkam lokaja, który dostarczył mi wczoraj kolację. Chciałem mu podziękować, gdyż naprawdę było to jedno z najlepszych dań, jakie ostatnio jadłem. Jeśli jednak go nie spotkałem, to uczyniłem to podczas zdawania klucza. Oto klucz do pokoju "trzeciego"...- powiedziałem do mężczyzny za ladą, a następnie dodałem: Proszę przekazać szczególne podziękowania dla kucharza. Jedzenie było wyśmienite. . Wypowiadając ostatnie słowa skierowałem się w stronę wyjścia, lecz uświadomiłem sobie, że ja nawet nie wiem, gdzie mam się spotkać z Bumą i resztą "Taiyou". Rozejrzałem się szukając wielkoluda, jakiegoś przypakowanego wielkoluda. Ludzi takiego rozmiaru nie ma wiele, więc jeżeli gdzieś takiego zobaczę, bez problemu rozpoznam, czy to mój właśnie kolega. Jeżeli nie ma go tu gdzieś w pobliżu, znów podchodzę do lady... Przepraszam, czy mógłbym się dowiedzieć, czy Pan Uzuteki opuścił już ten hotel? Jestem jego znajomym, mieliśmy się tu spotkać, a jego nie ma- powiedziałem chcąc uwiarygodnić trochę tą sytuację. Gdyby recepcjonista odmówił mi udzielenia odpowiedzi, wychodzę przed budynek, tam szukając Bumy. Jeśli go nie ma siadam na pobliskiej ławeczce czekając na resztę mojej grupy...

Sjan Jin - 2010-06-25, 18:21

//Wybacz, ale czasu mi brakuje i zbytniej weny do prowadzenia z taką ekscytacją wyprawy//


Wstałeś, odbyłeś poranne czynności. Na zewnątrz siedzieli już Shizu i Buma. Czekali na Ciebie, lecz chyba miałeś jeszcze czas aby zająć się sobą, bo tak to by Cię obudzili.

Simeon Kaguya - 2010-06-26, 09:38

Zauważając, że przed wejściem do hotelu siedzi mój ringowy kompan, oraz jego najlepszy znajomy - Shizu, lekko się zdziwiłem. "Czemu oni już nie śpią? Przecież zaledwie wczoraj wracali tak pijani, że dało się ich słychać w całym hotelu, a teraz są na nogach szybciej ode mnie. Widać są już przyzwyczajeni..."- tak sobie rozmyślałem, kierując się w ich kierunku. Właściwie i tak nie miałem nic innego do roboty, więc postanowiłem umilić sobie atmosferę rozmową ze znajomymi. Jest to na pewno znacznie ciekawsze zajęcie, aniżeli samotna wędrówka po sklepach, czy zwiedzanie miasta, jego zabytków. Odkąd pamiętam byłem typem samotnika i nigdy jakoś mi to nie przeszkadzało. Teraz, kiedy jestem skazany na pracę grupową, muszę nauczyć się utrzymać dobre relacje ze współpracownikami. Inaczej nic nie zdziałam na międzynarodowej arenie MMA, co więcej każdy egzamin, nie tylko ten na chuunina, będzie poza moim zasięgiem. Tam się liczy współpraca, którą mam nadzieję poprawić, podczas tych kilku walk 2 na 2.

Dosiadając się do Bumy i Shizu przywitałem się słowami: Dzień Dobry. Co tam? Gotowi na kolejne pojedynki?... Starałem się nie mówić do nich zbyt głośno, aczkolwiek wyraźnie, aby mnie zrozumieli. Wiedziałem, że ludzie skacowani mają podrażniony zmysł słuchu i każdy głośniejszy dźwięk jest dla nich nie do wytrzymania. Choć nie byłem pewny, że moi znajomi są aż tak mocno odczuwają skutki wczorajszej zabawy, nie miałem zamiaru sprawić im bólu, przez takie moje małe niedopatrzenie.
Sam byłem w pełni gotowy do walki. Nie mogłem doczekać się adrenaliny towarzyszącej pojedynkowi, wiwatów tłumu, który wręcz domaga się krwi, czy następnego przeciwnika z wymyślną taktyką. Dzięki takim oponentom można się podszkolić w walce wręcz, poćwiczyć swój refleks, oraz wyrobić sobie większą odporność na ból. Bo ja jestem gotowy. W pełni gotowy - powiedziałem troszkę głośniej, z pewną dozą śmiałości, oraz pewności siebie w głosie. Dzięki ostatniej walce, byłem nieco bardziej przekonany co do moich umiejętności, nabrałem wiary w siebie.

Sjan Jin - 2010-06-26, 18:01

Twoje przypuszczenia i wszelkie podejrzenia o kacu i dobrym balowaniu wczorajszego wieczoru były bardzo sprawdzone i idealnie trafne. Buma jedynie złapał się za głowę i zanim do nich doszedłeś rzucił jakby sam do siebie:
-Moja głowa... - w tym krótkim komentarzu na temat swojego samopoczucia było tyle wyrazów różnych emocji, chaosu i braku sił na cokolwiek oraz niemocy. Shizu jedynie siedział z grobową miną pijąc co chwila z dużej butelki, którą wydawał się ledwo co unosić duże łyki wody po każdym robiąc tą samą minę, przybierając grobową twarz i wpatrując się jak Buma w ziemię. Strażnicy byli także na miejscu, siedząc i rozmawiając na pobliskiej ławce trzymając obok siebie konie. Dostrzegłeś także, że z hotelu wychodzą ludzie, którzy jechali z Wami karawaną, tuż przed Waszym wozem. Buma jedynie ziewnął przeciągle słysząc Twoje próby rozmowy i pytanie wraz z przywitaniem się, robiąc znudzoną minę:
-Cześć mały... Pojedynki... O Jezuu... - powiedział łapiąc się za głowę i zabierając Shizu butelkę wody który tylko spojrzał na niego z szatańskim wzrokiem pełnym nienawiści i chwycił za drugą butelkę. Buma jedynie pochłaniał szybko resztki poprzedniej butelki i rzucił ją z odległości paru metrów w kosz na śmieci i wymusił lekki uśmiech przypominając sobie o Twojej obecności:
-Ale był bal wczoraj... Nawet nic nie pamiętam... - powiedział trochę dziwnym tonem będąc rozmarzonym i zamyślonym, oraz wściekłym na swoją naturę pijackiego życia.
-Pojedynki, pojedynki... Teraz będziemy podróżować parę dni do pewnego portu za Krajem Błyskawic, czyli parę dni będziemy po prostu podróżować po miastach, może coś się trafi, ale nic ustalonego... - powiedział Buma rozciągając się i spoglądając dziwnie na stojący obok drewniany słup robiąc dziwną pauzę i chwilę ciszy po czym wykonał szybkie kopnięcie tylko uginając nogę, nie robiąc obrotu i łamiąc słup przy jego początku. Shizu jedynie teraz trochę się obudził i zwrócił na Ciebie uwagę spoglądając w Twoją stronę:
-Ah, witaj Slash... Niedługo ruszamy... - powiedział mały człowieczek jakby słysząc w swojej głowie, że go o to pytasz. Szybko zeskoczył ze skrzyń na których okrakiem siedział, poprawiając swój mały, czarny garniturek i wskakując do wozu a za nim wszedł Buma, targając ze sobą jakieś pakunki i torby. Nie wiedząc zbytnio co ze sobą począć podszedłeś do wozu a ten nagle ruszył wiodący biegnącymi końmi i zaczął odjeżdżać od Ciebie, lecz zdążyłeś wskoczyć do środka, a Buma jedynie zaśmiał się z przyjemnym tonem i westchnął wyjmując jakąś torebkę i dając Ci ją. W środku była drewniana miseczka pokryta wieczkiem, a w środku dużo ryżu z warzywami i jakimś dziwnym, żółtawym sosem z kawałkami jakiegoś długiego owocu albo warzywa...
-Twoje pierwsze i drugie śniadanie oraz obiad, ale nie bój się, zjemy coś jak przebędziemy dany okres czasu... - powiedział Buma poprawiając swój biały płaszcz z ikoną słońca oraz jego nakrycie głowy, tak samo jak Shizu swój melonik.

Simeon Kaguya - 2010-06-27, 08:07

W momencie, gdy pierwszy raz usłyszałem Bumę, od razu zauważyłem, że moje przewidywania się sprawdziły i on po prostu jest skacowany, zastanawiałem się, w takim razie, co z najbliższą walką. "Czy on chce wyjść na arenę pijany? Przecież to przekreśla nasze szanse na zwycięstwo! To bardzo nieodpowiedzialne z jego strony. Tak się nie zachowują prawdziwi wojownicy. Na pewno nie przed walką, która chyba nas czeka..." - pomyślałem, ale po odpowiedzi Bumy na temat najbliższego starcia, które nie jest nawet zaplanowane, a my będziemy musieli podróżować, odetchnąłem z lekką ulgą. Co prawda nie lubiłem wędrówek i wręcz nie mogłem się doczekać następnej batalii przybliżającej nas do tego Conquestu, lecz widząc w jakim stanie jest Uzuteki, równie dobrze moglibyśmy sobie odpuścić dzisiejszą walkę. Kolejny raz nasz partner udowodnił swój profesjonalizm. Co prawda lubi zabalować, ale wie kiedy to robić.

Wskakując do wozu lekko się zachwiałem, ale złapałem w odpowiednim momencie równowagę. Znów chciałem wybrać miejsce naprzeciwko mistrza areny wioski Uzun-Than. Spojrzałem na jego zabłąkane oczy, które wyraźnie wskazywały, że przeszkadzają mu hałasy, które wydobywają się spod kół wozu. Uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc się, że ostatnią noc wykorzystałem odpowiednio, by zregenerować siły i trochę się odświeżyć.

Kiedy dostałem mój posiłek, odłożyłem go do swojego plecaka, ponieważ po tak sytej kolacji jeszcze nie zgłodniałem, wręcz przeciwnie - nie miałem ochoty nawet patrzeć na jedzenie. Spytałem "kolegów" co się znajduje w tym posiłku, z czego jest zrobiony ten sos, bo resztę mniej więcej byłem w stanie rozpoznać. Byłem podekscytowany tym, że w końcu jestem mistrzem areny, a na dodatek czeka mnie niedługo kolejny pojedynek. Buma i Shizu widocznie przywykli do takiej sytuacji, gdyż na ich twarzach nie dało się rozpoznać jakiegokolwiek przejawu radości, bądź fascynacji. Mieli już chyba rutynę w tym, co robią. W końcu Buma kiedyś sam mówił, że walczy już przynajmniej od dwóch lat, gdyż był dwukrotnie na Conqueście. "Nie dziwię się. W końcu przez dwa lata walczyć non stop, na światowych ringach, to musi być strasznie męczące, ale zarazem fenomenalnie płatne. Miałem zamiar "wrzucić trochę grosza w kieszeń", bo jeszcze przed tą wyprawą do Yaroglek, nie miałem pieniędzy nawet na zwykłe Ramen, a teraz mój stan finansowy diametralnie się odmienił i nie zapowiada się, by zaprzestał tego procesu. "- pomyślałem. Stwierdziłem, iż rozmowa z Bumą nie ma zbytniego sensu, gdyż Uzuteki nie wykazywał chęci na rozmowę, a mój zasób pytań został tymczasowo wyczerpany. Usiadłem sobie wygodnie na miejscu i z nieukrywaną fascynacją otaczającym nas światem - oddałem się oglądaniu dzikości przyrody, ale także ludziom, którzy właśnie wstawali do pracy, bądź już pracowali.

Sjan Jin - 2010-06-27, 09:06

Schowałeś ryż do plecaka a za nim pobiegł wzrok Bumy i Shizu, jakby byli trochę zdziwieni. Jednakże, nic nie przejawiało na ich twarzach zaskoczenia, bo widać było na ich twarzach identyczne, kamienne wyrazy znudzenia i jak to ująłeś, rutyny. Shizu słysząc Twoje pytanie o sos w ryżu i tych wszystkich warzywach klepnął gdzieś w walizki waląc o coś miękkiego, a zza bagaży ukazała się znana Ci trochę twarz z czerwonym nosem... Był to sędzia w brunatnym, wytartym płaszczu. Jedynie zamroczonym wzrokiem, samemu będąc jeszcze pijanym wylegiwał się... W bagażach... W tym samym momencie idealnie zgrani Shizu i Buma mając identyczne wyrazy twarzy spojrzeli ze znudzonymi oczyma na swoje butelki pełne wody i wzięli z nich siarczystego łyka. Buma uśmiechnął się trochę słysząc drobne przekleństwa w ustach wstającego sędziego, ten jakby słysząc rozmowę odpowiedział:
-Ten, no... Sos... Są kawałki ananasa tam takie podłużne... Ten... No i ten jest chyba trochę miodu, czego nie brak w tych stronach... No... Oraz schyba bedzie troche czegoś tam... Ale dobre jhest... - powiedział biorąc wielki łyk wody i ogromny wdech pełny powietrza, a Buma nadal uśmiechnięty spojrzał w stronę tyłu konwoju, gdzie za Wami jechały jakieś dwie karawany z żołnierzami z Wiosek na nich. Przed Wami jechały jakaś karawana kupiecka i parę wozów z sianem jadących do okolicznych Wiosek. Wszyscy kupcy i rolnicy korzystali z eskorty żołnierzy którzy pewnie gdzieś podróżowali. Po bokach wozu rozlewały się jedynie złote pola na których wieśniacy kosili zboże, a gdzieniegdzie biegł strumień, chowając się w lasach na horyzoncie. Jechaliście tak jakieś dwie godziny: Sędzia spał, Shizu czytał książkę a Buma nucił jakąś piosenkę. Wozy stanęły a Ty z niepokojem wyjrzałeś aby zobaczyć, co się dzieje. Jak się okazało, byliście przy jakiejś rzece, a obok był ogromny sad i Wioska. Kupcy rozmawiali z rolnikami dając im małe woreczki, chyba z rou, a po chwili rolnicy wrócili z dużymi koszykami pełnymi... Czego? Nie wiedziałeś, wszystko zakryte było chustą. Po chwili Shizu wyskoczył z wozu i z pierwszym od rana uśmiechem wrócił mając w rękach mniejszy koszyk pełny jabłek i gruszek, a w przewiązanej przez ramię torbie z dziwnego materiału miał chyba wiśnie...
-Najemy się tym trochę bo to zdrowe i dobre. Ryż zjemy na obiadokolację... - powiedział uradowany Shizu wiedząc, że tak jak oni nie jesteś zbytnio głodny na najadanie się.

Simeon Kaguya - 2010-06-27, 15:58

Kiedy ujrzałem sędziego wychodzącego ze stosu bagażów uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale także zdziwiłem się i to dość poważnie. Po pierwsze nie wiedziałem, że w naszym wozie jest jeszcze ktoś. Po drugie nie zdawałem sobie sprawy, że z Shizu i Bumą ktoś pił, w końcu tylko tą dwójkę "przyłapałem na gorącym uczynku". Gdy tylko usłyszałem odpowiedź na moje pytanie o zawartość tej miseczki, to się uśmiałem. "Nie ma to jak konkrety. Hehe, miło" - pomyślałem, po czym spytałem czy nie jest w tej grupie jeszcze ktoś, o kim nie wiem. Nudziło mi się troszkę, więc musiałem zadać jakieś pytanie. Podróż mijała bezpiecznie, spokojnie, a nasza karawana była dobrze eskortowana, normalnie cud, miód i orzeszki, nie mogłem sobie lepiej wymarzyć tej pracy, jako kuriera. W końcu nie dość, że zarabiam, to jeszcze mnie przewożą! W tym momencie poczułem się jak na wycieczce krajoznawczej. Nie musiałem nic robić, siedziałem wygodnie, rozglądałem się wokół i podziwiałem piękne widoki, towarzyszące mojej podróży. Cieszyłem się, że nie padał deszcz, gdyż nigdy nie przepadałem za szarością, zawsze wolałem jak było słonecznie. Słuchając jak Uzuteki nuci coś pod nosem, stwierdziłem, iż nie ma on raczej talentu wokalnego. Zastanawiałem się także jaką książkę może czytać Shizu. Nie żeby mnie to obchodziło, ale po prostu nie mogłem sobie znaleźć lepszego zajęcia od podziwiania widoków i właśnie rozmyślania.

Relaks trwał w najlepsze, kiedy wóz się nieoczekiwanie zatrzymał. "Co jest? Coś się dzieje? Ktoś nas atakuje?" - pomyślałem, po czym odruchowo wyciągnąłem ostrza z nadgarstków, a następnie szukałem rzeczy, z którą mógłbym się podmienić. Za "cel" obrałem sobie kamień, który znajdował się przy okolicznej drodze. Uspokoił mnie Shizu, który spokojnie wyszedł z wozu, a następnie wrócił z dużym koszem, pełnym zdrowej żywności. Czyli ten postój był zaplanowany? No cóż, wygłupiłem się... - powiedziałem, jednocześnie drapiąc się po tyle mojej głowy. Sięgnąłem po jabłko, które natychmiast zjadłem. Miałem ogromną ochotę na zdrową żywność. Bardzo lubiłem owoce, a zwłaszcza jabłka. Zgodziłem się z Shizu, gdyż w tym momencie nie miałem zbytniej ochoty na jedzenie konkretnego posiłku, a taka przekąska się mi po prostu przyda i wyjdzie na zdrowie. Spokojnie się rozsiadając i konsumując powoli jabłka, czekałem na dalszą podróż.

Sjan Jin - 2010-06-28, 11:24

-Postój nie był planowany... - powiedział mały człowieczek wygodnie siadając w rogu wozu. Konwój ruszył dalej a nagle Buma wyrwał się z zadumy i krzyknął:
-Armana! Jeszcze Armana gdzieś tu jest. Chyba jej nie zostawiliśmy?! - krzyknął z otwartymi oczyma Buma rozglądając się po wozie a Shizu poklepał go po ramieniu chichocząc i wyjmując ze swojej kieszeni małą łasiczkę z dziwnym, białym ubrankiem na sobie..

Simeon Kaguya - 2010-06-28, 14:26

Armana? Kto to jest Armana? Myślałem, że w Taiyou nie ma żadnej kobiety... - powiedziałem, gdy Buma zaczął się rozglądać po wozie w poszukiwaniu... No właściwie czego? Dorosła kobieta jest chyba zbyt duża, aby ukryć się w zakamarkach, jakie przeszukiwał Uzuteki. Dziewczynka, też to raczej nie jest, ewentualnie bardzo młode dziecko, ale takiego to nie powinno się odstępować na krok. Moje wątpliwości rozwiał Shizu, który z kieszeni wyjął niezbyt dużych rozmiarów zwierzątko, które było chyba łasicą. Szczególną uwagę skupiłem na stroju, ponieważ rzadko można spotkać ubrane zwierzę. To jest maskotka Taiyou? - spytałem, cały czas uważnie przyglądając się Bumie, oraz futrzakowi. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że są ze sobą ściśle związani emocjonalnie. Podczas drogi dużo myślałem o Conqueście. Chciałem na nim wypaść jak najlepiej, więc postanowiłem znów się spytać Bumy o kilka rzeczy. Hej Buma. Mam do Ciebie pytanko odnośnie zbliżającego się turnieju. Czy tam, gdzie zmierzamy, aby stoczyć kolejną walkę spotkamy kogoś, kto także będzie brać w nim udział. O właśnie a Mono i ten drugi... No wiesz, byli mistrzowie bodajże Uzun-They. Nie wiesz przypadkiem czy oni także wystartują? - powiedziałem, lecz wspominając o naszych przeciwnikach zrobiło mi się lekko głupio. To niedorzeczne, że nie pamiętam ksywki jednego z moich wczorajszych rywali. "Raczej nigdy nie miewałem problemów z pamięcią, nie wiem co się teraz ze mną dzieje..."


===================================================

Misja przerwana na czas egzaminu (jeżeli się da)

Sjan Jin - 2010-07-23, 14:18

Buma uśmiechnął się szeroko przymykając oczy. Po czym rzucił spokojnie na temat łasiczki:
-Nie, to po prostu mój pupil... - po czym z westchnieniem oparł się o bagaże, słuchając Twojej krótkiej wypowiedzi, lecz nie udzielił Ci żadnej wyjaśniającej wszystko odpowiedzi, bądź jakiegoś odrzucenia tego pytania. Spokojnie dodał zakładając sobie ręce za głowę:
-Pamiętaj, że nawet, gdy coś się stanie, Ty nadal należysz do zgrupowania, które ma swoją siedzibę w Iwie, łatwo ją znaleźć. Zawsze możesz w pojedynkę, bądź z nowym towarzyszem walczyć w Conqueście... Tak czy inaczej, miło się pracowało... Idź swoją drogą i zapomnij o tym... - powiedział Buma, słysząc z daleka nawoływania, krzyki i syk strzał, po czym ogłuszył Cię znienacka, po czym wrzucił do rzeki nieprzytomnego, abyś wyglądał na trupa. Po chwili oberwał paroma strzałami w plecy, a na wzgórzu pojawili się bandyci, a wśród nich liderzy - "Mono i ten drugi." Lecz Ty o tym nie widziałeś. Buma dobrze wiedział, gdzie prowadzi prąd rzeczny, przeradzając się potem w potok. Twoje spodenki zamieniły się dosłownie w poduszki napełnione powietrzem, gdy zetknąłeś się z wodą. Twarde z zewnątrz, lekkie w środku. Obudziłeś się, gdy zrobiło się strasznie zimno, bo po chwili zauważyłeś, że ktoś wyciągnął Cię na jakiś lód i obwinął w futro, a nad Tobą stało paru ludzi w futrach i skórzanych hełmach, uzbrojonych w duże, okrągłe tarcze i jednoręczne, duże topory.

Simeon Kaguya - 2010-08-18, 20:08

"Eee... Gdzie ja jestem? Kim są ci ludzie? Co ja do cholery tu robię? Przecież byłem z Bumą i jego dru... zaraz, zaraz... Czy to nie on mnie ogłuszył? Kurcze... Niedobrze. Wykiwał mnie? Chociaż? Brzdęki broni... Chciał mnie chronić? Nieważne. Teraz to się nie liczy. Muszę teraz zadbać o siebie." - w Simeona uderzył natłok myśli. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Zauważył na sobie futro. "Ach, to jednak ktoś się mną zajął... To dobrze. Nawet bardzo dobrze. Wypadałoby się przedstawić towarzystwu" - pomyślał, po czym rzekł - Dzień dobry. Jestem Simeon z klanu Kaguya. A wy? Kim wy tak w ogóle jesteście? I gdzie ja jestem? Strasznie tu zimno... Te topory. Co tu się w ogóle dzieje? Czy ktoś mi powie o co tu do cholery chodzi? Jak ja się tu znalazłem? - grad pytań z ust Simeona zasypał tubylców. Miał ich jeszcze wiele w zanadrzu, ale najpierw wolał dowiedzieć się tylko tych najważniejszych rzeczy. Było mu strasznie zimno, jednak starał się maskować to uczucie, gdyż nie chciał okazywać swoich słabości. - Aha, jeszcze byłbym zapomniał... chciałem powiedzieć, że ja... ja wam... wszystkim... chciałbym podziękować. Uratowaliście mi życie, mogłem zginąć. Mogę jakoś się wam odwdzięczyć?- wydukał z siebie młody Kaguya, któremu zawsze magiczne słowa przechodziły z trudem przez gardło.
Sjan Jin - 2010-08-21, 17:53

Mężczyźni spojrzeli się na siebie bardzo zakłopotanym wzrokiem, chwytając się za pasy i rzucając pytające spojrzenia na siebie, a potem na Ciebie, gdy zasypałeś ich masą pytań. Jeden z nich, o siwej, długiej brodzie i kolczudze pod białą, wilczą, dużą jak na przeciętnego wilka peleryną z futra odezwał się dumnie, podnosząc lekko głowę, że hełm zasłonił mu trochę brwi, lecz nadawało mu to trochę heroicznego wyglądu:
-Jestem Thos'mar... Sługa wiernego Króla Ragnara, przywódcy plemion okolicznych wiosek i osady Yaroglek... - powiedział, po czym klepnął jednego ze swoich towarzyszy w ramię, a ten podniósł Cię, prowadząc do sań, na których leżały pakunki i pozwolił Ci się rozgościć, gdzie chciałeś. Po chwili Thos'mar, wchodząc na konia, który zaczął jechać obok sań chciał kontynuować, lecz sanie pognały ciągnięte przez dwa rumaki, więc także musiał je dogonić przyspieszając. Gdy usłyszeli podziękowania trochę się zdziwili, bo dziękowanie za ratunek było częste, ale tutaj rzadkie, szczególnie od miejscowej ludności:
-Ludzie z krwi i kości powinni sobie pomagać, nawet, gdy są z innych krain, krajów i cywilizacji... Zjednoczeni damy radę wszelkim zakałom z... - tutaj zatrzymał swoje słowa i spojrzał z szeroko otwartymi, zaskoczonymi oczyma w stronę śnieżnych zasp. Ty także spotkałeś się z jego spojrzeniem i wypatrywałeś nadzwyczajnych rzeczy w kierunku, w którym Thos'mar patrzył. Równie zdziwiony zauważyłeś, że na wzgórzu, stoi paręnaście sylwetek, oświetlanych na głowę, ramiona i plecy światłem księżyca. Odziani byli w długie, puszyste, peleryny i hełmy (skóra z łbów wilków, zostawiona z uszami i otworami na gałki oczne) w różnych kolorach z wilczego futra. Poruszali się najwidoczniej pieszo, bez żadnego oświetlenia, w przeciwieństwie do sań, które posiadały dwie pochodnie z tyłu i jedna z przodu, włożone w otwory w saniach.
-Nieludzkiego pomiotu bestii... - dokończył Thos'mar, po czym wraz z czterema swoimi towarzyszami na koniach wyprzedził trochę sanie, jadąc po stronie, na której jakieś dwieście metrów dalej stali ludzie-wilki. Jeden z nich zeskoczył z zaspy i pognał w przeciwną stronę, znikając po chwili za śnieżnymi wzgórzami:
-Aurrera! Arise rush! Etsaiak dira datozen! - krzyknął, a sanie, jak i konie zerwały się w pogoni do jakiegoś punktu za pobliskim lasem, bo po ziemi rysowała się droga, która zakręcała za ośnieżone białym puchem drzewa. Usłyszałeś z tyłu okrzyki i nawoływania, więc obróciłeś się mając swobodę na saniach i zauważyłeś, że piechota odziana w wilcze futra ruszyła ze wzgórza i biegła niewiarygodnie szybko za powozami, ale na szczęście nie tak szybko, by dogonić sanie i konie, a na pewno nie tak szybko, aby im zagrozić.
-Wynagrodzić!? Nie daj się zabić, póki nie dojedziemy do Osady! Zaraz da się ją zobaczyć za lasem! - po czym znowu zakrzyknął coś niezrozumiałego, do jednego z towarzyszy, który inaczej niż wszyscy, zamiast tarczy, miał na plecach długi, opatulony materiałami łuk refleksyjny, oraz kołczan, z którego wyjął jedną ze strzał i naciągnął potężnie, kierując w niebo, a gdy zwolnił cięciwę, ta lecąc po paraboli trafiła w jednego z wrogów. Łucznik powtarzał tę czynność, lecz ze zmniejszoną skutecznością. Obejrzałeś się teraz na przód sań i tej małej brygady uciekającej po śniegu. Sanie były znacznie wolniejsze i zostawały z tyłu, więc wojownicy musieli także zwolnić, więc jechali znacznie wolniej. Dopiero teraz dostrzegłeś, że na niebie połyskują jakieś niebieskie smugi, które wylatują z Twojego ciała, co dostrzegł Thos'mar, ale nie odezwał się słowem, a Ty nawet nie spostrzegłeś jego spojrzenia. Powoli czułeś, że gdy w Twojej krwi zawitała adrenalina, a ciało ogrzało się pod wpływem futer i mogłeś poczuć lekki przypływ sił.

Sjan Jin - 2010-08-21, 17:53

Mężczyźni spojrzeli się na siebie bardzo zakłopotanym wzrokiem, chwytając się za pasy i rzucając pytające spojrzenia na siebie, a potem na Ciebie, gdy zasypałeś ich masą pytań. Jeden z nich, o siwej, długiej brodzie i kolczudze pod białą, wilczą, dużą jak na przeciętnego wilka peleryną z futra odezwał się dumnie, podnosząc lekko głowę, że hełm zasłonił mu trochę brwi, lecz nadawało mu to trochę heroicznego wyglądu:
-Jestem Thos'mar... Sługa wiernego Króla Ragnara, przywódcy plemion okolicznych wiosek i osady Yaroglek... - powiedział, po czym klepnął jednego ze swoich towarzyszy w ramię, a ten podniósł Cię, prowadząc do sań, na których leżały pakunki i pozwolił Ci się rozgościć, gdzie chciałeś. Po chwili Thos'mar, wchodząc na konia, który zaczął jechać obok sań chciał kontynuować, lecz sanie pognały ciągnięte przez dwa rumaki, więc także musiał je dogonić przyspieszając. Gdy usłyszeli podziękowania trochę się zdziwili, bo dziękowanie za ratunek było częste, ale tutaj rzadkie, szczególnie od miejscowej ludności:
-Ludzie z krwi i kości powinni sobie pomagać, nawet, gdy są z innych krain, krajów i cywilizacji... Zjednoczeni damy radę wszelkim zakałom z... - tutaj zatrzymał swoje słowa i spojrzał z szeroko otwartymi, zaskoczonymi oczyma w stronę śnieżnych zasp. Ty także spotkałeś się z jego spojrzeniem i wypatrywałeś nadzwyczajnych rzeczy w kierunku, w którym Thos'mar patrzył. Równie zdziwiony zauważyłeś, że na wzgórzu, stoi paręnaście sylwetek, oświetlanych na głowę, ramiona i plecy światłem księżyca. Odziani byli w długie, puszyste, peleryny i hełmy (skóra z łbów wilków, zostawiona z uszami i otworami na gałki oczne) w różnych kolorach z wilczego futra. Poruszali się najwidoczniej pieszo, bez żadnego oświetlenia, w przeciwieństwie do sań, które posiadały dwie pochodnie z tyłu i jedna z przodu, włożone w otwory w saniach.
-Nieludzkiego pomiotu bestii... - dokończył Thos'mar, po czym wraz z czterema swoimi towarzyszami na koniach wyprzedził trochę sanie, jadąc po stronie, na której jakieś dwieście metrów dalej stali ludzie-wilki. Jeden z nich zeskoczył z zaspy i pognał w przeciwną stronę, znikając po chwili za śnieżnymi wzgórzami:
-Aurrera! Arise rush! Etsaiak dira datozen! - krzyknął, a sanie, jak i konie zerwały się w pogoni do jakiegoś punktu za pobliskim lasem, bo po ziemi rysowała się droga, która zakręcała za ośnieżone białym puchem drzewa. Usłyszałeś z tyłu okrzyki i nawoływania, więc obróciłeś się mając swobodę na saniach i zauważyłeś, że piechota odziana w wilcze futra ruszyła ze wzgórza i biegła niewiarygodnie szybko za powozami, ale na szczęście nie tak szybko, by dogonić sanie i konie, a na pewno nie tak szybko, aby im zagrozić.
-Wynagrodzić!? Nie daj się zabić, póki nie dojedziemy do Osady! Zaraz da się ją zobaczyć za lasem! - po czym znowu zakrzyknął coś niezrozumiałego, do jednego z towarzyszy, który inaczej niż wszyscy, zamiast tarczy, miał na plecach długi, opatulony materiałami łuk refleksyjny, oraz kołczan, z którego wyjął jedną ze strzał i naciągnął potężnie, kierując w niebo, a gdy zwolnił cięciwę, ta lecąc po paraboli trafiła w jednego z wrogów. Łucznik powtarzał tę czynność, lecz ze zmniejszoną skutecznością. Obejrzałeś się teraz na przód sań i tej małej brygady uciekającej po śniegu. Sanie były znacznie wolniejsze i zostawały z tyłu, więc wojownicy musieli także zwolnić, więc jechali znacznie wolniej. Dopiero teraz dostrzegłeś, że na niebie połyskują jakieś niebieskie smugi, które wylatują z Twojego ciała, co dostrzegł Thos'mar, ale nie odezwał się słowem, a Ty nawet nie spostrzegłeś jego spojrzenia. Powoli czułeś, że gdy w Twojej krwi zawitała adrenalina, a ciało ogrzało się pod wpływem futer i mogłeś poczuć lekki przypływ sił, lecz czułeś jakiś niedosyt.

Simeon Kaguya - 2010-08-21, 22:04

Wzrok Simeona utkwił na sylwetce mężczyzny, który przedstawił się jako Thos'mar. Była ona na tyle majestatyczna, że Kaguya niemal od razu uświadomił sobie, że to jest przywódca tego oddziału. "To on odpowiada za resztę jego ekipy, a jest także wielce prawdopodobne, że to dzięki jego rozkazom jeszcze żyję. Tak więc nie może to być zwykły przeciętny wojownik. Musi być on kimś wyjątkowym." - zastanawiał się Simeon, czując, że od niego naprawdę dałoby się wiele nauczyć. Sim słuchał dalej, dowiadując się imienia przywódcy okolicznych terenów - Ragnara. Jakże wielka ulga dopadła mieszkańca Konohy, gdy usłyszał słowo "Yaroglek", był to przecież główny cel podróży chłopaka. To tam miała trafić ta jakże ważna przesyłka, która musiała trochę pocierpieć przez podróż drogą wodną. "Oby ta paczka była wodoodporna" - pomyślał Simeon i odruchowo pomacał przesyłkę, sprawdzając czy jest na swoim miejscu. Ruch, który wykonał jeden z ludzi Thos'mara, całkowicie wybił go z wcześniej ustalonego toku myślowego. Jak się później okazało, owy człowiek zaprowadził go do załadowanych pakunkami sań. W tej wyprawie Kaguyi towarzyszy wyjątkowe szczęście, gdyż zaledwie mały skrawek drogi musiał pokonać własnymi nogami, resztę przebył w karawanie, lub właśnie w saniach. Młodego ninję zaciekawiło zdanie starszego wojownika, który uważał, że każdy człowiek powinien sobie pomagać. Chłopak tylko poniekąd się z nim zgadzał, ale nie miał zamiaru wdawać się w niepotrzebną teraz dyskusję.

Nagle, gdy Thos'mar przerwał swą wypowiedź a jego wzrok utknął na jednym z pobliskich wzgórz, Simeon zaniepokoił się. Wiedział, że nie urwał on tego potoku słów bez przyczyny, więc mimowolnie również spojrzał w kierunku owego wzniesienia. Ten widok sprawił, że serce Sima gwałtownie przyspieszyło, a oddech stał się głośniejszy. Ludzie-wilki! Kaguya dobrze pamięta słowa recepcjonisty, który kazał mu uciekać przed nimi, ale nigdy nie przypuszczał, że takie monstra naprawdę istnieją. Jego prawą rękę zajął kunai, lewą miał przygotowaną, aby móc wydobyć z niej 30centymetrowe, kościane ostrze. Nie był gotowy do walki, ciągle było mu zimno, ale nie chciał stać się bezbronną ofiarą tych dziwnych niby ludzi. Na jego szczęście, po wydaniu okrzyku sanie wyraźnie przyspieszyły. "Uff, może nie dojdzie do całkowitej konfrontacji" - stwierdził w myślach Simeon, dokładnie obserwując całe zajście. W momencie, gdy Sim usłyszał sposób, w jaki może się odwdzięczyć ucieszył się w duszy, bowiem jak na razie nie ma zamiaru wybrać się w podróż na ten drugi świat. Oczami Simeona pokierowała lecąca strzała, która zestrzeliła jednego z oponentów. Ten moment, tak na prawdę ukazał Simowi zagrożenie, w jakim właśnie się znalazł.

Sanie zwolniły, prawdopodobnie przez zbyt dużą ilość śniegu. Nie wróży to dobrze...- pomyślał młody ninja, próbując się skoncentrować . W końcu niedługo może dojść do naprawdę ostrego starcia. Zacisnął kunai'a, którego ciągle trzymał i starając się wydobyć ze swojego gardła dosyć opanowany ton, powiedział: Powiedzcie mi coś o nich, o ich taktyce, czy stylu walki, cokolwiek, co zwiększy moje szanse!. Zęby chłopaka zacisnęły się mocnej, ludzie-wilki byli coraz bliżej, a... Jakaś niebieska poświata wychodzi ze mnie. Kurde! Co to? - rzucił Sim, a jego wzrok przeleciał po towarzyszach. "Któryś z nich na pewno zna odpowiedź."

Sjan Jin - 2010-08-23, 23:34

Przez chwilę uświadomiłeś sobie zdanie Thos'mara, że wszyscy ludzie powinni sobie pomagać. W tych krainach ludzie nie walczyli ze sobą nawzajem o tereny, krainy czy lokacje jak to zazwyczaj bywa politycznie i militarnie. Tutaj wspólnym wrogiem byli agresywni tubylcy z innych stron. Każdy człowiek był tutaj na wagę złota, dlatego każdy ceni każdego z ludzi, pomagając sobie nawzajem i działając dla dobra wspólnego. Takie zachowania były bardzo szlachetne, godne podziwu i naśladowania, aczkolwiek rzadko już spotykało się takie sytuacje, więc było to bardzo irytujące dla ogółu. Aczkolwiek wyjątek ten był bardzo miły, bo czuło się zaufanie i bezpieczeństwo od towarzyszy, którzy dadzą z siebie wszystko, byś Ty, ich nowy kompan przeżył. Nie tylko dlatego, że zależy im na każdym i są pomocni, ale możesz być przydatny nie tylko z punktu przesyłki, chociaż oni jeszcze o niej nie wiedzieli. Wykonałeś dynamiczny ruch by sprawdzić przesyłkę... Papierowy zwój w skórzanym pokrowcu był już prawie wyschnięty, co Cię zdziwiło. Najwidoczniej, dobrze był ukryty i nie przepuszczał dużej ilości wilgoci.




Byłeś bardzo zmęczony i słaby. Cały czas czułeś, że ubywa z Ciebie siła fizyczno-duchowa, czyli linie chakry, które powoli wygasały tymczasowo w Twoim ciele. Kunai trzymałeś w dłoni z trudnością, a kości odmawiały posłuszeństwa w mniejszej, bądź większej skali. Jednakże, odzyskiwałeś czucie w ręku z kunaiem, mogąc nim zadawać ciosy, ale nie ze skutecznością ninja. Piechota wroga biegła przemierzając śniegowe zaspy, w ogóle się nie zapadając. Gnali wymijając pojedyncze krzewy wystające ze śniegu, nie posiadając broni miotanej. W ich rękach błyszczały miecze, włócznie, kije, małe, drewniane maczugi, topory i u niektórych tarcze. Wasz łucznik obrócony tyłem do łba konia, spokojnie celował sobie do wrogów, w odstępach i z wyczuciem celując napiętą cięciwą i pozbawiając życia agresorów.



Gdy zapytałeś szybko małym gradem pytań o wojowników o wilczych głowach postanowił odpowiedzieć Ci Thos'mar tak szybko i w takim skrócie, jak zrobiłeś to Ty wypytując o wroga:
-Twoje szanse?! Zresztą... - powiedział trochę zirytowany wojownik, odwracając dwa razy głowę w stronę piechoty, która wspomagana była aktualnie przez nadjeżdżających z daleka, kilkunastu konnych jeźdźców o wilczych wizerunkach:
-Do diaska! - zaklął szybko Thos'mar pełny złości i lęku z powodu nadciągania "kawalerii" wilczych dzikusów - To banda tubylców! Nie używają zbytnio broni dystansowej! To wataha z paroma przywódcami, tak jak wilki, lecz ich przywódcy siedzą w ich jamie... - rzucił w skrócie szybko mężczyzna, po czym wyjął zza kabury mały, jednoręczny topór. Minęliście zakręt przy lesie, a z daleka zauważyć można było panoramę Osady Yaroglek. Na ciemnym tle nieba, rozmazującym się obok śniegu świeciły mocno czerwone i żółte światła ognisk, palenisk i pochodni, które rozpalone były na murach, basztach i bramach. Pod murami, które lekko rysowały się z daleka, widać było pojedyncze i zbiorowe gospodarstwa i jakieś zagrody, domy. Thos'mar rzucił toporkiem w jedno z drzew, uaktywniając jakąś pułapkę, bo parę linek podniosło się ze śniegu, a w lesie coś się poruszyło, gotowe do aktywacji poprzez linki. Po chwili dowódca ze spokojniejszym wyrazem twarzy spojrzał na Ciebie i zakrzyknął jeszcze raz:
-Nie mają dobrego fechtunku, ale to dzielny, silny i nie bojący się niczego lud! Walczą chaotycznie, aczkolwiek bojowo, jak wilki podczas spotkania dwóch stad... A co do Tych niebieskich smug... To jest Twoja chakra. Masz jej resztki, więc zaraz się skończy, a potem nie znajdą już nas poprzez niebieskie światło na niebie... W tej krainie zorze polarne pochłaniają chakrę, powodując większe nasilenie światła. Dzięki shinobim, mamy w nocy zorze, bo księżyca tu nie ma. Gdyby nie ogień, padlibyśmy ofiarą wilczych dzikusów, którzy niczym dzikie bestie widzą w ciemnościach... - powiedział długim monologiem, co chwila trochę sapiąc, odwracając się i wydając rozkazy w niezrozumiałym języku. Po chwili rzucił dwa kolejne topory, uzbrajając się w już swój jedyny, ciężki, jednoręczny topór o srebrnym ostrzu. Owa dwa małe topory do rzucania uaktywniły pułapki. Niedaleko za Wami usłyszeliście ryk koni i okrzyki owych dzikusów, którzy wpadli w pierwszą pułapkę konno. Gdy spojrzałeś znów w stronę lasu, powoli doganiali Was ludzie-wilki, lecz pułapka kompletnie zatrzymała na chwilę konnych, a piechota nie powinna Was dogonić. Nagle jeden z konnych okrążając jako ostatni pułapkę zaczął jechać po lodzie, z ryzykiem utonięcia, poprzez zarwanie lodu, ale zwiększając swoją prędkość. Inni jadący na koniach agresorzy zrobili to samo, nie wpadając w pułapki, w czym wyręczyła ich piechota, padająca jak muchy i teraz czołgająca się po pokrwawionym, czerwonym śniegu z kolcami w ciele, bądź poprzebijana w wilczych dołach, albo zawinięta w siatki. Wroga kawaleria powoli doganiała sanie i wojowników, jadąc paręnaście metrów dalej od lasu, po lodzie. Jeden z konnych nagle odsłonił na swych plecach skórzaną torbę z pięcioma włóczniami, które cudem zapalał i miotał nimi w stronę sań. Jedna z nich trafiła obok Ciebie, powoli, spokojnie ogarniając płomieniem pobliskie towary i bagaże. Inna z włóczni trafiła jednego z wojowników w plecy, a ten, mimo urazów pleców, głębokiej rany i poruszania się na piechotę rozbiegł się i z całej siły uderzył w lód swoim toporem aż dwa razy, wybiegając pod nadjeżdżającą kawalerię wroga. Mimo stratowania go, zarwał lód a konie jak i jeźdźcy powoli zanurzali się w morskich otchłaniach, wraz z samobójczym wojownikiem, którego pamięć jego dawni towarzysze wspomnieli kolejnym, niezrozumiałym słowem. Tutaj konie zwolniły biegu, gdyż niedobitki z pułapek mizernie uciekały w kierunku śnieżnych równin, a po jeźdźcach został jedynie przerębel. Konie odpoczywały trochę, a Wy zbliżaliście się do osady...

Simeon Kaguya - 2010-08-24, 19:27

Sim czuł się słaby i zmęczony. Nie wiedział dokładnie co się z nim stało, że się tu znalazł, ile czasu mu ta podróż zajęła, ani nawet dlaczego tu jest. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że dostał się tu drogą wodną, co ustalił łącząc fakt przemoczonych ciuchów z rzeczką, która towarzyszyła miejscu, gdzie oprzytomniał. Taka tułaczka musiała naprawdę wycieńczyć jego ciało do granic możliwości, a jej skutki odczuwa nawet teraz, gdy nie stać go na okazanie choć części swych bojowych umiejętności. Nawet kości, jego atutowy ruch, nie chcą dokonywać tego, do czego wykorzystuje je klan Kaguya, mianowicie pomóc w walce. Przez głowę Simeona przeleciał tylko krótka myśl, że to zapewne skutki odmrożenia, o które nie trudno w tych stronach. Nie zastanawiał się dłużej, gdyż jego uwagę przykuły ofiary konnego strzelca, który co chwilę ściągał kolejnych napastników. Ten widok napawał Kaguyę niebywałą adrenaliną, gdyż obraz krwi, oraz ciał zabitych, często przeszytych ludzi-wilków był przerażający. Odwzorowywał on poniekąd wojnę, w której krew przelewa się hektolitrami, całe oddziały giną ku chwale ojczyzny. Makabryczna wizja porozrzucanych po kątach zwłok przeraziła młodego shinobi, a najgorsze jest, że tak mogło być i tym razem zwłaszcza, że te bestie, które opanowały także jazdę konno, nieubłaganie zmierzały w kierunku wozu. Mimo takiego skoku emocji, takiego poziomu adrenaliny chłopakowi nie było śpieszno do walki. Wiedział, że w tym stanie nie ma najmniejszych szans, by nawet zranić przeciwnika. Mimo, że od czasu tej wyprawy zebrał spory bagaż doświadczeń, sporo się nauczył, to czuł, że nawet z pełnymi siłami jeden człowiek-wilk sprawiłby mu niemały problem.

Dopiero, gdy Thos'mar powtórzył słowa Simeona, ten zauważył jak głupio one brzmiały. "Moje szanse... Trochę to było egoistyczne, przecież ja sam nic nie zdziałam, lecz... Oni wszyscy raczej wiedzą jaki styl walki mają te bestie, więc ja mam największe szanse zginąć, zwłaszcza w tym stanie... " - przemyślał jeszcze raz swoje słowa Sim, jednak nawet nie próbował się sprostować, tylko w milczeniu czekał na odpowiedź. Ku jego zdziwieniu mniejszy, jednoręczny topór, jaki zaprezentował sługa Ragnara wcale nie służy do walki w zwarciu, więc jego zastosowanie jeszcze bardziej zaskoczyła chłopaka. "Kurcze, czy on postradał zmysły, zamiast w pędzących przeciwników miotnął w drzewo". Aktywowana pułapka niemalże zwaliła Simeona z nóg. Był pod wrażeniem pomysłowości i roztropności tutejszego ludu, który zapewne jeszcze nie raz go zaskoczy. Młody shinobi skupił się na każdym słowie, które wypowiedział Thos'mar, próbując wyciągnąć z jego przemówienia jak najwięcej przydatnych informacji. A było ich całkiem sporo, gdyż facet mówił praktycznie same konkrety, bez niepotrzebnego owijania w bawełnę. Rzeczowo, tak jak lubił Sim. "Hmm, czyli to typowo siłowi wojownicy, nie znający pojęcia technika. Nie używają broni dystansowych, dzięki czemu jeszcze pewni żyjemy. Widzą w ciemności, przez co są zapewne śmiertelnie niebezpiecznymi przeciwnikami." - starał się zanalizować każdy detal dotyczący wrogiego ludu, jego umiejętności wojennych. Nagle zwrócił uwagę na te słowa, które prędzej praktycznie olał, nie przywiązał do nich zbyt wielkiej wagi, gdyż nie były one o ludziach z głowami wilków. " Czyli to niebieskie coś wylatujące ze mnie to moja chakra? No to teraz już rozumiem, dlaczego kości odmawiają mi posłuszeństwa, a sam jestem ciągle zmęczone i ospały. A ta cała pogoń, atak ludzi-wilków to moja wina. Porażka" - skwitował pośpiesznie Simeon, czując się winnym temu atakowi. Zauważył także, że wybór tej misji był jednym z najbardziej nieodpowiedzialnych ruchów, jakie kiedykolwiek mu się przytrafiły. Wtedy nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa , jakie niesie za sobą długa podróż w nieznane tereny. Teraz już to wie. Miał jednak bardzo dużo szczęścia, bo sam, bez niczyjej pomocy, w dodatku oznakowany przez uchodzącą chakrę nie dałby rady uciec przed ludźmi o głowach wilków. Nawet nie zna tutejszych terenów, więc byłby udupiony. Poza tym równie dobrze mógłby zostać odnaleziony przez tą bardziej dziką wersję tubylców.

Simeon zaczął wpatrywać się w rozszarpywane, rozrywane, bądź przebite przez pułapki kolejne ciała "wilkołaków", którzy poruszali się piechotą. Kawaleria, która była coraz bliżej znów napełniała Sima adrenaliną, jaka towarzyszy podczas starć. Bał się, że polegnie, gdyż w stanie jaki mu teraz towarzyszy (zmarznięty, osłabiony i bez chakry) shinobi jest praktycznie bezwartościowy. Gdy któryś z wrogów przy pomocy włóczni podpalił wóz, Sim nie spanikował. Ogień nie był na tyle duży, żeby trzeba było zwolnić i się ewakuować z wozu, więc Simeon postanowił działać. Strzepał z siebie cały śnieg, przeszukał niepodpaloną część "maszyny transportującej", aby znaleźć go jeszcze więcej, po czym wyrzucił cały na palący się ogień. Jeśli to nie poskutkowało Kaguya starał się zrzucić jak najwięcej białego puchu, potocznie nazywanego śniegiem, z gałęzi, jakie znajdowały nad jego głową. Jeżeli jednak dalej wóz się palił, chłopak skapitulował, ponieważ wiedział, iż bez chakry jego umiejętności nie są najwyższych lotów. Poza tym oddział, z którym właśnie podróżuję na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie-wilki mogą ich zaatakować, a nawet podpalić, więc chyba znajdzie się coś, aby tym ugasić ogień. W końcu Thos'mar wydawał się być na tyle dobrym dowódcą, że taką przypadłość także raczej zaplanował. "Kurde nie wygląda to zbyt dobrze" - skwitował Sim, gdy zauważył włócznię przebijającą plecy jednego z sojuszniczych żołnierzy. Jednak ten sam człowiek swoim heroicznym aktem oddania, wprawił Simeona w stan głębokiego podziwu. W końcu, w dzisiejszych czasach nieczęsto spotyka się aż tak odważnych i pogodzonych z własnym losem ludzi, którzy nie zawahają się oddać własnego życia, aby tylko ochronić przyjaciół. Dzięki temu wielkiemu czynowi oddział wojowników Króla Ragnara mógł choć na chwilę odetchnąć z ulgą, gdyż zgubili pościg. Dopiero teraz beznamiętny wzrok młodego chłopaka z Konohy powędrował ku światłu dochodzącego z osady Yaroglek. "Czyli moja podróż zmierza ku finałowi..." - pomyślał Simeon wpatrując się w nieubłaganie zbliżającą się bramę wioski...

Sjan Jin - 2010-08-27, 11:07

Teraz wszyscy bardziej spokojni zaczęli znowu nucić długą, przenikliwą melodię, wjeżdżając teraz w głęboki śnieg. Sanie i cały ten mały konwój ustały drogi schodząc trochę na pobocze, a Thos'mar biorąc jakiś kamień leżący obok drogi podniósł go oburącz i cisnął z całej siły w powietrze, a ten wpadł parę metrów dalej i zagłębił się na jeszcze więcej w śniegu, po czym strzepując sobie ręce zadowolony rzekł:
-Cruce myem... Działa... - po czym wskoczył zręcznie na konia i pognał go w stronę wioski, zapalając pochodnię którą miał schowaną pod suchym płaszczem i zaczął krążyć w jednym z miejsc machając pochodnią. Teraz Twoje zmęczone oczy, które nabierały prędkości wraz z ciałem jadącym na saniach zauważyły panoramę Wioski... Przed Wami były wbite w śnieg cienkie kije, patyki i pale, belki oraz gdzieniegdzie wykopane, puste doły w śniegu, zazwyczaj podłużne. Wykonane były trochę mało solidnie, jak na obronę tak zmyślnej Wioski i równie zmyślnych strategów tutaj mieszkających. Mury, zbudowane z prostych, drewnianych belek ułożonych poziomo nie miały miejsca na łuczników ani strzelców. Były wysokości może trzech metrów i zakończone były jedynie wcięciami, które przeszkadzały we wdrapywaniu się na samą górę, bo raniło to ręce, a wilki nie noszą rękawic. Bramą były po prostu duże, grube, drewniane drzwi pozbijane gdzieniegdzie metalem, które otworzyły się dając wjazd Thos'marowi jadącym z przodu i saniom wraz z jeźdźcami. Na murze widniało parę niskich i strasznie chudych baszt, na których stali teraz łucznicy szczegółowo przyglądający się Wam, dopóki nie zniknęliście już za bramą, wracając do obowiązków wartowniczych. Obok każdego stało palenisko, które było widziane z daleka, oraz metalowa tabliczka powieszona na stojaku, na którym wisiał także alarmowy młotek.




Wjechaliście w strefę mieszkalną, podczas późnego wieczora. Zmierzch już dawno minął i zapadała właśnie ciemna, mroźna noc. Gdzieniegdzie widać było wieśniaków w materiałowych strojach i ubraniach, którzy z czerwonymi nosami od sake jak i od mrozu błądzili po podwórkach, gospodarstwach i drogach z koszykami, drewnem na opał, łukami, bądź ubrani w futra ludzie wychodzący na spacer. Okna każdego z domów miały na zewnątrz drewniane, twarde drzwiczki, w razie obrony przed chłodem i wrogiem, tak samo jak i prawdziwe drzwi od domu. Najłatwiej byłoby wejść do mieszkania chyba nie przez drzwi, czy okna, lecz przez dach, który z zewnątrz wydawał się słabą konstrukcją. Sanie mknęły z niesioną echem melodią w kierunku kolejnych świateł i pochodni, które rysowały się wysoko, za jakieś dwieście metrów podgrodzia... Gdzieniegdzie stała gospoda, pod którą leżało i tańczyło paru miejscowych znawców trunków.



W końcu ukazały Ci się dobrze wyrysowane, wysokie, drewniane mury Osady Yaroglek. Wysokie na metrów, zaostrzone na górze w wysokie pale mury, posiadające dużo szerokich i grubych, oraz mniejszych i cienkich baszt, wieżyczek i wartowni, na których stały balisty, katapulty i inne zmyślne urządzenia, których nazw nie znałeś. Na murach stało po parunastu strażników, niosących pochodnie i mających w pogotowiu jedną strzałę oraz łuk, który wystrzeliłby płonący pocisk w razie zaalarmowania ataku. Na basztach stało prawdopodobnie po paru strzelców, gdyż światła pochodni dobrze oświetlały baszty, oraz słychać było nocne już rozmowy wartowników, przygotowujących się do nocnej warty. Na murach, nie na ich czubku, lecz na różnych wysokościach lekko otwarte były jakimiś prętami stalowe klapy, spod których również było widać światło płomieni. Thos'mar zgasił pochodnię i zaczął jechać w kierunku bramy, a dopiero teraz zwróciłeś uwagę, na niższe warstwy murów i obrony warowni. Na dole parę metrów pokrytych było grubymi palami, wystawionymi na różne wysokości, między którymi były średniej wielkości drewniane deski, na których powbijane były mniejsze kolce, które raniłyby stopy podczas mijania tych większych z zaostrzonych belek. Brama była wysoka na piętnaście metrów, zbudowana w połowie z metalu. Za pierwszym z ogromnych murów krył się kolejny, gdyż wjeżdżając w bramę zauważyłeś drugą bramę, zwodzoną i podciąganą przez długie, metalowe łańcuchy. Szybko wjechaliście także na drewniany pomost, wjeżdżając także na drugą bramę, by wjechać do środka. Nad Tobą unosiło się wiele mostów, lin, po których jeździły koszyki z jedzeniem i zaopatrzenie, a także parę chudych na metr, a długich na paręnaście metrów mostów wiodących z jednych murów na drugie. Oczywiście, przejście także nie było takie łatwe, bo przy wyjściu i wejściu na most trzeba było pokonać zamykane kluczem zwykłe drzwi, które także zabierały jakiś czas do pokonania. Po bokach nie było już palisad, pali, czy jakichś innych ostrzy. Tutaj była szeroka na dziesięć metrów, a głęboka na pięć pusta fosa, w której nasypana była masa śniegu. Przebiegnięcie po nim zwiastowało utonięcie i zapadnięcie się w nim i śmierć z powodu braku powietrza. Dodatkowo, za fosą ukryte były wilcze doły i różne pułapki, gdyż rozpoznałeś po bokach znajome Ci z lasu linki i systemy jakimi zapewne dysponowali Ci wojownicy. Teraz dopiero poczułeś prawdziwe ciepło, odróżniające się znacznie od mrozu podgrodzia i śnieżnych równin, na których przyszło Ci wcześniej podróżować przez parę godzin i później unikać pogoni...





W środku stało wiele budynków, postawionych między sobą bardzo gęsto, a na każdym w metalowej klatce uniemożliwiającej podpalenie czegokolwiek paliły się wesoło pochodnie. Wszędzie było jasno i ciepło, mimo tego, że nie widziałeś na cieniach światła księżyca. Nad owym centrum wioski roztaczała się ogromna, czarna, skórzana płachta pokryta gdzieniegdzie futrami pozszywanymi z futrem. Po bokach było pełno wejść na mury, schodków, oraz drabin. Gdybyś chciał znaleźć się na murach zewnętrznych, musiałbyś wejść tutaj, bądź wlecieć jakimś sposobem. Wszędzie na basztach były balisty i dziwne urządzenia skierowane w niebo z celownikami oraz z dziwnymi rurami, w których umieszczone były harpuny. W prawo od razu Twoją uwagę zwrócił chowający się za tłumem przechodniów hałasujący i pracujący cały czas zbudowany z metalowych części warsztat. Na zewnątrz kręciły się jakieś koła i ruszały się rury, a z komina warsztatu leciała para, która otaczała tamto miejsce, a pod budynkiem stało paru odzianych w egzotyczne stroje podszywane futrami i z mieczami przy bokach, schowanymi za pas. Wszędzie roztaczała się przyjemna woń ziół ze straganów rozstawionych pod murami i znana Ci troszeczkę woń piwa i sake, która dochodziła z gospody z głównej alei. Uliczki były wąskie na dwa metry, oprócz głównej ulicy, która była szeroka niczym deptak, mająca po swych poboczach najpopularniejsze warsztaty, domy, gospody i cechy.



Przemęczony zdjęty zostałeś z sań widząc, jak konie odbiera ktoś z okolicznych tubylców. Po chwili szybko straciłeś przytomność, czując ubytki w swej sile, chakrze i samopoczuciu. Jednakże, czułeś przypływ jakiejś nowej energii... Szybko zapadłeś w głęboki sen, budząc się w ciepłym, schludnym pomieszczeniu, gdzie na drewnianych ścianach wisiały szare futra oraz trofea. Łóżko także pokryte było paroma futrami, a na jednym z licznych tutaj stolików stała jakaś ciepła zupa, oraz jakieś białe, dwie kulki, chyba pokryte ryżem, z jasnym nadzieniem w środku, chyba na deser. Obok zupy stał także talerz z rybą, smażoną i doprawianą.

Simeon Kaguya - 2010-08-27, 14:14

Simoen podróżował saniami, wraz z różnorakimi towarami, jakie oddział Thos'mara przewoził do osady. Nie wiedział z czym dzieli sanie, lecz nie obchodziło go to zbytnio. Ważne, że w ogóle jechał. Podróż jednak wydawała mu się strasznie długa. Przy każdej baszcie z łucznikami towarzyszył mu spadek adrenaliny, wywołany większym poczuciem bezpieczeństwa, a kosztem tego rosła jego ekscytacja. "Nareszcie! Ta podróż się zakończy! Tak długo upragniony koniec! Tak blisko! Tyle przygód! Kto by pomyślał!? Zwykły genin, a jednak dał radę! Chociaż nie mogę chwalić dnia przed zachodem słońca... W każdym razie mnie to odpowiada..." Sim zaczął podziwiać zmyślnie urządzone fortyfikacje egzotycznego kraju Yaroglek. "Świetnie wynagradzają sobie brak chakry tymi narzędziami, jak i krzepą. Ciekawe ile czasu oni to wszystko budowali? Te mury są wprost stworzone do walki z ludźmi-wilkami. Swoją drogą te dzikusy mogą być niebezpieczne." Walka z nimi musi być uciążliwa, prawda? Ludzie-wilki... - powiedział Simeon i ponownie się zamyślił, a w jego wyobraźni znów ujrzał te niebezpieczne bestie, szarżujące na koniach. Według młodego Kaguyi było to najlepsze połączenie dzikości wilków, rozumu ludzi oraz szybkości koni - czyli broń praktycznie nie do zatrzymania. Dotarli już na miejsce. Mógłbyś zaprowadzić mnie do swojego króla? Mam waż... - wyszeptał Sim, po czym padł z wycieńczenia. Nie był nawet pewny, czy osoba pomagająca mu zejść usłyszała te słowa.

Kiedy się obudził było mu w końcu ciepło. Chłopak był zadowolony z tego, że miejscowa ludność tak nim się opiekuje. Odruchowo szukał wzrokiem przesyłki - tyle razy ryzykował już życie, że nie mógłby po prostu jej teraz nie dostarczyć i odpuścić. Następnie usiadł przy stoliku i z apetytem zabrał się do jedzenia. Wszystko było smaczne, przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż on sam był bardzo głodny. Po posiłku miał zamiar wybrać się w poszukiwaniu najbliższego strażnika, kogoś, kto mógłby go zaprowadzić wraz z przesyłką do króla. "Jest już tak blisko! Jeszcze troszkę!"

Sjan Jin - 2010-08-28, 15:11

Obudziłeś się w ciepłym łóżku oglądając przez lekko zamglone oczy pokój. Wszystko zbudowane było z drewna. Po stronie przeciwległej do drzwi z jednym, dużym oknem leżało owe łóżko, przykryte paroma rodzajami gęstości, koloru i wielkości futer oraz skór, które były chyba ze sobą pozszywane. Poduszki były wykonane z t jakiegoś twardego, sypkiego materiału, opatulone w futro. Na niektórych ze ścian wisiały obrazy wysokich, rosłych, starych już wojowników dzierżących w jednym ręku długi, dwuręczny, niebieski topór z nieznanego tworzywa dla Twojej kultury i Konohy. W jego ostrzu były kamienie, prawdopodobnie ametysty, szafiry i parę szlifowanych, owalnych rubinów. Każdy z nich natomiast na głowie nosił czarny, skrzydlaty hełm z przymocowaną do dołu hełmu kolczugą z otworami na oczy na twarz. Za nimi zaś stały jakieś zabudowania... Zaciekawiony przyglądając się im dłuższy czas zauważyłeś, że wszyscy mając także na hełmach wyrysowany, pozłacany, mały symbol korony, którego trudno było dojrzeć. Pierwszy z paru jak się można było zorientować władców Yaroglek, stał na tle swojej Osady. Pierwszy z nich, Baldor Krwisty, posiadający długą, wpół siwą, rudą brodę stał na tle podgrodzia. Zwykłych gospodarstw, otoczonych dwumetrowym murkiem i z podwójnymi drzwiami jako wejściem, więc konny by nie wjechał. Z tą różnicą, że w tle tam, gdzie była gospoda, wywieszony był znak dwóch skrzyżowanych toporów na tle dużej kropli krwi. Prawdopodobnie był to jakiś znak jego drużyny, gdyż pod budynkiem zebranych było paru wojów, którzy prawdopodobnie zawędrowali do tych umęczonych przez wilki ludzi i postanowili im pomóc...




Drugi, posiadający brodę sięgającą ziemi w kolorze brązowym, był niejaki Thos'mar Pierwszy, który stał na tej samej perspektywie jak wszyscy, na tle rozkwitającej wioski. Tutaj była już otoczona palisadami, wykopane były rowy, okopy, a na murach stali łucznicy. Najwidoczniej, poprzez jakiś wypadek zlikwidowali te obronne pozycje, bo były nieprzydatne, bądź lepiej było bez nich, bo teraz jest to zwykła palisada bez stojaków, schodów i murków dla strzelców.



Szybko spojrzałeś rzutem oka na innych. Z biegiem czasu wieś zamieniła się w podgrodzie pełne gospodarstw, domów, warsztatów, cechów, sklepów, gospód otoczone mało pokaźnymi, aczkolwiek pokaźnymi murami i małymi fortyfikacjami. W końcu zauważyłeś, że gdy czwarty z pięciu władców stał na tle wioski, za jej budowlami i murami wyrasta wysoka na parę metrów osada. Prawdopodobnie gród, przeciętny dla wszystkich tutaj mieszkających na mroźnych stepach. Był otoczony grubą palisadą i posiadał z dwie małe baszty po bokach. Czujnym okiem wpatrując się w gród rozpoznałeś podobne zabudowanie w nim, jakie miało Twoje okno - charakterystyczny kształt i żółty kolor szkła. Następnie spojrzałeś na ostatni z obrazów... Był on trzy razy większy od innych, a przy jego boku stała trójka jakichś mężczyzn. W jednym z nich rozpoznałeś Thos'mara, mającego jeszcze wtedy tylko siwiznę na oznakach czarnej barwy brody i wąsów. Obok stało równie majestatycznie wyglądających dwóch wojów. Król Ragnar Daleki stał dumnie dzierżąc niebieski, szafirowy topór dwuręczny, a za jego plecami stała ogromna, wysoka twierdza, wzniesiona za jego Panowania...



Nagle dało się słyszeć za drzwiami młody, zdrowy i barwny głos jakiegoś mężczyzny, Thos'mara i nieznany, bardzo cichy, ochrypły, chory, zmęczony głos...
- Tak... Wczoraj znaleźliśmy go w mroźnej rzece. Tak myśleliśmy, że to może być Yubinin z góry spisany na śmierć... Bardzo się cieszyliśmy, że się odnalazł, bo nigdy nikt nie doszedł aż tutaj, cały i zdrowy. Paru shinobich dawno temu zaszło tu tylko dzięki szczęściu. Pozbawieni chakry nie mieli szans z Moruenem... Wiesz dobrze kim... - mówił Thos'mar grubym, silnym tonem zbliżając się do drzwi, które jednak nie miały zamiaru zostać otworzone, bo nie drgnęły ani nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Słychać było dwa westchnienia...
- Widać, że chłopak pewnie dużo przeżył, że go wyłowiliśmy... Był w kiepskim stanie, więc nie zadawaliśmy pytań. Poczta w Konoha-Gakure prawdopodobnie wysłała go na straty, modląc się, by misja się powiodła... Tyle lat czekaliśmy na tą przesyłkę i kontakt z ciepłymi krainami i Krajami Shinobi... - powiedział smutnym, zawiedzionym i ściszonym głosem Thos'mar myśląc o przesyłce, która leżała pod Twoim łóżkiem, schowana przez służbę, która Cię przebrała, dała Ci jeść i przyniosła Cię tu:
-Poz... Pozwoliliście na to?!... - tutaj ochrypły głos mówił z trudnością, przerywając kaszlem... Dało się słyszeć dźwięk otwierania butelki z winem i kolejne westchnienie, tym razem mniej ochrypłe niż głos który mówił:
-Szubrawcy... U nas by się coś takiego nie zdarzyło... Gdyby Tsuchikage się tym zainteresował, wyruszyłaby karawana by zgładzić Moruenema i jego wszystkich dzikich sługusów! - tutaj ochrypły głos był już mniej ciężki i chory, a także miał siłę, by podnieść swój półszept do krzyku:
-Wejdę tam... - powiedział człowiek kaszląc, a klamka obróciła się dziwnym sposobem parę razy w prawo, a dziwne mechanizmy otworzyły drzwi, a w drzwiach stanął dość wysoki, odziany w długą, przeciwśniegową szatę mężczyzna, mający na twarz zarzuconą chustkę i na oczach gogle, zza których spoglądały na Ciebie mało widoczne, białe oczy bez żadnych czarnych źrenic, bądź znaków. Postać wyjęła ze swojego plecaka pakunek, rzucając go na łóżko, po czym swobodnie usiadła na jednym z krzeseł, wsuwając ze swojego pasa jakąś butelkę i pijąc jej zawartość pod płaszczem.

Simeon Kaguya - 2010-08-28, 17:05

Simeon, pełen podziwu zaczął oglądać obrazy wiszące na ścianie komnaty obrazy. Byli to zapewne władcy wioski, jacy przez lata brali udział w tworzeniu Yaroglek. "To właśnie nim ta osada zawdzięcza swoją obecną rozbudowę, pozycję i całe piękno, jakie w niej drzemie. Szczególną uwagę chłopak poświęcił dziwnemu, niebieskiemu toporowi. Sam wielbił się we wszelkiego rodzaju broniach, a te siłowe, były jego ulubionymi. Zastanawiał go materiał, bo choć już nieraz oglądał różnoraki tworzywa, jeszcze nigdy z takim się nie spotkał. Było one dziwnie niebieskie, lecz to także nadawało swojego uroku całemu wizerunkowi ówczesnym wojom, którzy zostali uwiecznieni na obrazie. "Skoro mogła być wykonana z niego broń, to powinien być niebywale twardy" - wydawało się ninjy z Konohy. Następnie, z nadmiaru czasu zaczął analizować, każdy obraz po kolei. Starał się wyłapać nawet najdrobniejsze szczegóły i je sobie wytłumaczyć. Tak było w przypadku symboli korony na hełmach wojowników o niebieskich toporach. Potem zabrał się za każdego króla po kolei. Zaczął od pierwszego, czyli, jak wyczytał, Baldora Krwistego, prawdopodobnie założyciela Yaroglek, jako osady. " Tak musiały wyglądać początki osady Ciekawie jak wyglądały one w mojej Konosze?" - zastanawiał się skupiając wzrok tym razem na herbie. Według Kaguyi był to znak krwawych wojen, jakie ogarnęły ten obszar, w tamtym okresie. Nie był jednak pewny swojego zdania. Wiadomo. Jest młody, jeszcze nigdy na własne oczy nie widział żadnego loga, oprócz herbów wiosek i znaku Uchiha, a doszedł do wniosku, że jeśli te dwa topory skrzyżowane na kropli krwi, byłyby herbem Yaroglek, to już prędzej nadziałby się na ten obraz. Zaczął oglądać następnego władcę. Tho'mar pierwszy. Zapewne przodek Thos'mara - stwierdził na głos, chcąc wypełnić ciszę, jaka panowała w pomieszczeniu. Nawet nie wziął pod uwagę faktu, że jego znajomy mógłby po prostu dostać imię na cześć wielkiego władcy. "Łucznicy na murach? Wtedy byli, a teraz ich nie ma? Dlaczego? Przecież sam, na własne oczy widziałem, jak dobrą bronią jest umiejętnie wyszkolony łucznik" - chłopak nie mógł zrozumieć, co kierowało dowódcą, który zniósł miejsca dla łuczników. Zdaniem Sima akurat ten ruch był nierozsądny, ale bałby się to powiedzieć głośno. "Król tak wspaniałej wioski, zaopatrzonej w tak zabójcze maszyny wojenne na pewno miał swoje powody, aby tak postąpić..." - stwierdził po namyśle. Nie miał zamiaru dłużej nad tą kwestią myśleć, gdyż ona i tak pochłonęła mu sporo czasu. Jego wzrok zaczął szybko przeglądać każdego kolejnego władcę. Ta zabawa zaczęła już go nudzić , więc swoje spojrzenie skierował na ostatni, znacznie większy obraz. Ku jego zdziwieniu rozpoznał na nim Thos'mara, osoby, która uratowała mu życie przynajmniej dwukrotnie. Był on wtedy młodszy, lecz jego wygląd był tak samo majestatyczny, jak teraz. A może nawet bardziej. Na tym samym obrazie były także wizerunki jeszcze 2 innych, jak dotąd nieznajomych ludzi. Jeden z nich to zapewne władca Yaroglek - Król Ragnar, o tym drugim Simeon raczej nie miał okazji usłyszeć. Tak mu się przynajmniej wydawało.

Jego rozmyślania przerwała rozmowa tocząca się za drzwiami, w sąsiedniej komnacie. Rozpoznał, iż jednym z trzech słyszanych przez niego głosów - jest ten należący do Thos'mara. Sim rozpoznał także temat rozmowy - ku jego zdziwieniu był nim on sam, co go trochę przeraziło. Starał się wywnioskować jak najwięcej faktów. Już prędzej domyślił się, że ta przesyłka jest ważna, jednak dopiero teraz sobie uświadomił, że został wysłany na misję, z której teoretycznie nie powinien wrócić innym środkiem podróży, aniżeli trumna. Zastanowił się, czy może po prostu tak wielka wiara była pokładana w "legendarnym geninie Konohy"? Ale przecież to tylko genin... Zaraz, zaraz... Kto to ten Mauren? Simeon po cichu postarał się przybliżyć do drzwi, by usłyszeć jeszcze więcej. Wywnioskował iż to może być najsilniejszy wojownik, bądź przywódca ludzi-wilków. Po chwili usłyszał jak ktoś wchodzi. Odskoczył momentalnie od drzwi, a kiedy się one otworzyły siedział już na krześle. Dziwny wygląd wchodzącej postaci wprawił Sima w lekkie drgawki. Kim jesteś? Mam nadzieję, że przychodzisz, by zapłacić za moją robotę? Tak? - powiedział chłopak wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego.


-----------------------------------------------------------------------------------------
Za pozwoleniem Mizuna - do poniedziałku przerwa w misji

Sjan Jin - 2010-08-28, 17:57

Postać siedziała naprzeciwko przy innym ze stolików i schowała butelkę do plecaka. Coś tam robiło i zaczęło wykonywać pieczęcie, lecz nic się nie działo... Po chwili dało się spod maski słyszeć zdeformowany lekko, ochrypły głos:
-No tak... - po chwili chłopak wstał i wyjął z kieszeni niebieski szafir, podobny tworzywem do owego niebieskiego dwuręcznego topora, który dumnie dzierżyli władcy, a tym samym wojownicy Wioski Yaroglek. Szafir błyskał się pod promieniami słońca i przybrał przez chwilę białą barwę, a od Twojej strony i z otwartego okna zaczął napływać niebieski, drobniutki, mało zauważalny pył, przeradzający się w gęste pasma mgły kierujące się przez parę sekund ku szafirowi. Postać upadła na jedno kolano, po czym wykonało pieczęcie i z całej siły w głosie krzyknęła:
-Totsu Mono Nitsu no Jutsu! - po czym szafir prysnął we wszystkie strony raniąc lekko rękę użytkownika a przed Twoją posturą zamieniając się w pył. Użytkownik wydał lekki jęk a po jego dłoni i po ranach zaczęły biegać seledynowe i białe znaki kierujące się do ciała... Nagle, dało się słyszeć szybsze bicie jego serca, które szybko się umiarkowało:
-Jasna cholera... Nie te rękawiczki... - usłyszałeś bardzo znajomy i dziwny, męski głos, nie podobny do tego chorego. Po chwili postać zrzuciła z siebie długi, biały płaszcz z seledynowymi znakami i szybko rzucił go idealnie na wieszak z odległości paru metrów, a z głowy spadł biały kaptur. Ukazała Ci się ubrana w specyficzną, białą szatę postać z goglami na oczach oraz srebrnej masce na nos i usta, na które był malusieńki otwór. Na głowie nieuporządkowana zwisała długa czupryna zamieniająca się w dzikie kosmyki i fale koloru siwego. Po chwili usłyszałeś znowu ten przenikliwy, barwny, młody, męski głos:
-Uważaj na siebie smyku... Nie znamy się, ale mam dla Ciebie pewną misję i przychodzę z prośbą od Konohy... Komuś na Tobie zależy... - mówił nie ujawniając twarzy chłopak zza maski, po czym podszedł do łóżka i otworzył pakunki, a Twoim oczom ukazał się jakiś długi, metalowy, srebrny miecz z dziwnymi zębatkami, kółkami i innymi kształtami na klindze i rękojeści. Wziął go w swoje ręce i wyglądałoby to, jakby z prostego zamachu na wysokości pasa chciał uderzyć w podłogę. Miecz wystrzelił a klinga zamieniła się na pokryty zębatkami bicz z ostrzem na końcu, a przy klindze powychodziło parę dziwnych kółek:
-Pewien mój przyjaciel dowiedział się, że tak utalentowany Genin został spisany na straty. Służę mu pomocą... Dodatkowo mam ważną dla Ciebie misję... Konoha, która ma u mnie dług obiecała, że dostaniesz za to misję rangi S, a dodatkowo ode mnie tą oto broń o wartości 3000 Rou... Jest bardzo poręczna... A więc, co Ty na to? Muszę wiedzieć, że się zgadzasz, zanim powierzę Ci tajną misję o której Ragnar ani mój przyjaciel Thos'mar się nie dowiedzą... - powiedział swój monolog tajemniczy mężczyzna, a Ty dostrzegłeś, że pod jednym z oczek gogli na poliku widać znak Tsuki-Gakure no Sato, a na plecach wystawała rękojeść jakiejś dwuręcznej katany. Wszędzie było zimno, chociaż zanim przybysz tam wszedł, było bardzo ciepło, co było dziwne, mimo otwartego okna.

Simeon Kaguya - 2010-08-29, 22:44

Sim trochę nieśmiało zaczął przyglądać się sylwetce siadającego mężczyzny. Niezbyt wiele zobaczył, gdyż biały płaszcz, jaki nosił owy człowiek mimo, iż dodawał mu powagi, to także skrupulatnie zasłaniał jego ciało. "Do tego ten kaptur" - zauważył zaintrygowany rozmówcą Simeon. Jego tajemniczość powinna przyprawiać chłopaka o dreszcze, lecz w tym wypadku młody wojownik z klanu Kaguya był dziwnie spokojny. Z podsłuchanej prędzej rozmowy wywnioskował, że jego życie jest ważne dla całej tamtej trójki, a ten człowiek przyszedł tylko na krótką pogawędkę. Chłopak przemówił, po czym wstał. Jego głos dał Simeonowi do myślenia. Był on zachrypnięty i sprawiał wrażenie należeć do osoby starej, chorej i zmęczonej. Sim przyjrzał się niebieskiemu szafirowi, który do złudzenia przypominał mu tworzywo, z jakiego wyrobione były topory wielkich wojowników upamiętnione na jednym z obrazów. Nagle, ku zaskoczeniu młodego shinobi'ego znów z jego ciała zaczęła wydobywać się niebieska smuga. Jak domyślił się Simeon, to właśnie te szafiry odpowiedzialne są za wydobywanie chakry od każdej osoby, która ją ma. "W oddziale Thos'mara też musiały być gdzieś te minerały: - Simeon spróbował odtworzyć sobie tamten moment pościgu, jednak całą akcję pamięta jak przez mgłę. Był wtedy zmęczony, zmarznięty, a do tego chakra cały czas mu ubywała. "Czyli to właśnie te bronie stały się utrapieniem nocnych wartowników, którzy musieli stawić czoła ludziom-wilkom, choć ich nie widzieli" - zastanawiał się chłopak, lecz nawet nie miał zamiaru potwierdzać swoich przypuszczeń. Wolał zając się obserwacją dość specyficznie zachowującego się człowieka i jego poczynań.

Użytkownik kryształu upadł na kolano i wykonał jakieś jutsu, którego nazwa nigdy nie przewinęła się przez głowę Genina, ale to nie było dla niego niczym dziwnym, gdyż nie znał on oszałamiająco dużo nazw technik. Prawdę mówiąc, zazwyczaj dowiadywał się jak zwie się dane jutsu chwilę przed jego nauką. Większym zaskoczeniem było zastosowanie ataku. Piękny, zbierający chakrę minerał eksplodował niczym granat, raniąc odłamkiem rękę użytkownika. Zaniepokoiło to Simeona. "Nie często spotyka się ludzi, którzy ranią sami siebie. Choć to pewnie był wypadek" - przypuszczenia Kaguyi potwierdziły słowa jego rozmówcy, z których wyraźnie wynikało, że ta rana jest przypadkowa. Głos mężczyzny momentalne się zmienił nie do poznania. Teraz był taki normalny. "Czyżby te justu działało jak lekarstwo" - starał się zrozumieć przeznaczenie niedawno wykonanej techniki. Niedawno wydane przez mężczyznę słowa zaniepokoiły młodego ninję Konohy. Sam tekst nie był ważny, chodziło głównie o głos, który wydawał się Simowi znajomy. "Na pewno skądś ten głos znam, gdzieś go już słyszałem." - zastanawiał się chłopak, uważnie obserwując poczynania nieznajomego. "Ten ubiór... Jest znajomy... Czy nie? Sam nie wiem. Chyba jednak jest to ktoś ważny i istotny, bo wygląda bardzo dostojnie w tym białym płaszczu. Jeszcze te gogle i maska... Bez wątpienia dodaje to tej postaci tajemniczości. No i te włosy, na których panował chaos. Z pewnością nie był to człowiek, z którym bym chciał zadzierać... No, na pewno będzie ciekawie. Swoją drogą... Interesujące - co tak ważny człowiek, jak on może chcieć od zwykłego genina Konohy, który nawet nie zdał dwóch egzaminów? Zaraz! Nie wolno mi tak myśleć! Jestem przecież najlepszym geninem, jakiego widział cały świat shinobi!" - przeanalizował szybko sytuację Simeon... Kiedy usłyszał głos mężczyzny, osłupiał - "Jak to? Komu z Konohy na mnie zależy? Komu na tyle ważnemu, by jego ręka sięgała aż tutaj, do Yaroglek? Czy owa osoba na pewno istnieje?" - zastanawiał się Sim, po czym odpowiedział: Kto to taki może być, kto by się zainteresował losami zwykłego Simeona - człowieka, który nawet do części pisemnej egzaminu na chuunina musiał podejść dwukrotnie, co? - powiedział, jednak ten niezwykły oręż wyjęty z pakunków zamknął jego niewyparzoną jadaczkę. Wolał już się nie odzywać. "Co jeszcze kryje w sobie świat shinobi? To chyba dopiero początek mojej drogi po sukces, drogi do stopnia sannina... Stanę się najsilniejszym z istniejących członków klanu Kaguya, a może i nawet najsilniejszym w całej ich historii… Jednak teraz widzę jak wielka przepaść mnie jeszcze dzieli od tego celu. Nim zostanę poważany – muszę przejść swoją próbę, udowodnić swoją wielkość! To czyni ze mnie shinobi!” – pomyślał, a to ostatnie zdanie nawet powtórzył sobie pod nosem. Skąd macie taką broń? Wygląda na znakomity oręż! Jeszcze te ukryte opcje… Ach, co ja mam zrobić? Misja rangi S? Broń za 3000 rou dla mnie? To nieźle wpłynęłoby na moją karierę, a także mogłoby ulepszyć mój styl walki, ale… czy to nie będzie dla mnie za trudne? Czy podołam temu zadaniu? Ech, co robić? - tutaj przez myśl przeszło Simowi jedno ważne zdanie, które kiedyś powiedział mu ojciec: „Bez ryzyka nie ma zabawy”, teraz już wiedział, co czynić: Biorę to! A więc, co mogę dla Ciebie zrobić?

Sjan Jin - 2010-09-04, 11:34

Człowiekowi jakby wróciły siły, bo od razu przeciągnął się zakładając ręce za głowę, a Ty ujrzałeś na jednym z nadgarstków srebrny karwasz z którego wystawało ostrze kunaia. Shinobi był najwidoczniej typem rozrywkowego człowieka bo zauważywszy jakiegoś latającego węża... Do tego wrócimy zaraz... Wycelował w niego karwaszem i przebił go kunaiem, wybijając z przestrzeni okna na dwór... Ale co to ku*wa miało być?! Latający wąż?! Był to czarny, bardzo krótki, uskrzydlony wąż łopoczący w powietrzu. Lodowiec Fukyuu był bardzo dziwnym i odmiennym miejscem... Po chwili chłopak siedział spokojnie i zaśmiał się zza maski i zdjąwszy gogle przypatrywał się Tobie, gdy Ty lekko zaskoczony i w miarę spokojny wymawiałeś szybko, chaotycznie i energicznie pytania o Konohę. Pod goglami nie widziałeś od razu jego twarzy, lecz drugą część srebrnej, majestatycznej maski, na której czole widniał znak księżyca... Po chwili widząc Twoje zakłopotanie pakunkiem przerwał zaistniałą ciszę odpowiedzią na Twoje pytania, trochę zdziwiony i zaskoczony ich nawałem:
-Cóż... Nie wiem od czego zacząć, więc wyjaśnię to szybko, sprawnie i zręcznie... - powiedział zdejmując gogle, pod którymi kryła się srebrna, duża maska, zakrywająca całą twarz, a na samej górze widniał symbol pięciokątnej, najzwyklejszej gwiazdy, która emanowała seledynowym światłem. Chłopak złapał za maskę, lecz zwątpił i nie zdjął jej, zastygając dłonią na srebrnej powierzchni, a spod metalu dało się słyszeć przytłumiony, dojrzały głos:
-Twoje wyniki nie były najlepsze, ale spoglądając na Ciebie pierwszym rzutem oka widać, że masz siłę i talent, którego nie umiesz ani trochę wykorzystować chłopcze... Widać, niejaki Seiso Senjuu, Jounin z Konohy o bardzo ważnych sojuszach i znajomościach, coś w Tobie zobaczył. A ja jestem mu coś winien, więc postanowiłem Cię uratować, chociaż jak zauważyłem, szczęśliwym trafem udało Ci się jakoś tutaj dotrzeć i zostać wyłowionym przez mego druga, Thos'mara... Chociaż w jego języku imię wymawia się chyba Phrostahmar z gardłowymi "h" ale kontynuujmy... - mówił zaciekle swój monolog władając językiem bardzo barwnym i skłonnym do wyjaśnień. Po chwili gestem ręki przyciągnął pakunek na krzesło obok siebie z uśmiechem, który krył za maską:
-A skąd mamy taką broń? Dużo takiej w naszych elitarnych szeregach, ale kim jestem wyjawić Ci na razie nie mogę, póki nie zaakceptujesz mojej oferty... A poza tym, 3000 Rou to dla Ciebie dużo? Nie obrażając Cię, władam o wiele większymi funduszami, a mimo tego, że kamień jest bardzo ważny dla mnie wydaje mi się, że broń to dostateczna zapłata, nieprawdaż? - powiedział spoglądając na Ciebie, nie czekając na odpowiedź, wciąż trzymając dłoń na czubku dołu maski, gotowy do zdjęcia jej, ale chyba nie zamierzał tego zrobić:
-Co do trudności... Tak, zadanie jest bardzo trudne, szanse, że samemu mu podołasz są jak 40%. Musiałbyś wykazać się bardzo dobrą strategią i taktyką... Ale i tak miałbyś wspólny cel z Thos'marem... - powiedział oddychając trochę ciężko pod maską:
-Duszno tu... - powiedział, zdjąwszy maskę, a tam ukazała się blada, znajoma, chociaż bardzo mało twarz z białymi, wyglądającymi na ślepe, nieprzeniknionymi oczyma, które spoglądały bezuczuciowo w Twoją stronę, towarzysząc paru głębokim oddechom. Młodzieniec przyglądał Ci się dłuższą chwilę z uśmiechem słysząc, że akceptujesz jego ofertę, więc od razu zatarł dłonie i widocznie uradowany decyzją wyjął zza swojego pasa jakiś zwój, który przed Tobą rozwinął. Była to mapa podobna do tej którą pokazał Ci poczmistrz, ale znacznie większa, prawie trzy razy i obejmowała więcej lodowca. Przedstawiała Wioskę Yaroglek i okoliczne wsie oraz miasta... Niedaleko była także wilcza osada, podobna do ogromnego, lodowego wzgórza pokrytego setkami otworów i lodowych kolców. Na prawo jednak, gdzie mapa się kończyła, widniał duży obraz jakiegoś żółtego, oszlifowanego kamienia w złotej otoczce, włożonego w jakiś lodowy sopel. Na dole zaś pokozany był schemat wewnętrzny wszystkich jam, pieczar i tuneli, oraz oznaczone główne obozowiska i skupiska sił wilków:
-Zadanie masz proste i wymagające szybkiego działania... Za dwa dni, jak co miesiąc wilki szykują się do szturmu na Wioskę, a wszystkie domy zostają pozamykane, a ludność ucieka z samego wieczora do grodu, bo nie zdołają utrzymać zewnętrznych obronnych fortyfikacji... Tylko zgineliby tam ludzie... Ragnar mężnie odpiera te ataki i tym razem, chce wprowadzić pewną zmianę, a Ty możesz się do niej włączyć za moją pomocą... Król Ragnar, władający tymi mroźnymi ziemiami wyśle podczas ataku innym wejściem dwa oddziały swoich mężnych wojowników pod dowództwem Thos'mara, co liczyć będzie z jakieś pięćdziesiąt konnych wojów... Ty podłączysz się do kolumny i wyruszysz do Wilczej Nory... Wilków jest na prawdę wiele i pojawiają się z każdym dniem. Jednakże, pewien zwiadowca doniósł, że wilków w jamie prawie nie ma po każdym szturmie, a następnego dnia znów się pojawiają... To bardzo dziwne zjawisko, więc trzeba się tym zająć... Thos'mar ma za zadanie wybić całą norę pod nieobecność głównych sił wilczych... Gdzieś jest także owy kamień szlachetny, który dla mnie zdobędziesz... Oni zajmą się swoimi sprawami, a Ty swoimi... Pamiętaj, za dwa dni... - tutaj nagle ręce i twarz, jak i nogi chłopaka zaczęły się rozsypywać niczym piasek rozsypywany za pomocą wiatru. Śnieg, który powstał z jego ciała wylatywał wichrem przez okno, a Ty zostałeś w pokoju sam, słysząc na korytarze stuk butów i ruch.

Simeon Kaguya - 2010-09-05, 14:53

Simeon usiadł troszkę pewniej siebie. Nie bał już się wizerunku tego człowieka, gdyż zdołał już do niego przywyknąć. Przyglądał mu się jednak dalej bardzo uważnie. W momencie, gdy on zabił latającego węża, chłopakiem targnęło jakieś dziwne uczucie. "Co to do cholery jest? Ile jeszcze dziwacznych stworzeń tu będzie? Pierw ludzie-wilki, potem przerośnięte ważki, które przypominają do złudzenia uskrzydlone węże, może zaraz wyjdzie świnia z rogami byka?" - pomyślał Kaguya z nutką ironii. Jeden szybki rzut pozbawił życia tego zwierzęcia. Widocznie rozmówca Sima także był shinobim, w dodatku nie byle jakim. Chłopak spróbował jednak ukryć zaskoczenie towarzyszące mu na myśl, że rozmawia z osobą, która także ma chakrę. "Przecież w tych terenach ludzie jej nie posiadają. On jest nietutejszy, ta samo jak ja. Dlaczego więc zna on tak dobrze króla, oraz Thos'mara?" - zastanawiał się chwilkę Simeon, próbując odpowiedzieć sobie na nurtujące go pytania. Zamaskowana, bohatersko wyglądająca postać pozbyła się swych gogli, na co Sim od razu zwrócił uwagę, gdyż w końcu mógł spróbować nawiązać kontakt wzrokowy. Udało mu się, lecz to co zobaczył zaczęło napawać go lekkim strachem. Oczy jego rozmówcy bardziej przypominały wzrok trupa, aniżeli osoby tętniącej życiem. Owe spojrzenie nie pozwalało Simowi zachować wewnętrznego spokoju. Z niewiadomego powodu nawet adrenalina mu nieznacznie podskoczyła, co go lekko zmartwiło. Tym razem chłopak wolał zwrócić swój wzrok w kierunku księżyca - symbolu Tsukigakure. Widział on go już kilka razy, między innymi podczas egzaminu na chuunina, gdy przyszło mu współpracować z Inoue, reprezentantką wioski księżyca. "Więc on także pochodzi z Tsuki? Ciekawe..." - pomyślał Sim woląc nie pytać o tak błahe sprawy. Uważnie przyglądając się masce człowieka, stwierdził, iż już wcześniej mógł wywnioskować jego pochodzenie, gdyż ten znak było widać pod jednym z oczek gogli. Simeona zaczęło obchodzić znaczenie stroju chłopaka. Według Simeona całkowicie jasny strój musiał służyć jako kamuflaż, aby mógł ukryć się w śniegu i spokojnie podróżować. "Dobry pomysł, chyba też powinienem poszukać białego stroju przed powrotem do Konohy" - mruknął niesłyszalnie Sim.

Głos zamaskowanego mężczyzny zabrzmiał przerywając tym samym krótką, aczkolwiek dosyć niezręczną ciszę. "A więc to Seiso. Ten skurczybyk jest już jouninem... Stał się niezwykle wpływowy. I tak bym go pokonał" - pomyślał Sim mówiąc ostatnie zdanie po cichutku, a następnie uśmiechając się pod nosem. "Czy to przeznaczenie, czy przypadek, że jego postać zawsze kręci się blisko mnie? Czy to egzamin na chuunina, teraz jeszcze ta misja... Seiso... Co ten chłopak kombinuje? Jak wrócę do Konohy to się z nim będę musiał rozgadać. Coś mi się wydaje, że może się kroić coś wielkiego... " - pomyślał Sim, po czym wsłuchał się dalej w słowa swego rozmówcy. Teraz zaczął rozprawiać o broni. "A więc to jest broń elity Yaroglek? Jak dla mnie to bomba! Hmmm... Kim on jest, że ma więcej pieniędzy, aniżeli 3000 rou. Przecież to kupa kasy. I kurcze o jaki kamień mu chodzi" - zastanawiał się Sim, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby go naprowadzić na trop kamienia. Próbował zrozumieć o co dokładnie mu chodzi. Sim postanowił wypełnić pustkę pozostawioną po pytaniu mężczyzny, więc po krótkiej ciszy odparł: Oczywiście, że dostateczna - nie miał zamiaru się rozgadywać, ponieważ mimo jego niecałkowitego rozgarnięcia, to jeśli chodziło o pieniądze, czy misje zawsze był konkretny i wymagał tego samego od swoich pracodawców. Na szczęście kolejny raz trafił na kogoś, kto zna się na rzeczy. Na dodatek Sim powinien otrzymać pomoc od Thos'mara. Tak przynajmniej zrozumiał. To na pewno ułatwiłoby mu wykonać tak trudne zadanie. "Jestem o krok od podjęcia najcięższej z możliwych misji. Ranga S. To mnie kręci, nie mogę się zawahać, w końcu to ja jestem Simeon Kaguya - najpotężniejszy z geninów na całym świecie! Jeśli nie ja... To kto?" - mówił sam do siebie Sim, próbując na siłę się zmotywować, oraz choć trochę ograniczyć towarzyszące mu zdenerwowanie.

Simeon ujrzał twarz swojego nowego znajomego. Niemalże od razu rzuciło mu się w oczy coś, co wyglądało mu na znajome. Jakby gdzieś to kiedyś widział, ale za cholerę nie pamięta gdzie. Nie wiedział także nawet co to jest. Widział po prostu, iż ten osobnik miał na sobie takową rzecz. Blada, schorowana twarz przypominała mu do złudzenia osobę pozbawioną życia, wręcz martwą. Wydawałoby się, wiele przeszedł na swojej scenie życia mimo swojego jeszcze dosyć młodego stażu. Ciekawość zżerała Sima coraz bardziej, aż w końcu nie wytrzymał i powiedział: Czy my się czasem gdzieś wcześniej nie spotkaliśmy? Kojarzę Cię, jednak nie mogę sobie przypomnieć żadnych konkretów... - jego głos był cichy, aczkolwiek pewny siebie. Sim spojrzał na mapę. Wielką, dokładną, bardzo opisową mapę... "Widać, że się dobrze przygotował, nim powierzył mi misję. Wygląda na to, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik..." - pomyślał Sim, po czym wysłuchał na czym dokładnie polega zadanie. W momencie kiedy jego zleceniodawca wspomniał o kamieniu, spytał: Nie obchodzi mnie co to za kamień, ani dlaczego jest taki ważny, ale prosiłbym o jakieś wskazówki. Wiesz może gdzie konkretnie mam go szukać? I czemu Thos'mar ani żaden z jego ludzi nie mogą się o tym dowiedzieć, bądź po niego wyruszyć? - zapytał jeszcze Sim.

Kiedy już jego rozmówca zmienił się w śnieg i zniknął to pomyślał: "Whoa! Kolejna technika, o które istnieniu nie miałem pojęcia. Chociaż... Czy to nie była czasem odmiana kage bunshina?" - pomyślał, po czym powiedział: No ej, ale jeszcze kilka rzeczy chciałem się dowie... ech, nieważne...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group